czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 13 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

- Ale tu nuuuuuudno… - Ayumi przeciągnęła nienaturalnie ostatni wyraz. W tym momencie siedziała (jeśli można to tak nazwać) w dość dziwnej pozycji. Mianowicie barkami opierała się o ziemię, a nogami, które były uniesione, o ścianę. – Czy naprawdę nie mogę spędzić ostatniego dnia życia jakoś bardziej sensownie?
Mężczyzna, który ją pilnował był trochę zdezorientowany. Dziewczyna zachowywała się, jakby nie rozumiała znaczenia słów „ostatni dzień życia”.
- Oi, Katana! – zwróciła się do niego używając ksywki, którą sama mu nadała z niewiadomych przyczyn. – Jak umrę? Powiesicie mnie? A może zastrzelicie?
- Nie rozumiesz, że to poważna sprawa! – facet w garniturze podniósł głos i aż wstał. Spojrzał wściekły na zdziwioną Itakurę. – Zostało ci jakieś dwanaście godzin życia! Więc czemu?! Czemu jesteś taka radosna i beztroska?!
- Pytasz czemu? – usadowiła się w normalnej pozycji. – To trudne pytanie. Jednak myślę, że znam odpowiedź – uśmiechnęła się. – Po prostu myślę, że skoro już mam umrzeć, to chcę być przygotowana na to. Strach, płacz i zgrzytanie zębów nic tu nie dadzą.
- Serio tak myślisz? – otworzył szerzej oczy.
- Oczywiście – położyła się na podłodze i spojrzała na blaszany dach. – Ktoś bardzo mi bliski nauczył mnie pewnej zasady. Jeśli się czegoś boisz, musisz prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać strach. Od czasu, kiedy mi ją przekazał, staram się do niej stosować. Skoro ja na przykład w tym momencie najbardziej boję się śmierci, to muszę walczyć ze strachem. Traktuję ten dzień jak każdy inny. Bo w końcu nie jest on jakiś wyjątkowy. Różni się od innych tylko tym, że mnie skrócicie wieczorem o głowę – zaśmiała się blondynka. – Jednak zastanawia mnie, dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście – spojrzała podejrzliwie na bruneta.
- Szef pewnie myśli, że jednak masz przy sobie pieniądze – zrezygnowany facet usiadł na małym krześle, na którym i tak prawie cały czas siedział.
- Jaki on naiwny – westchnęła Ayumi. – Tyle razy mówiłam, że nie mam kasy. Jednak kiedy już prawie uzbierałam na pierwszą drobną ratę, wy musieliście mnie tu zamknąć – stwierdziła zażenowana.
- Szkoda mi cię – stwierdził.
- Co? – Itakura zmrużyła gniewnie oczy. – Katana? Ty i litość? Po pierwsze nie spodziewałam się tego po tobie, a po drugie nienawidzę litości.
- Posłuchaj mnie. Pomogę ci się stąd wydostać – wyraźnie ściszył głos tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Ale… czemu tak nagle zmieniłeś zdanie? – trochę ją zatkało. – Przecież byłeś po przeciwnej stronie…
- Jeśli się czegoś boisz, musisz prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać strach – spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem, a ona tylko odwzajemniła gest. – Ale do rzeczy. Nie mogę tak po prostu otworzyć drzwi. W klamce jest czujnik. Jeśli uda ci się jakoś wydostać, szef od razu się o tym dowie. Z kratami jest tak samo.
- Więc jak mam się wydostać? Przecież tu nie ma okien – Ayumi zaczęła się rozglądać.
- Spójrz na ścianę – od razu zrobiła to, co brunet kazał. – Widzisz to odbarwienie sporej wielkości?
- Hai – przyjrzała się bardziej.
- To cieniutka blacha, która nawet nie jest przymocowana do ściany. Problemem stanowi drewniana deska, która ją przytrzymuje.
- Jak jest spróchniała, to dam sobie radę – Itakura z uśmiechem na ustach podciągnęła rękawy. – Arigato, Katana.
Wzięła zamach i z całej siły uderzyła we wskazane miejsce. Widać było, że blacha się wygięła, jednak nic to nie dało. Dziewczyna spróbowała jeszcze raz. Otrzymała dokładnie ten sam efekt. Po chwili zaczęła uderzać na zmianę rękoma. Z jej pięści zaczęła lecieć krew i bolało ją jak diabli, jednak starała się nie zwracać na to uwagi. „Shizuo może, to i ja mogę” – powtarzała sobie cały czas w myślach. W końcu miała już tego dość. Oparła się poranionymi dłońmi o podłoże i kopnęła obydwiema nogami z całej siły w blachę, która odpadła. Spojrzała na dziurę. Deska faktycznie była spróchniała, przez co dała się złamać.
- Mam szczęście – uśmiechnęła się szeroko. – Dzięki jeszcze raz. Ale… nie będziesz mieć przeze mnie problemów?
- O mnie się nie martw – oznajmił Katana. – Już. Spadaj stąd. I przeżyj.
- Okey! – zasalutowała mu i wymknęła się na zewnątrz.
Spojrzała na niebo. Po położeniu słońca, które właśnie zachodziło, stwierdziła, że ma jakąś godzinę na ucieczkę. Potem się zorientują. Unikając zbędnych rozmyślań ruszyła biegiem przed siebie. Było to nie lada wyzwanie, gdyż od pobytu u Celty i Shinry nic nie piła, ani nie jadła. Ponadto była wykończona, gdyż nie zmrużyła oka tej nocy. Popatrzyła na swoje dłonie. Nie były może w najlepszym stanie, jednak musiały się jeszcze do czegoś przydać. Itakura znalazła się na wiadukcie. Spojrzała na dół i od razu zakręciło jej się w głowie.
- Nie czas na marudzenie, Ayumi – powiedziała stanowczo sama do siebie. – Musisz jakoś zejść.
Chwyciła za barierkę i przewiesiła się na drugą jej stronę. Następnie zaczepiła stopami o nią i puściła się. Teraz zwisała do góry nogami, co wcale nie ułatwiało jej zadania. Wiedziała, że tym razem nie może liczyć na nikogo. Musi poradzić sobie sama. Rozhuśtała się lekko i jakimś cudem złapała za niewielką, lecz raczej wytrzymałą rurę. Odplątała stopy. Teraz pozostało jej skoczyć w odpowiednim momencie. W przeciwnym razie coś ją przejedzie. Czuła ogromny ból w poranionych dłoniach. Nie wróżyło to nic dobrego. Jej palce zaczęły drętwieć i powoli ześlizgiwały się z rury. Ayumi modliła się w duchu, żeby wytrzymała jeszcze chwilę. Zaraz będzie idealny moment. Jeszcze chwilę…
Puściła się. Spadła na zgięte nogi i przetoczyła się jeszcze raz, aby złagodzić to spotkanie z podłożem.
- Yoshi – powiedziała z determinacją i uśmiechem na ustach. – Nie dorwą mnie. Dam z siebie wszystko!

* * *

- Nigdzie jej nie ma… - Shizuo zacisnął rękę na znaku drogowym, który pod wpływem jego siły wgniótł się w tym miejscu.
- Ja też się o nią martwię, jednak może nie wszystko stracone – Celty próbowała podtrzymać przyjaciela na duchu. – Może nie sprawdziliśmy jeszcze jakiegoś miejsca.
- Iie. To niemożliwe, żebyśmy coś ominęli – Heiwajima wsadził ręce do kieszeni i zaczął iść w dobrze mu znanym kierunku – Ikebukuro. – Nie ma szans, żeby… - przerwał, gdy zobaczył jakąś sylwetkę w oddali. Osoba wyglądała na wykończoną. Blondyn zmrużył oczy, żeby się jej lepiej przyjrzeć. Po chwili oniemiał, a z jego ust wyleciał papieros. – Ayumi… To ona… To na pewno ona! – rzucił się w jej stronę. Dullahan natomiast dalej stała w miejscu. Jednak wyraźnie jej ulżyło. Uznała, że na razie zostawi ich samych. Wsiadła na motor i odjechała.
- Jeszcze… kawałek… Jeszcze… trochę… - zamroczona dziewczyna miała już upaść, jednak przytrzymały ją czyjeś silne ramiona. Spojrzała na znajomą twarz i uśmiechnęła się. – Shizuo…
- Nie rób mi tego więcej… - Heiwajima przytulił ją mocno do siebie.
- Ale czego? – zaśmiała się i odwzajemniła uścisk.
- Nie znikaj tak nagle… Martwiłem się, że coś ci się stanie…
- Ale jestem cała… – uśmiechnęła się bardziej. – Tylko trochę obolała… i zmęczona… - dodała. – No i została kwestia tego… – puściła go i pokazała dłonie. – Jednak później się tym zajmę…
- Kto ci to zrobił?
- Zgadnij – powiedziała wymownie.
- Zabiję, zabiję, zabiję, zabiję, zabiję… - zaczął w kółko powtarzać jedno słowo. – Nie dość, że prawie mnie zabili, to jeszcze ciebie. Nie wybaczę im tego. Już są martwi.
- Uspokój się Shizuo – zaśmiała się nerwowo dziewczyna. – Czy możemy przedyskutować kwestię twojej zemsty później?
- Zgoda – westchnął zrezygnowany. – Ale tylko ze względu na twój aktualny stan zdrowia.

Były barman wiedział, że Itakura nie da rady dojść o własnych siłach do domu. Wziął więc ją na plecy. Ona oplotła się nogami wokół jego pasa. Jej ręce zwisały swobodnie. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy. Czuła się tak dobrze i bezpiecznie, że nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

2 komentarze:

  1. Katana made my day! aż nie wierze, że Itakura go tak łatwo urobila i pozwolił jej zwiac..
    Stylowa ucieczka, tak bardzo w jej stylu:D
    Ta ostatnia scenka taka kawaii ^w^ ajjj lecę czytać dalej:3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    bardzo stylowa ucieczka Ayumi... och Shizuo się bardzo martwi, ale odnalazł teraz to on się nią zaopiekuje....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń