czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 2 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Tak wiem. Obiecałam wam na moim innym blogu hentaia. I go napiszę tutaj, jednak... później? Teraz jakoś nie mam weny do "takich" rzeczy xDD Jak na razie ma długaśnego one shota z "Naruto", więc wstawię go tutaj przed moim ośmiodniowym wyjazdem. Hentaia napiszę zapewne po powrocie. Nie wiem tylko, ile mi to zajmie ^^" A teraz koniec ogłoszeń i miłego czytania ~
Przechadzała się uliczkami Ikebukuro. Wcześniej wstąpiła do starszego pana, który wynajmuje jej kiosk na jej szczęście za niewielkie pieniądze. Pozwolił jej się najzwyczajniej w świecie umyć i uprać swoje ubrania. Niestety, ale nie za bardzo miała możliwość wybrać się gdzie indziej i musiała skorzystać z tej niezręcznej oferty. Staruszek jest bardzo miły, jednak Ayumi nie lubiła wchodzić ludziom na głowę. Wolała radzić sobie sama, mimo że nie zawsze dawała sobie radę.
Słyszała, jak jej burczy w brzuchu, jednak starała się to ignorować. Mijała kolejny zakład usługowy – tym razem był to fryzjer. Do okna była przyczepiona kartka „przyjmę do pracy osobę, która…”. Nawet nie czytała dalej. Wiedziała, że nie ma szans, aby dostać jakąkolwiek posadę. W końcu nie była na studiach, a liceum ukończyła z nienajlepszymi ocenami. Westchnęła głośno. Nienawidziła czuć się taka bezradna. Wtedy wydawało jej się, że nie jest potrzebna na tym świecie.
Usłyszała jakąś krzątaninę za plecami, więc automatycznie się odwróciła. Przeklęła w myślach. „Znaleźli mnie po dwóch latach. Mogliby poczekać jeszcze rok.” Od razu zaczęła biec.
- Za nią! Nie może zwiać! – krzyczał jakiś mężczyzna.
Zaczęła się pogoń. Blondynka uciekała przez przepełnione ludnością tokijskie ulice, co jakiś czas przepraszając, że na kogoś wpadła. Obejrzała się przez ramię i drwiąco uśmiechnęła.
- Uparci są – powiedziała sama do siebie i ruszyła w stronę metra.
Ześlizgnęła się po obręczy, aby było szybciej i pędem udała się w kierunku peronu. Z zapowiedzi słychać było, że pociąg zaraz podjedzie, więc nie myśląc wiele skorzystała z okazji i skoczyła na tory. Zdezorientowani mężczyźni, który zdążyli już ją dogonić spojrzeli po sobie. Wyglądało na to, że dziewczyna chce się zabić. Jednak ta zwinnie podciągnęła się i weszła w ostatniej chwili na miejsce przeznaczone na czekanie na pociąg.
- Na co czekacie?! – ocknął się wreszcie jeden z facetów. – Gońcie ją!
Ayumi śmiejąc się z głupoty mężczyzn wyszła tym samym wyjściem, którym weszła. Zadowolona z siebie spojrzała na bezchmurne niebo. Nagle usłyszała znajome głosy. Znów się odwróciła.
- No nie… - niezadowolona znów zilustrowała wzrokiem niedawno widziane szare garnitury.
Wróciła do biegu. Jednak nie trwał on długo, gdyż złapał ją przeszywający ból w klatce piersiowej. Upadła i złapała się za bolące miejsce. Kiedy próbowała ruszyć jakąkolwiek kończyną, ból się nasilał. Ciężko oddychała.
- Kogo my tu mamy – zaczął jeden z barczystych mężczyzn. – Itakura Ayumi. Dawno się nie widzieliśmy.
- Czego chcecie? – wydusiła z trudem.
- Pieniędzy – odparł krótko.
- Mówiłam, że oddam… Nie mówiłam kiedy… - próbowała się podnieść, jednak tym razem przeszkodził jej facet, który kopnął ją w brzuch, powodując kolejną falę bólu. Drugi podniósł ją za bluzę do góry i w takiej pozycji ją utrzymywał.
- Czas się skończył – oznajmił poważnym głosem szef uderzył ją otwartą dłonią w policzek. – Masz oddać całą sumę.
- Nie mam tyle kasy… Właściwie, w ogóle jej nie mam – spojrzała na niego rozłożyła bezradnie ręce.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i kiwnęli głowami. Po chwili niebieskooka dostała serię uderzeń pięścią w brzuch. Trzymający rzucił ją z całej siły przed siebie tak, że uderzyła o chodnik i odturlała się kawałek dalej. Zatrzymała się na butach jakiegoś przechodnia, który obserwował całe zajście.
- Sumima…sen... – wydukała.
- Jeszcze nie skończyliśmy – śmiał się szef dwójki oprychów.
- Skończyliście – oznajmił właściciel owych butów, zaciągając się papierosem.
- Widzę, że komuś się nie podobają nasze działania – zadrwił jeden z osiłków. – Jak dostaniesz w mordę, od razu zmienisz zdanie.
Ayumi przyjrzała się lepiej mężczyźnie z papierosem. Był to blondyn ubrany typowo jak barman. Na nosie miał okulary z niebieskimi szkłami, które w tym momencie zdejmował.
- Mogę? – spytał spokojnie swojego towarzysza, w którym niebieskooka rozpoznała swojego dobrego znajomego.
- Skoro musisz – odparł Tom Tanaka obojętnym tonem i podszedł do dziewczyny.
Blondyn zaciągnął się jeszcze raz papierosem. Po chwili zgiął go wpół i upuścił na beton, przydeptując go.
- Pan barman się wkurzył? – drwił szef.
- Widzę, że jesteście tu nowi, skoro jeszcze nie słyszeliście o Heiwajima Shizuo – stwierdził Tanaka.
- Heiwajima… Shizuo… - powtórzyła Itakura ze strachem w oczach. Słyszała wiele na jego temat, jednak nie spotkała go osobiście. Aż do teraz.
W jednej chwili blondyn rzucił się na mężczyzn wyginając ich kręgosłupy w dość nienaturalny sposób. W panice próbowali uciec, jednak niezbyt mieli jak. Po chwili w ruch wszedł także automat z napojami oraz znak drogowy, który jeszcze przed chwilą znajdował się przy drodze. Ostatecznie połamani, sini i zakrwawieni mężczyźni leżeli obok stojącego nad nimi wkurzonego Heiwajimy. Westchnął i popatrzył na dziewczynę. Ta ze strachem w oczach powoli odsuwała się będąc dalej na betonie. W pewnym momencie natrafiła na nogi Tanaki, co skutecznie jej to utrudniło.
- Zabiorę ją stąd na razie. Widać, że się ciebie boi – powiedział Tom do Shizuo, który odparł skinieniem głowy i zapalił nowego papierosa.
Brązowooki podniósł roztrzęsioną blondynkę z ziemi i zaprowadził pod budynek jakiejś restauracji. Usiedli na schodach. Tymczasem Heiwajima przystanął na rogu tak, aby tamta dwójka nie mogła go zobaczyć. W końcu był w pracy i nie mógł za bardzo oddalać się od Toma.
- Arigato… - wypaliła niebieskooka, kiedy już ochłonęła po zaistniałej sytuacji.
- Podziękowania należą się Shizuo – brązowowłosy uśmiechnął się. – Gdyby nie on, byłoby po tobie.
- Wiem… Ale… jak on… automat… i ten znak… - zaczęła gestykulować rękami. – To nie jest człowiek. To jest wcielona agresja – stwierdziła, a Heiwajima słyszący rozmowę westchnął z zażenowania. Kolejna osoba uważała go za potwora… Kolejna osoba, która się go bała…
- Zaskoczę cię. On nienawidzi przemocy – zaśmiał się Tanaka, a dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy. – To zapewne był główny powód, dla którego ci pomógł.
„Zna mnie na wylot” – pomyślał mężczyzna, o którym cały czas była mowa.
- Ale… skąd on ma tyle siły? – nadal była lekko wystraszona tym, co zaszło. – Ta akcja była… - zawahała się.
- Przerażająca? Okropna? Nie na miejscu? A może… - wyliczał komornik.
- Bardziej chodziło mi o niesamowita i niecodzienna, ale spoko – zaśmiała się blondynka, przez co Tom trochę się zakłopotał.
- O co w ogóle poszło tobie i tamtym gościom? – spytał wreszcie.
- O to, co zwykle. Kasa… - oparła głowę na łokciach. – Nigdy nie spłacę długów ojca… - westchnęła.
„Zanosi się na kolejną ckliwą historyjkę” – pomyślał Shizuo i przydeptał papierosa. – „Lepiej się stąd wyniosę.”
Już chciał iść, jednak zatrzymał się po wypowiedzi niebieskookiej:
- Mówi się trudno. Najwyżej kiedyś mnie wykończą – zaśmiała się. - Normalny człowiek by się załamał, a ja się śmieję. Wniosek? – spojrzała na brązowookiego. – Jestem nienormalna – znów zaczęła się śmiać.
- Po prostu cieszysz się życiem – odparł tez się ciesząc. – Masz dług u tamtych gości i dodatkowo u mnie na miliony jenów, a mimo to jesteś jedyną osobą, która nie opowiadała historii swojego życia, płacząc przy tym. Do tego w ogóle jej nie opowiadałaś – zauważył.
- A jest taka potrzeba? – spytała. – Ja uważam, że nie.
Shizuo zatkało. Z poprzednich wypowiedzi zorientował się, że blondynka ma do spłacenia ogromne dugi po ojcu, a nie przestaje się uśmiechać. Dodatkowo woli pozostać bardziej tajemniczą osobą i nie otwiera się nawet przed znajomymi takimi jak Tom. Zadziwiło go to.
- I wiesz… - zaczęła zakłopotana niebieskooka. – Jest taka sprawa…
- Hmm? – Tanaka spojrzał na nią zdziwiony.
- Spłacenie długu trochę się przeciągnie…
- Czemu? Nie grasz już na ulicy?
- No właśnie jakoś nie – uderzyła się otwartą dłonią w czoło. – Ten skurwiel Izaya rozjebał mi gitarę – na te słowa Heiwajima parsknął śmiechem.
- Dziewczynie nie wypada mówić w ten sposób – poprawił ją brunet.
- Ten idiota Izaya roztrzaskał moją gitarę. Lepiej? – spytała ironicznie.
- O wiele – uśmiechnął się i wstał. – W takim wypadku tu masz pieniądze na nową – wyciągnął dłoń pełną banknotów w stronę blondynki.
- Oooooo nie – odparła wkurzona. – Wiesz, że nie lubię wykorzystywać innych, a tym bardziej nienawidzę, jak ktoś się nade mną lituje.
- Ale ja się nad tobą nie lituję. Daję ci prezent – oznajmił.
- Taa, prezent. Najzwyczajniej w świecie jest ci mnie szkoda! – ona również wstała. – Nie przyjmę tego.
- W takim wypadku idziesz ze mną do sklepu muzycznego po gitarę.
- Czemu jesteś taki uparty? – skrzyżowała ręce na piersiach.
- Bo bez pracy będziesz przymierać głodem.
- Czyli jednak współczucie – fuknęła.
- I kto tu jest uparty? – podniósł jedną brew i znów wyciągnął do niej rękę z pieniędzmi.
- Niech ci będzie… - powiedziała niezadowolona po chwili. – Ale dolicz to do długu.
- To ci daruję.
- Ale ja sobie nie daruję – zmarszczyła brwi. – Będę się źle czuła ze świadomością, że nie chcesz, żebym ci oddała. No wiesz – litość.
- Jesteś wkurzająca – oświadczył Tom i oboje ruszyli w stronę sklepu.
- A co z Shizuo? – spytała nagle Ayumi.
- Zapewne będzie się trzymał gdzieś z tyłu, by nie powodować u ciebie zawału ze strachu – zaśmiał się.
- Skoro tak… - spojrzała się na niebo i uśmiechnęła się. Lubiła to robić.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 1 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Ohayo minna! Jak mówiłam już niektórym (zaznaczam, że nie wszystkim ^^") zaczęłam pisać opowiadanie rozdziałowe. No i oczywiście o Drrr :3 Na wstępie:
- specjalnie nie zrobiłam prologu, bo uznałam, że nie będzie potrzebny
- nie, nie będzie to yaoi
- będzie OC
- główna bohaterka będzie trochę hejtować Izayę, co nie znaczy, że ja go nie lubię. Po prostu jakoś tak wyszło ^^" Myślę, że nie powinno to wam przeszkadzać xD
No więc koniec paplaniny. Zdjęcie bohaterki na końcu notki. Bayo~!
Wieczór. Na ulicy pełno samochodów. Ludzie wracają o tej porze do domu po pracy. Słychać jeszcze gwarne rozmowy licealistów kręcących się w parku przy fontannie, w której odbija się złocisty kolor słońca. Stosunkowo spokojną atmosferę przerywa co jakiś czas pewien krzyk.
- IIIIIIzaaaaayaaaaa!!! – o dziwo nie należał on do mężczyzny znanego jako Heiwajima Shizuo, a do dziewczyny o blond włosach i niebieskich oczach. Wściekła goniła bruneta, który ani na sekundę nie przestawał się śmiać. – Oddawaj moją gitarę! – znów zdzierała gardło.
Chłopak zawzięcie uciekał. Wbiegł do opuszczonego budynku i po schodach udał się na samą górę. Dziewczyna nie odpuszczała.
- I co teraz? – stanął przy samej barierce i wyciągnął rękę z gitarą poza obręb tarasu widokowego. Po chwili uśmiechnął się kpiąco, widząc minę niebieskookiej. – Co, Ayumi? Już się poddajesz?
- Menda z ciebie, wiesz? – spytała ironicznie.
- Nie mów tak o mnie – rozłożył bezradnie ręce. – Zanim wyjechałaś do Jokohamy przyjaźniliśmy się.
- Ty tak mówisz.
- Przestań – brunet zaśmiał się. – Nawet bawiliśmy się kiedyś w jednej piaskownicy.
- Pamiętam – zmarszczyła brwi. – Podbierałeś moje zabawki, a potem je bezczelnie niszczyłeś.
- No cóż… Trochę mi zostało z tamtego okresu – znów dało się usłyszeć jego śmiech.
- Dobra, skończ – zmierzyła go wzrokiem. – Oddawaj gitarę.
- Podejdź, a znajdzie się na saaaamym dole – nienaturalnie przedłużył drugą literę ostatniego wyrazu i pomachał gitarą.
Miał już przygotowane kilka scenariuszy. Znał ludzi na wylot. Ayumi w tym momencie mogła nie zbliżać się do niego i negocjować, co i tak skończyłoby się roztrzaskaniem jej własności. Mogła również próbować do niego podbiec i zabrać gitarę, jednak czarnowłosy zrobiłby to samo, co w poprzednim przypadku. Ku jego zdziwieniu blondynka z uśmiechem na twarzy powoli zbliżała się ku niemu. Trzymał swój sprężynowy nóż w gotowości. Starał się wymyślić, co jej przyszło do głowy, ale po raz pierwszy nie mógł odczytać czyichś zamiarów. Niebieskooka była nieprzewidywalna – zupełnie jak on.
Niespodziewanie chwyciła delikatnie gitarę i po chwili specjalnie ją upuściła. Jej własność z donośnym hukiem roztrzaskała się na ziemi. Zdezorientowany brązowooki spojrzał na nią ze zdziwieniem. Ona pozostając uśmiechnięta przytuliła go.
- Czemu to zrobiłaś? – wydusił wreszcie.
- Bo cokolwiek innego bym nie zrobiła, to i tak by to się tak skończyło. Mam rację? – na te słowa chłopak prychnął.
- Rozgryzłaś mnie tak szybko? Kim ty jesteś? – zaśmiał się.
- Tym, kim byłam zawsze. I tak z innej beczki – mówiłam już, że cię nienawidzę, Orihara? – z wrednym uśmieszkiem na twarzy wsadziła mu palce głęboko w żebra, powodując, że Izaya zgiął się wpół z bólu. – Nienawidzę cię z całego serca, gnido. Teraz przez ciebie będę przymierać głodem – dodała wyjątkowo optymistycznym głosem.
 - Nie przesadzaj… - odparł, czując jeszcze ból. – Nie będzie tak źle.
- Może będzie, może nie będzie. W końcu nie wszystko zależy ode mnie – po tych słowach schowała ręce do kieszeni i odeszła.

* * *

Mimo, że było już naprawdę późno, miejscami można było dostrzec pojedynczych przechodniów. Jedną z nich była blondynka ubrana w czerwoną rozpiętą bluzę, niebieską bluzkę i dżinsy. Z uśmiechem szła przed siebie. Nagle zauważyła znajomą postać stojącą na poboczu. Podeszła bliżej.
- Celty-san! – pomachała do niej, a kobieta na czarnym motorze zrobiła to samo. – Miło cię widzieć! – wyszczerzyła się.
- Ciebie również – napisała na swoim palm topie, dodając przy tym uśmiechniętą buźkę. – Co u ciebie?
- To, co zwykle – zarzuciła ręce za głowę. – Poza tym, że miałam nieprzyjemne spotkanie z naszym „kochanym” informatorem – jej głos zmienił barwę, odzwierciedlając tym samym lekkie zażenowanie.
- Co tym razem zrobił?
- Jak zawsze mnie wkurwił – odparła blondynka bez namysłu. Kobieta w kasku zaczęła poruszać charakterystycznie ramionami, co mogło świadczyć o tym, że się śmieje.
- Ale konkretnie – napisała.
- Konkretnie? – Ayumi zastanowiła się chwilę. – Dzięki niemu już nie mam pracy – uśmiechnęła się. – Roztrzaskał moją gitarę. Znaczy to ja ją roztrzaskałam, ale to on ją roztrzaskał… To skomplikowane… - podrapała się po karku.
- Jesteś niemądra – ramiona Celty dalej się poruszały. – Co masz zamiar teraz zrobić?
- A skąd mam wiedzieć? – westchnęła. – Jestem w kropce. Kiedy grałam w parku, to przynajmniej mi starczało na jedzenie. Ale widzę dobre strony – obróciła się bokiem do właścicielki czarnego motoru. – Trochę schudnę – zademonstrowała swoją sylwetkę.
- Wcale nie jesteś gruba! – widać było, że próbuje protestować. – Jesteś wręcz koścista!
- To dzięki specjalnej diecie Ayumi! Spróbuj już dziś! – mówiła głosem typowym dla kobiet występujących w reklamach. Po chwili obie się roześmiały, oczywiście jeśli chodzi o Celty, to w granicach możliwości.
Rozmowę przerwał dzwoniący telefon. Motocyklistka odebrała i po chwilowym posłuchaniu w czym rzecz, rozłączyła się.
- Musisz jechać – blondynka bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Zgadnij kto… - dullahan na pewno gdyby mogła, zrobiłaby zażenowaną minę. – Czego on chce o tej godzinie?
- Zadanie ci znalazł. Jak zwykle wtedy, kiedy nie trzeba. Cały Izaya. Za to go nienawidzę – zaśmiała się i zaczęła odchodzić. – Do następnej pogawędki!
Celty tylko pomachała do niej i odjechała.

* * *

Szła przed siebie, patrząc na gwiazdy na niebie. Co chwilę też się rozglądała, jakby lekko zaniepokojona. Jednak wiedziała, że nic jej nie grozi. Weszła w małą, boczną uliczkę i stanęła obok małego, blaszanego składziku  przypominającego kiosk. Zaczęła grzebać w kieszeni. Kiedy odnalazła klucze, otworzyła drzwi. Spojrzała ostatni raz na niebo i uśmiechnęła się. Zdjęła buty i wytrzepała je na zewnątrz. Rozejrzała się po niewielkim wnętrzu. Nie było tu nic specjalnego: koc, jedna poduszka i mały plecaczek, z którego blondynka wygrzebała wczorajszą bułkę. Od razu zaczęła ją jeść. Usiadła na kocu. Zastanawiała się nad swoim życiem. Zastanawiała się, jak teraz przeżyje. Nie ma nawet za co kupić nową gitarę. Trochę się bała następnego dnia, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że i tak musi kiedyś nadejść.
- Jakoś to będzie – powiedziała na głos, jakby sama siebie pocieszając. Ułożyła się najwygodniej jak mogła i po chwili zasnęła.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

One Shot - Sasuke x Naruto

Siemka ludzie.
Wychodzi na to, że teraz ja coś muszę napisać. Tak więc informuję wszem i wobec, że nie zostałam stworzona do pisania yuri, yaoi czy hentai. Więc po co napisałam tego one shota? - pewnie większość z was zapyta. Otóż chciałabym w ten sposób dać prezent mojej najlepszej przyjaciółce, którą jest Emiko. Tak btw ma urodziny w październiku, ale prezent dostanie teraz xD Więc... zdrowia, szczęścia, pomyślności i powodzenia wśród chłopów nee-chan! ^^ I przy okazji zacytuję Emiko - "Bo Kaśka to jest cham." Ten "cham" specjalnie dla Ciebie napisał SasuNaru, więc się ciesz!
Teraz nie zanudzam i zapraszam do czytania ~
Blondyn padał z nóg. Było po północy, a on dalej siedział przy książkach. W końcu miał mieć ważny sprawdzian, a nie chciał go zawalić. Aż sam nie poznawał swojej postawy do nauki. Upił łyk energetyka i znów wsadził nos w książkę. Jednak nie wytrzymał tak długo. Po chwili jego materiał naukowy wylądował na dywanie. Znużony Uzumaki podniósł swoje cztery litery z kanapy. Uchiha, który siedział razem z nim, zrobił to samo.
- Już się poddałeś? – spytał drwiącym głosem. – W końcu miałeś nie spać całą noc.
- Daj mi spokój, nie mam siły – ziewnął.
- To może zajmiemy się czym innym? – zaproponował brunet.
- Sasuke, nie dzisiaj – oznajmił stanowczo i ruszył w stronę drzwi.
Zatrzymało go silne ramię bruneta, które spoczęło na jego torsie. Druga ręka natomiast w jednej chwili wylądowała w jego bokserkach.
- Sasuke, powiedziałem coś! – warknął, czując falę podniecenia.
- Wiem, że chcesz – uśmiechnął się zadziornie Uchiha i zaczął pieścić męskość Uzumakiego.
Naruto przygryzł wargę. Starał się zapanować nad sobą, jednak niezbyt mu to wychodziło. Z każdym momentem czuł,  że jest coraz bardziej podniecony. W końcu zaprzestał walki i zachłannie wpił się w usta Sasuke i nie czekając na odpowiedź z jego strony, zaczął pieścić jego podniebienie językiem. Uchiha zadowolony z poczynań blondyna przeszedł z nim na kanapę, po czym usiadł na nim okrakiem i zaczął rozpinać jego koszulę, nie przerywając pocałunku. Zaczął rękami masować jego brzuch. Następnie oderwał się od niego i uśmiechnął zadziornie.
- Czyli jednak Uzumaki chętny do zabawy – wymruczał mu do ucha.
- Zabiję cię kiedyś, draniu – odparł drżącym głosem.
Sasuke wrócił do całowania. Przeniósł się na tors. Po chwili lizał już sutki blondyna, który jęczał z rozkoszy. Z jego pleców zaczął tworzyć się rozkoszny łuk. Uznał, że nie może być dłużny. Zaczął rozbierać swojego kochanka. Zaraz potem chwycił członka Sasuke i powoli przejechał po nim ręką. Brunet aż drgnął, czując rozchodzący się po jego ciele dreszcz. Naruto zaczął poruszać dłonią stopniowo coraz szybciej, powodując tym samym, że Uchiha zaczął jęczeć z podniecenia. W końcu Uzumaki zabrał rękę i przejechał językiem po całej długości penisa. Następnie zaczął go pieścić swoimi wargami, przygryzając delikatnie co jakiś czas skórę. Czarnooki nie posiadał się z rozkoszy. Czuł się jak w niebie. Sam pocałował go i wsadził rękę w niezdjęte jeszcze bokserki blondyna, który jęknął w jego usta. Obaj nawzajem wprawiali siebie w stan białej gorączki. Kiedy Sasuke uznał, że już czas, ściągnął bieliznę chłopaka i obrócił go tyłem do siebie. Oblizał swoje palce i wsadził je w odbyt kochanka. On tylko wydał z siebie krzyk stłumiony przez poduszkę leżącą na sofie. Do jego oczu zaczęły cisnąć się łzy. Jednak po kilku chwilach  ból zamienił się w czystą rozkosz. Naruto jęczał przy każdym poruszeniu palcami Uchihy, których stopniowo przybywało. Uzumaki czuł się jak w niebie. Kilka minut później rozpoznał coś większego w sobie. Sasuke wreszcie w niego wszedł. Podniecenie obu sięgało zenitu. Blondyn zaczął poruszać biodrami w rytm, jaki nadawał czarnooki. Stopniowo przyspieszali, aż wreszcie obaj doszli krzycząc swoje imiona. Opadli zmęczeni na kanapę.
- Jesteś cudowny – brunet pocałował kochanka w czoło.                       
- Wiem – uśmiechnął się. – Jednak nie tak jak ty.

Kruczowłosy zagarnął koc, który leżał obok na sofie i przykrył ich obu. Po chwili zasnęli, tuląc się do siebie.

piątek, 14 czerwca 2013

One Shot - "Po drugiej stronie"

Yo :3

Krótkie i spokojnie opowiadanie o gejach na dobry początek bloga ^^
To jest pierwsze opowiadanie, które kiedykolwiek zostało przeze mnie opublikowane, więc mam nadzieję, że wam się spodoba :3

Muzyczka do czytania ^^
Pozdrawiam <3


Kolejna próba… Kolejna męczarnia. Jedynym plusem jest to, że przez 3 godziny dziennie mogę bezkarnie wgapiać się w Rukiego. W jego zapał. Każdy ruch. Starałem się nie pomylić. Jak na razie nawet nieźle mi to wychodziło.
-Dobra! To teraz Red, ok?- krzyknął lider. Nawet nie zauważyłem jak skończyła się piosenka. Wszyscy przytaknęliśmy, a mój mały Aniołek prawie skakał ze szczęścia, gdyż był to jego ulubiony utwór. Zaczął skakać po całej sali do prób. Wszędzie było go pełno. Zapatrzyłem się w jego roześmianą buźkę. Wyglądał po prostu ślicznie! Patrzyłem w niego jak na najpiękniejszy obrazek na świecie i dosłownie „pożerałem” go wzrokiem.
”Ciekawe, czy sam na sam też jest taki rozbrykany” – pomyślałem. Nie zauważyłem jak zgubiłem rytm. Przestałem w ogóle grać wciąż patrząc na Takanoriego. Po chwili wszystkie instrumenty ucichły, a Aniołek przestał śpiewać. Mało mnie to ruszyło byłem zbyt zajęty podziwianiem ślicznej twarzyczki Matsumoto. Jednak tą cudowną i kojącą ciszę przerwał perkusista.
-Aoi, dlaczego przestałeś grać? Stało się coś?
-Etto.. Nie, nic się nie stało. Przepraszam.. – nic się nie stało? Tak, nazwijmy zakochanie się bez wzajemności w chłopaku jest niczym. Tak, bardzo. Aoi, przestań okłamywać samego siebie… Ale było w tym 100% prawdy. Zakochałem się w moim najlepszym kumplu. Już wcześniej wiedziałem, że jestem gejem, ale nikt z zespołu o tym nie wiedział. Poza tym jakby to przyjęli? Na pewno wylaliby mnie z zespołu. Kto przecież chciałby zadawać się z pedałem? Do oczu napłynęły mi łzy. Zacząłem się przyglądać moim butom, które w obecnej chwili zaczęły być niesamowicie interesujące. Nie mogli zobaczyć jak płaczę. Wielki pan Shiroyama  płacze jak mała dziewczynka. Tego jeszcze nie grali! Odłożyłem moją ukochaną gitarę i ruszyłem w stronę wyjścia zabierając po drodze skórzaną kurtkę. Wszyscy przyglądali mi się uważnie. Mam nadzieję, że nie widzieli łez. W końcu ukryłem je pod przydługimi czarnymi włosami…
- Aoi, jeszcze raz się zapytam. Co się dzieje? – powiedział w końcu Kai. Nie odwracając się odpowiedziałem starając się, by nie wyczuli żalu w moim głosie.
- Źle się czuję. Idę do domu. – powiedziawszy otworzyłem drzwi i momentalnie znalazłem się przed windą. Nacisnąłem guzik nerwowo przebierając palcami po kurtce trzymanej w ręce. Usłyszałem dźwięk oznajmujący nadjechanie dźwigu. Już miałem zjechać na dół gdy ktoś złapał mnie za ręke. Był to Uruha. Czym prędzej wyrwałem mu się i wskoczyłem do windy. Momentalnie się zamknęła. Odwróciłem głowę w stronę wielkiego lustra znajdującego się w windzie. Na moje szczęście nikogo innego nie było. Podniosłem wzrok i spojrzałem na swoje odbicie. Łzy rozmyły mi staranny makijaż. Wyglądałem jak jedna wielka czarna plama. Szybko wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i wytarłem twarz doprowadzając się do jako-takiego porządku. Ponownie spojrzałem w swoje rozmyte odbicie.
”I co się z tobą dzieje Yuu” – mówiłem sam do siebie – „ Dlaczego on na mnie tak działa. Dlaczego akurat on?! Mój najlepszy przyjaciel. Nie mogę mu o tym powiedzieć. Jak on to przyjmie? W najlepszym przypadku wyśmieje mnie. W najgorszym – wyrzuci z zespołu, bo nie będzie chciał mieć do czynienia z pedałem” W moich oczach znowu rozbłysły łzy. Pośpiesznie wytarłem je rękawem kurtki. Zaraz po tym winda zatrzymała się. Wysiadłem z niej i szybkim krokiem ruszyłem do samochodu stojącego na parkingu. Wsiadłem do niego, przekręciłem kluczyki, ostatni raz przetarłem zapłakane oczy i pojechałem do domu. Droga trwała jakieś pół godziny co i tak było szybkie, patrząc na korki panujące w Tokio. Gdy znalazłem się w domu od razu wziąłem zimny prysznic. Krople spadające na moje ciało leniwie po nim spływały zabierając ze sobą wszystkie moje dzisiejsze emocje. Gdy się umyłem przebrałem się w jakąś starą koszulkę i bokserki. Rzuciłem się na łóżko. Ponownie wszystko do mnie wróciło. Moja nieodwzajemniona miłość, płakanie w miejscu publicznym, wszystko. Po raz kolejny moje oczy się zaszkliły. Otuliłem się kołdrą starając się zasnąć. Nie było to trudne. Zmęczony całym dniem zasnąłem.
Następnego dnia obudził mnie telefon od Kai’a przypominający mi o dzisiejszej próbie o 10. Spojrzałem na zegarek i natychmiast zerwałem się z łóżka.
„9:30? Ile ja spałem?!” – krzyczałem w myślach. Ubrałem się i pobiegłem do łazienki. Tam szybko nałożyłem na twarz lekki makijaż. Nie jedząc śniadania wybiegłem z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do samochodu i pognałem do studia.
„Korek.” – westchnąłem, Teraz to już na pewno spóźnię się na próbę, a wtedy Kai mnie zabije. Przed oczami pojawił mi się widok rozeźlonego perkusisty. Wzdrygnąłem się na to wspomnienie. Może i lider wyglądał na spokojnego, ale zdenerwowany był równie niebezpieczny jak psychopata-ludożerca. Mocniej przycisnąłem pedał gazu i nie zważając na czerwone światło i mnóstwo innych samochodów, pognałem do studia. Gdy wreszcie dotarłem do wyznaczonego miejsca pobiegłem do budynku dając sobie spokój z windą. Zegarek wskazywał 10:15. Wbiegłem po schodach i dosłownie wpadłem do sali prób. Oparłem ręce na kolanach próbując złapać oddech. Gdy już go umiarkowałem rozejrzałem się po sali. Pod oknem siedział Uru i patrzył na mnie troszkę wystraszonym wzrokiem.
„No tak, przecież kto normalny tak wbiega do sali?” pomyślałem posyłając mu krzywy uśmiech. Wzrokiem zawędrowałem na kanapę, na której siedział lider z jakąś niewysoką dziewczyną na kolanach. Teraz rozumiem dlaczego nie nakrzyczał na mnie.
„Przecież usta jakiejś laski są dużo ważniejsze od próby.” - pomyślałem sarkastycznie. Odchrząknąłem zwracając na siebie uwagę perkusisty. Ten po dłuższej chwili oderwał się od dziewczyny i popatrzał na mnie wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć.
- Etto.. Cześć Aoi. To jest Kiyoko. – wskazał na dziewczynę siedzącą na jego kolanach. Ta do mnie uśmiechnęła się miło i przywitała się. Odpowiedziałem jej mruknięciem.
-Kai, gdzie Reita i Ruki? – zapytałem.
-Etto.. – podrapał się w głowę intensywnie myśląc. -  Reita jak zwykle się spóźni, Ruki… Tak szczerze nie wiem. Nie odebrał telefonu. – powiedział bez emocji, tak jakby w ogóle nie interesowała go próba, którą sam zapowiedział. Zacisnąłem pięści. Już miałem wygarnąć liderkowi, lecz poczułem ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłem się w stronę źródła ciepła. Był to Uruha. Pokręcił przecząco głową i odciągnął mnie od pary. Zabrał mnie do kuchni, w której była mała lodówka, czajnik i kilka półek z kawą, herbatą i cukrem. Usiadłem na krześle ukradkiem spoglądając na Kai’a zwiedzającego usta rudowłosej.
„Jak tak można? W miejscu publicznym? Daliby spokój. Poza tym Kai mógłby zwrócić trochę uwagę na zespół, a nie…”
- Napijesz się kawy?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Ślicznego. Odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Chwilę czekaliśmy w ciszy czekając aż woda się zagotuje. Było to jedna z najgorszych cisz, jakie są możliwe. Długa i irytująca. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale Uru też jakoś nie palił się do rozmowy. Odwróciłem głowę podziwiając malowniczą, białą ścianę. Niezręczną przerwę między wymiana zdań przerwał gwizdek czajnika, oznajmujący zagotowaną wodę. Uruha zalał kawy i jedną z nich postawił przede mną. Podziękowałem mu skinieniem głowy. Usiadł naprzeciwko mnie jednocześnie blokując widok na obściskujących się Kai’a i Kiyoko . Wziąłem kubek do ręki i upiłem łyk kawy. Przez czas, gdy piłem kawę Uruha patrzył się na mnie nie biorąc nawet kubka do ręki. Gdy wypiłem cały napój Uruha odezwał się.
- Aoi, dlaczego wczoraj tak nagle wyszedłeś? Stało się coś? Może powinieneś zostać dzisiaj w domu? I.. Przepraszam, że zapytam, ale czy ty wczoraj płakałeś? – spuściłem głowę. Z jednej strony czułem wielką potrzebę wyżalenia się komuś, a z drugiej nie mogłem mu powiedzieć, że zakochałem się w chłopaku.
-Nie, nic. Już mi lepiej. – westchnąłem i odwróciłem głowę, by nie patrzeć Ślicznemu w oczy. Wiedziałem, że ta odpowiedz go nie uspokoiła, ale nie odezwał się już słowem. Odłożyłem kubek do zlewu i ruszyłem w stronę kanapy. Na szczęście parka przestała się całować, więc usiadłem koło nich patrząc wyczekująco w drzwi. Po chwili otworzyły się i z do środka wpadł z hukiem zdyszany Akira. Kai popatrzył na niego i zaśmiał się.
- No nieźle Reita – zaczął perkusista – trzydzieści minut spóźnienia, dzisiaj chyba przerosłeś samego siebie.
- Przepraszam! – wykrzyczał łapiąc powietrze.
- Nie martw się – powiedziała wesoło Kiyoko – Nie jesteś ostatni. Nie ma jeszcze Rukiego. – powiedziawszy wtuliła się w ramię Kai’a, na co ten zareagował wielkim, słodkim uśmiechem. Reita popatrzył dość dziwnie na parę i nic nie mówiąc usiadł na krześle koło kanapy. Zaraz także dołączył do nas Uru. Wdał się w ciekawą rozmowę o biedronkowej mafii, a Kai znowu zajął się ustami dziewczyny.
„Ile można?” pytałem w myślach. Ja oczywiście „forever alone” przyglądałem się z utęsknieniem drzwiom mając nadzieję, że za chwile wyskoczy zza nich roześmiany Aniołek i zacznie się tłumaczyć ze swojego spóźnienia. Z rozmarzenia wyciągnęły mnie śmiechy zza ściany. Momentalnie wszystkie rozmowy ucichły, a wzrok wszystkich obecnych skierował się na drzwi. Śmiechy zdawały się z każdą chwilą głośniejsze i wyraźniejsze. Po chwili drzwi się otworzyły i  do sali wparował Ruki z.. Jakąś dziewczyną.
- Cześć wszystkim! – krzyknął Ruki szczerząc białe ząbki. Teraz dopiero zauważyłem, że trzyma ową dziewczynę za rękę! Łzy napłynęły mi do oczu, ale je powstrzymałem.
„Przecież to może być jego kuzynka, prawda?” uspokajałem sam siebie.
- To jest Toshiko. Moja dziewczyna! – krzyknął rozradowany. Wszyscy zaraz pobiegli przywitać i gratulować parze. Ja zaś siedziałem i przyglądałem im się. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. Podbiegłem szybko po kurtkę i  nie podnosząc wzroku wyszedłem za sali najciszej jak tylko potrafiłem. Dobrze mi to wyszło, gdyż nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości od sali prób zacząłem biec na dach. Nie miałem ochoty jechać do domu. Właściwie na nic nie miałem ochoty. Przez przemyślenia nawet nie zauważyłem jak znalazłem się na dachu budynku. Podszedłem do barierki. Z tego miejsca był niesamowity widok na całe Tokio.
„Może jest to ostatni widok w moim życiu…?” Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem spoglądając na dół  budynku jednocześnie wychylając się nieco.

„Ktoś kto kocha rani
Tłumiony krzyk krtani
Przed światem ucieka…

Krzyczy, płacze, jęczy
Wygląda znad poręczy
Wychyla głowę…

Ręce się ślizgają
Na ziemię opadają
Serce nie bije…

Czy ktoś pomoże?
Czy ktoś pocieszy?
Czy ktoś zapłacze
Gdy wyskoczę zza poręczy…?”

Przypomniałem sobie wiersz, który napisałem kiedyś w podstawówce.
„Czy to prawda? Może lepiej by było gdybym nie żył?”
Strzepnąłem popiół z papierosa za barierkę, po czym usiadłem na niej pozwalając nogom swobodnie zwisać.
„Czy ktoś zapłacze… Ciekawe jak jest po drugiej stronie. Blask, a może ciemność..?” – po policzkach po raz kolejny popłynęły te małe cholerstwa zwane łzami. Nic mnie już nie obchodziło. Chciałem oderwać się od wszystkiego. Polecieć. Ostatni raz złapać oddech, by zaraz zamienić się w mokrą plamę, która jutro zostanie starta z ulic stolicy przez służby porządkowe. Ostatni raz…
Zszedłem z barierki stojąc na krawędzi budynku. Przytrzymywałem się rękami. Zamknąłem oczy zwalniając ucisk na barierce.
„Ten ostatni raz…” Puściłem się i z zamkniętymi oczami czekałem. Czekałem na śmierć…
Jednak tak się nie stało. Nie poleciałem, nie zostałem mokrą plamą. Zamiast tego poczułem ciepły i silny uścisk na przedramieniu.
-Aoi! – przeraźliwy krzyk odbija się w mojej czaszce. Znajomy głos. I to ciepło…
-U-Uruha? -  pytam drżącym głosem. Gdzie jestem? Co się dzieje? Kouyou pomógł mi przejść przez barierkę, a gdy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od niej Śliczny mocno mnie przytulił i.. Płakał?
-Baka! Co ty chciałeś zrobić?! Dlaczego? Czy ty nie rozumiesz, że ja… - urwał w połowie. Skierował wzrok na mnie i spojrzał mi w oczy. Wziął głęboki oddech.
-Nie rozumiesz, że cię kocham? – powiedział jakby wyrzucił z siebie coś co nie dawało mu spokoju. Zamurowało mnie.
„Uru.. Uruha mnie.. Kocha?” – pytałem się w myślach. Jak na potwierdzenie swoich słów Śliczny pocałował mnie w usta. Delikatnie i słodko. Ja zaś nie mogąc zdobyć się na żaden gest stałem jak kołek. Jedyne co teraz czułem miękkie i ciepłe usta Kouyou na swoich. Zaraz potem opamiętałem się i lekko odepchnąłem rudowłosego. Ogarnął mnie dziwny chłód, lecz teraz bardziej interesowały mnie jego słowa.
-Od.. Od kiedy? – zapytałem nadal nie dowierzając.
-Odkąd zaczęliśmy koncertować. Pamiętasz jak kiedyś w ramach fanserwice’u pocałowałeś mnie? – zapytał. W odpowiedzi przytaknąłem wpatrując się w jego oczy. Podkreślam. Piękne oczy.
-Wtedy może dla ciebie był to jedynie przyjacielski akt, a dla mnie wręcz przeciwnie… Zakochałem się. Od tamtego czasu chodzę na próby wyłącznie z twojego powodu. Strasznie mnie boli to w jaki sposób patrzysz się na Matsumoto i…
-Już nie. – przerwałem monolog Uru. Znowu spojrzałem w jego cudowne oczy. Widziałem w nich mieszankę strachu i szczęścia.
-Już nie będę patrzeć na Rukiego. Nie zamierzam rozbijać jego związku… - powiedziałem, a na samo wspomnienie w moich oczach zaszkliły się łzy bólu.
-Baka… - wyszeptał ponownie mnie przytulając – Kocham cię.
-J-ja… - wykrztusiłem. Nie miałem pojęcia co w takiej chwili powiedzieć, jak się zachować. Stałem nieruchomo wpatrując się w przestrzeń. Czułem jak dłonie Uru uspokajająco masują moje plecy. Schowałem głowę w jego szyi.
-Chodźmy stąd… - wyszeptał. Odsunąłem się od niego i ruszyłem powolnym krokiem w stronę drzwi prowadzących z powrotem na korytarz. Uruha podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę, jakby w obawie, że zaraz odwrócę się i skoczę z dachu. Niepewnie odwzajemniłem uścisk i skierowałem wzrok na swoje buty.
-Pójdziemy do mnie, dobrze? – zapytał z troską w głosie. W odpowiedzi lekko skinąłem głową i poszedłem za Kouyou. Zaprowadził mnie do swojego samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera. Posłusznie usiadłem na miejscu i ponownie wpatrzyłem się w moje buty.
„Za często na nie spoglądam” – przeszło mi przez myśl. Może to prawda, jednak jest to najprostszy sposób na oderwanie się od wzroku innych ludzi. Gitarzysta okrążył pojazd dookoła i  usiadł za kierownicą szybko zapinając pasy. Popatrzył się na mnie wyczekująco.
-Yuu, zapnij pasy. – powiedz głosem nie znoszącym sprzeciwu. Spojrzałem w jego niesamowite oczy i odpowiedziałem przyciszonym głosem:
-Ale po co?
-Po to, żebyś się nie zabił, baka! – wykrzyknął. Pochylił się nade mną i sprawnym ruchem zapiął mi ten nieszczęsny pas. Odwróciłem głowę w stronę okna z miną naburmuszonego dziecka.
-Och, nie fochaj się na mnie – powiedział Uruha płaczliwym głosem. Nie potrafiłem się na niego długo gniewać, więc wesoło odpowiedziałem:
-Po prostu już jedźmy – spojrzał na mnie z udawanym fochem i przekręcił kluczyk w stacyjce. W odpowiedzi posłałem mu jeden z moich słynnych uśmiechów i usadowiłem się wygodniej na fotelu. Po drodze mijaliśmy wiele pięknych budynków, kolorowych ulic pełnych ciągle zabieganych ludzi. Uśmiechnąłem się na ten widok.
-Cóż cię tak rozbawiło? -  zapytał Uru patrząc na mnie. Odwróciłem głowę w jego stronę i odpowiedziałem:
-Co mnie rozbawiło? Ha! Ci ludzie – wskazałem na przechodniów – nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że ich życie jest takie kruche. Zabiegani zaniedbują rodzinę, bliskich, a czasami nawet siebie. Zanim spełnią swoje marzenia umierają jakby nigdy ich nie było. Ich życie to tylko krótki film wypełniony miłymi chwilami, które przychodzą i odchodzą tak jak woda znika po deszczu. – zaśmiałem się płaczliwym tonem kierując wzrok na przednią szybe pojazdu.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki filozof! – wesoło odpowiedział kładąc rękę na moim kolanie. Spojrzałem na niego. Nie wyglądał jakby był świadom gdzie jego szanowna ręka spoczywa. Przeniosłem na nią wzrok. Potem znowu na Uru i na jego rękę. W końcu dałem mu spokój, bo i tak byłem zbyt zmęczony, by się w tej chwili kłócić. Zmrużyłem oczy. W tej chwili było mi już wszystko jedno. Ostatnie co pamiętam zanim zasnąłem, to ręką Uruhy swobodnie jeżdżąca po moim udzie.
-Yuu! Yuu, wstawaj! – usłyszałem głos przyjaciela. Musiałem chyba przysnąć w samochodzie… Leniwie otworzyłem oczy i pierwsze co ujrzałem to światło. Cholerne i jasne światło. Natychmiast zasłoniłem twarz ręką, lecz pewien „bardzo miły” pan siłą ją odciągnął i uśmiechnął się wrednie.
-Słodko wyglądasz jak śpisz. – powiedział. Miałem wielką ochotę mu teraz przywalić w tą jego śliczną buźkę, lecz w ostatniej chwili powstrzymałem się. Spojrzałem na niego spode łba i opuściłem pojazd. Rozejrzałem się. Nigdzie nie było widać mojego bloku. Po chwili jednak dotarło do mnie, że pojechałem do Uru. Jego samochodem. A mój samochód został pod studiem. Gdy mój mózg powoli kodował wszystkie informacje, Uruha zdążył zamknąć samochód i podejść pod drzwi swojego domu.
-Idziesz, czy będziesz tak stał? – zapytał ironicznie. Spojrzałem na niego i powoli zacząłem dzielić się z nim moimi przemyśleniami. Gdy usłyszał moją jakże interesującą historię o moim samochodzie, który teraz zapewne jest sam na parkingu pod studiem i jest strasznie smutny i samotny. Kouyou tylko się zaśmiał i wprowadził mnie do domu. Rozejrzałem się. Jego dom był.. Czysty. I ładny. I duży. Totalne przeciwieństwo mojego…
-Zdejmij buty. – rozkazał Uruha. Poczułem się jak w wojsku. W obawie przed ostałem przykucnąłem i zacząłem rozwiązywać sznurówki glanów. Kouyou w tym czasie zniknął za drzwiami kuchni. Odwiesiłem kurtkę na haczyk i również skierowałem się do „Królestwa Kai’a”. Uruha krzątał się po pomieszczeniu szykując dwie herbaty i trochę kanapek. Ja usiadłem na krześle przy stole bojąc się czegokolwiek dotknąć, gdyż z moimi umiejętnościami destrukcyjnymi potrafiłbym zepsuć wszystko. Siedziałem tak chwilę starając się nie oddychać. Czułem się jak w muzeum. Właściwie byłem w muzeum! Nigdy nie widziałem tak wielkiego domu i to w Tokio, gdzie prawie wszyscy żyli na sobie (xD). Uruha po chwili postawił przede mną kubek z herbatą i usiadł naprzeciw mnie. Nastąpiła irytująca cisza. Znowu.
-Samochodem się nie przejmuj, jutro po niego pójdę. – powiedział Uruha chcąc rozładować napięcie.
- Pójdziesz? To przecież strasznie daleko na piechotę! – wykrzyknąłem.
- No to pojadę taksówką. – powiedział i znów zanurzył usta w herbacie.
„Te śliczne i pełne usta, które tylko się proszą o spróbowanie.. Nie! Stop. Kouyou jest moim przyjacielem i nie mogę go traktować jak pocieszenie po Rukim. Aoi, uspokój się.” Potrząsnąłem głową odpędzając się od myśli o urodzie Uru.. Stop!
- Ale..
- Bez żadnego „ale”. I śpisz w moim łóżku. – powiedział i uśmiechnął się.
- Nie! – na pewno się na takie coś nie zgodzę! Jeszcze bym mu coś zrobił złego…
„A gdyby mu się podobało..? Nie! Nie będę się go słuchać. Poza tym Uru NIE jest zabawką. On mnie kocha. Nie mogę zranić jego uczuć.” Spojrzałem na obiekt moich rozyśleń. Wyglądał jakby zaraz miał umrzeć ze śmiechu. Łzy rozbawienia spływały po jego czerwonych policzkach.
- Aoi.. Haha!.. Nie o to mi chodziło! – powiedział starając się uspokoić – Źle to zabrzmiało. Jesteś moim gościem, więc ja będę spać na kanapie, a ty zajmiesz mój pokój.
- Etto… - wydusiłem po dłuższym czasie.
„Kurwa! Ale ze mnie zboczeniec.” Wypiłem jednym łykiem herbatę, postawiłem pusty kubek na stole i spuściłem głowę ukrywając zażenowanie własną osobą. Po kilku minutach Uruha uspokoił się trochę. Słysząc ciszę (jeżeli to w ogóle możliwe) powoli podniosłem głowę kierując wzrok w oczy przyjaciela.
- Idź się wykąpać. W łazience masz ręczniki. Potem pokażę ci pokój. – powiedział wesoło.
- Ale ja nie mam… - nie zdążyłem dokończyć, gdyż Kouyou mi przerwał.
- Ubrań do spania? Nie widzę problemu. Przyniosę ci coś. Idź. Łazienka jest na górze, pierwsze drzwi na lewo. – poinstruował mnie zabierając kubki. Zgodnie z jego radami udałem się do łazienki. Szybko zrzuciłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod prysznic. Woda delikatnie spływała po moim ciele zmywając wszystkie problemy. Po kilkunastu minutach wyszedłem spod prysznica zakręcając wodę. Złapałem jeden z ręczników  wiszących przy wejściu i owinąłem się nim w pasie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu moich ubrań, jednak nigdzie ich nie znalazłem. Zamiast nich na podłodze leżały złożone w idealną kostkę jakieś spodenki i koszulka. Szybko je założyłem i wyszedłem z łazienki wycierając ręcznikiem włosy. Zszedłem do kuchni, w której przebywał Uruha. Popatrzałem na niego i coś nagle mnie olśniło.
- Chwila.. Ty wszedłeś do łazienki, kiedy się kąpałem?! – wykrzyczałem. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- No, przecież mówiłem, że ci coś przyniosę. – powiedział cicho i spuścił głowę. Mimo, iż wyglądał niesamowicie słodko, zupełnie jak mały kotek, miałem ochotę go udusić. Doskoczyłem do niego i złapałem go za ramiona, lecz tecz ten szybko się wyrwał i pobiegł do łazienki, w której się zamknął. Zrezygnowany usiadłem na kanapie przed telewizorem, który zaraz po tym włączyłem. Trafiłem na jakąś tanią komedie romantyczną. Oglądałem próbując rozumieć o co chodzi głównej bohaterce, gdy nagle usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem głowę w stronę źródła dźwięku i ujrzałem cud! Chwile się przyglądałem i uznałem, że to nie cud, tylko Uruha. Mokry Uruha. Mokry Uruha jedynie w ręczniku. Moje serce zaczęło bić z prędkością młota pneumatycznego. Natychmiast zerwałem się z miejsca i chcąc ukryć moje podniecenie uciekłem w stronę schodów.
- Gdzie tak lecisz? – zawołał za mną gitarzysta.
- Jestem zmęczony. Idę spać. – oznajmiłem nie odwracając się.
- Trafisz do pokoju? – zapytał troskliwie.
-Tak. Dobranoc.
-Dobranoc. – odpowiedział, a ja uciekłem po schodach i najszybciej jak mogłem złapałem się pierwszych drzwi jakie miałem w zasięgu wzroku. Na szczęście trafiłem do pokoju. Zadowolony z tego faktu zamknąłem za sobą drzwi i stanąłem plecami do nich oddychając ciężko.
„Aoi, to twój kolega. Uspokój się. To tylko twój zajebiście seksownie wyglądający kolega.” Starałem się uspokoić w myślach co dobrze mi nie wychodziło. Ciągle miałem przed oczami jego ociekające woda ciało, idealne nogi. Rzuciłem się na łóżko chcąc o tym zapomnieć. Próbowałem zasnąć, ale jak na złość za każdym razem gdy zamykałem oczy pojawiał się on w samym ręczniku zachęcająco kręcąc biodrami.
„Dłużej nie wytrzymam!” krzyknąłem w myślach wstając gwałtownie z łóżka. Popatrzyłem na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał 2:37. Wyszedłem z pokoju wyrzucając wszystkie nie potrzebne myśli, ograniczyłem się tylko do tych o Uru. Zbiegłem na dół i cicho podszedłem na palcach do przyjaciela śpiącego na kanapie. Stanąłem naprzeciw niego wpatrując się w niego. Spał tak słodko. Zupełnie jak mały kotek. Ku mojej większej uciesze spał w samych bokserkach. Oblizałem machinalnie usta i ułożyłem się na śpiącym gitarzyście. Czując na sobie mój ciężar otworzył oczy, a gdy to zrobił przybliżyłem swoją twarz do jego i cichutko wyszeptałem: „Będzie bolało.” Na te słowa lekko zadrżał, a ja nie mogąc dłużej czekać jednym ruchem zerwałem z niego jedyną część garderoby.
***
Obudziłem się leżąc na podłodze i jedną ręką obejmując kochanka.
-Uru.. – szepnąłem. Na moje słowa od razu otworzył oczy i  pocałował mnie. Bez zbędnego czekania oddałem pocałunek.
- Boli? – zapytałem odrywając się od ust ukochanego.
- Tylko trochę. – powiedział próbując się podnieść, ale wydał z siebie cichy jęk bólu i opadł na podłogę.
- Przepraszam. – powiedziałem wstając.
- Gdzie ty..  – zaczął, ale nie pozwoliłem mu skończyć biorąc go na ręce.
-Gdzie..
- Cicho.- uciszyłem go.
-Postaw mnie! – krzyknął wyrywając się.
- I tak nie możesz chodzić..
- Przez ciebie!
- Więc zaniosę cię do łóżka. – spokojnie odpowiedziałem puszczając jego uwagę mimo uszu. Zaniosłem go do pokoju i delikatnie ułożyłem na łóżku. Odwróciłem się i podszedłem do szafy wyciągając z niej kilka ubrań, które zaraz po tym założyłem.
- Gdzie idziesz? – zapytał zaciekawiony Uruha. Kompletnie ubrany spojrzałem w jego kierunku.
- Fajki się skończyły. Chcesz coś?
- Loda. – odpowiedział z wielkim uśmiechem. Zaśmiałem się.
- Potem. – powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Po drodze zahaczyłem o łazienkę, doprowadzając się do jako-takiego porządku. Szybko opuściłem dom i skierowałem się w stronę całodobowego. W kilka minut doszedłem do sklepu, lecz kilka kroków przed nim usłyszałem donośny krzyk. Nie zastanawiając się pobiegłem w stronę hałasu. Zauważyłem kilkunastu ludzi otaczających kobietę.
’To pewne ona tak krzyczała”
Usłyszałem śmiech. Jeden z nich celował w głowę dziewczyny. Szybko podbiegłem do niej i okryłem własnym ciałem.
Trzask.
Krzyk.
Krew.
Ciemność…