czwartek, 26 września 2013

Rozdział 4 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Obudził ją dźwięk przypominający koparkę. Przetarła oczy i po chwili ogarnęła, że kiosk zaczął się ruszać. Od razu zagarnęła wszystkie swoje rzeczy i wyskoczyła drzwiami z blaszanego składziku. Popatrzyła ze zdziwieniem na robotników, który zabrali się za rozbiórkę jej „domu”.

- Co się stało? Czemu? – była zdezorientowana.

- Ten kiosk stoi tutaj nielegalnie i naszym zadaniem było usunięcie go – odparł beznamiętnie robotnik i wrócił do pracy.

- To żart, prawda? – spytała i zaczęła się nerwowo śmiać. Jednak nikt jej nie odpowiedział na to pytanie.

- Przykro mi, Ayumi. To w dużej mierze moja wina – odezwał się starzec, u którego Itakura wynajmowała kiosk.

- Nic się nie stało. Znajdę sobie inne miejsce – powiedziała wesoło. – Chyba – dodała bardziej zakłopotana. – Tak czy siak dam sobie radę. Nie takie rzeczy przeżyłam – uśmiechnęła się promiennie.

- Możesz poprosić przyjaciół o pomoc. Gdyby była możliwość, przyjąłbym cię do siebie, jednak…

- Niech pan się nie martwi. Poradzę sobie sama. Dziękuję za wszystko – zaczęła odchodzić i pomachała do staruszka.

Wydawało się, że cała sytuacja po niej spływa. Jednak tak naprawdę przejęła się tym. Nie dość, że ludzie, który chcą ją dorwać są w Ikebukuro, to jeszcze straciła dach nad głową. Westchnęła. Gdyby miała komórkę, to wysłałaby wiadomość do Celty, jednak nawet to sprzedała, by mieć jakikolwiek grosz przy duszy. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, udała się w swoje ulubione miejsce. Mianowicie wiadukt umieszczony przy wjeździe na autostradę. Może niezbyt ciche miejsce, bo samochody bardzo często tędy przejeżdżały, jednak widok na Tokio był przepiękny. Usiadła na barierce jak to miała w zwyczaju i patrzyła tempo przed siebie. Rozmyślała. Wiedziała dobrze, że nie stać jej nawet na pobyt w przytułku. Musiałaby sprzedać gitarę, jednak wtedy nie miałaby zarobku i wkrótce po prostu zdechłaby z głodu. Czuła się bezradna. Mimo to uśmiechnęła się.

- Dam sobie radę – oznajmiła na głos.

W tym momencie przypomniała sobie o wczorajszym zajściu z Shizuo. Zażenowała się, że jednak nie przyjęła jego propozycji. Z drugiej strony była z tego powodu zadowolona, bo nie lubiła być dla ludzi utrapieniem i ciężarem. Nie chciała utrudniać blondynowi życia swoją osobą. Zapewne miał swoje problemy, więc po co miałaby mu jeszcze wchodzić na głowę? Znów westchnęła. Usłyszała krzyki w oddali. Dostrzegła znienawidzone przez nią garnitury. Szybko wyjęła z plecaka linkę, którą przypadkowo kiedyś znalazła. Wiedziała, że się przyda. Ten moment nadszedł. Założyła plecak i gitarę w pokrowcu na plecy i przywiązała swoje stopy do barierki. Po chwili przeskoczyła przez nią. Zdezorientowani faceci nadal biegli w jej stronę. Niebieskooka rozhuśtała się w taki sposób, że bez problemu dosięgła rury znajdującej się pod wiaduktem. Tak jak myślała w idealnym momencie. Kiedy mężczyźni odwiązali linę i zaczęli za nią ciągnąć z zamiarem wydobycia stamtąd dziewczyny, ona wyciągnęła nóż sprężynowy, który swego czasu zawaliła Izayi i przecięła ją. Była bezpieczna. Może nie było jej zbyt wygodnie, jednak wiedziała, że tu jej nic nie zrobią. Usunęła resztkę sznura ze stóp i pozbyła się go.

- Gdzie ona jest?! – słyszała nad sobą.

- Szukać jej! Nie może nam znów zwiać!

- Za późno – zaśmiała się cicho.

Usadowiła się jakoś lepiej na brzuchu i tak leżała. Zastanawiała się nad tym, jak stąd potem zejdzie. Zażenowała się na samą myśl. W końcu bała się wysokości. Spojrzała w dół i zakręciło jej się w głowie. Od razu zamknęła oczy. „Tego nie przewidziałam” – pomyślała. Spojrzała jeszcze raz. Skończyło się to tak samo, czyli zawrotami głowy. Przeklęła w myślach. Jak widać ten pomysł miał również złe strony.

- Tu jest! – usłyszała tym razem na dole.

- Oj dajcie mi spokój! – krzyknęła do nich.

- Co ona tam robi? – pytali siebie nawzajem.

- A nie widać? Nóżkami macham – oświadczyła drwiąco i zilustrowała swoje zajęcie.

- Złaź! – warknął wkurzony szef osiłków.

- Hahahahaha nie – odparła i zaczęła się przemieszczać jak najdalej od barierki.

Nagle usłyszała dźwięk tłukącego się szkła. Starając się nie zwracać uwagi na zawroty głowy, spojrzała jednym okiem na to, co się stało. Jeden z oprychów został przygnieciony automatem z napojami. Znowu. Blondynka ucieszyła się w duchu, kiedy zobaczyła, jak jej wrogowie spieprzają w panice. Aż nawet się zaśmiała.

- Ty zawsze wiesz, kiedy się pojawić – zażartowała i spojrzała na stojącego pod nią Shizuo. W tym momencie zakręciło jej się w głowie. – Shimatta… - zamknęła oczy i owinęła się wokół rury.

- Ty natomiast zawsze się w coś wpakujesz – Heiwajima wyrzucił papierosa. – Dasz radę zejść?

- Nie – odparła dalej z zamkniętymi oczyma. – Mam problem z wysokością… - dodała zażenowana swoją postawą.

- Skacz – powiedział najzwyczajniej w świecie. – Złapię cię.

- No chyba nie – prychnęła.

- To radź sobie sama – wsadził ręce do kieszeni i zaczął odchodzić.

- Czekaj! Chyba mnie tak nie zostawisz?! – panikowała.

- Podałem już swoją propozycję. Nie chcesz, to siedź tam dalej. Sayonara – wystawił rękę na pożegnanie.

- Matte! Shizuo! – widziała, jak blondyn coraz bardziej się oddala. – Kuso! – uderzyła ręką w rurę, która wydała pusty dźwięk.

Spojrzała na dół i przełknęła ślinę. Na świecie było naprawdę niewiele rzeczy, których się bała i nie mogła przezwyciężyć strachu przed tym. Jedną z nich była wysokość. Zrzuciła najpierw plecak, bo nie miała w nim nic, co byłoby wartościowe lub przydatne w tym momencie. Shizuo nadal obserwował ją kontem oka. Długowłosa spojrzała jeszcze raz w dół. Tym razem zawroty głowy były na tyle silne, że straciła równowagę i przekrzywiła się. Teraz wisiała ledwo trzymając się rury. Modliła się w duchu, żeby nic jej się nie stało. W najgorszym przypadku może się zabić, a w najlepszym upadnie na plecak, w którym znajduje się koc, więc co najwyżej się poturbuje. Uznając, że nie ma innego wyboru, puściła się i zamknęła oczy. Myślała, że zaliczy bliskie spotkanie z podłożem. Jednak ku jej zdziwieniu tak się nie stało. Otworzyła oczy. Znajdowała się w tym momencie na silnych ramionach blondyna.

- Arigato… Możesz mnie puścić - powiedziała niepewnie. Jak powiedziała, tak on zrobił. – Czemu mnie nie zostawiłeś?

- Bo wiedziałem, że jesteś taką pierdołą, że sama nie zejdziesz – oświadczył, przez co dostał z pięści w ramię, co go nie wkurzyło, a rozbawiło.

- Poradziłabym sobie – skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła się do niego tyłem.

- Tak, oczywiście – prychnął.

W pewnym momencie blondynka przypomniała sobie coś ważnego i pod wpływem impulsu zaczęła dobierać się do gitary.

- Cała… - odetchnęła z ulgą, kiedy wyjęła ją z pokrowca. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby jej się coś stało…

- Znalazłabyś coś normalnego do roboty – zaciągnął się papierosem.

- Ty i te twoje pomysły – zmarszczyła brwi. – Nie nadaję do czego innego.

- To wyjaśnia, dlaczego mieszkasz w kiosku.

- No właśnie już nie mieszkam – uderzyła się otwartą dłonią w czoło, a Shizuo zrobił zdziwioną minę. – Rozebrali moje miejsce zamieszkania - mimowolnie blondyn zaczął się śmiać. – To nie jest śmieszne!

- Ale ujęłaś to w taki sposób, że jest – dalej się śmiał.

- Jak sobie chcesz – zaczęła odchodzić. – Dzięki jeszcze raz za pomoc i w ogóle, ale będę już spadać. Na siedemnastą mam być w parku. Tak więc do następnego! – pomachała mu i spojrzała na niebo.

Szła przed siebie. Słyszała za sobą kroki. Nie odwróciła się, gdyż dobrze wiedziała, kto za nią podąża. Zirytowana przyspieszyła. Jednak to nic nie dawało. W końcu się odwróciła.

- Długo będziesz jeszcze za mną szedł? – spytała z wyjątkowo sztucznym uśmiechem na twarzy. On nie odpowiedział, tylko wręczył jej kartkę. – Co to jest?

- Mój adres. Propozycja dalej aktualna – po tych słowach odwrócił się i odszedł.

Dziewczynę zamurowało. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Wyrażał nie złość i poirytowanie, lecz smutek. Ten gest Heiwajimy uświadomił jej, że sama nie da sobie rady, choćby nawet chciała. Spojrzała na świstek. Stała tak dłuższą chwilę. Następnie schowała go do kieszeni i powolnym krokiem ruszyła w stronę parku. Rozmyślała nad obecną sytuacją. Dlaczego on chce jej pomóc? Dlaczego tak ją traktuje? W całym jej życiu spotkała się tylko z niewieloma aktami dobroci. Nie rozumiała postawy blondyna. Znali się od niedawna, a on już zdążył uratować jej skórę dwa jak nie trzy razy oraz zaproponować jej miejsce na nocleg. Mimo tego, że nienawidziła litości i wolała radzić sobie sama, była mu wdzięczna. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nawet nie zauważyła, kiedy była już na miejscu. Zdążyło już się zgromadzić całkiem liczne grono słuchaczy.



- Konbanwa minna! – pomachała do nich Ayumi. – Co chcecie, abym wam dziś zagrała? – spytała, a ludzie zaczęli podsyłać jej tytuły piosenek i ich wykonawców.

środa, 4 września 2013

"Ostatni płomień"

A może życie jest bajką
Albo my już nie żyjemy
Może jesteśmy tylko dawnym cieniem ludzi
Bez duszy
Bez serca
Z kamieniem zamiast niego
Nie martwiący się o innych
Sprawiających umślnie i wielokrotnie przykrość
Z pustymi oczami
Bez blasku
Bez barw
W ostatniej sekundzie błagający o życie
Stojący między życiem
A śmiercią
Bez praw
Bez kłopotów
Bez kolorów
Bez życia..

A jednak nikła barwa
Płomyk
W ludziach się tli
Ostatnia nadzieja
Ostatnie sny
Zapisane podmuchem wiatru

O chłodnym, jesiennym poranku
Wkrada się w serce
Bije
Otula swym ciepłem szyję
Zimne ciało
Życia w nim jest tak mało
Topi się pod łzami
Znika przed oczami
Umiera...

Tak przelatuje życie
Bez barw
Nadziei
Płomieniem rozgrzewa tysiące cieni
Daje chwilę na myśl
Lecz znika
Szczęścia unika
Zatraca się w pustce

Czarnej chustce

Pamięta o błędach
O śmierci
Nie chce być sam
Puka do bram
Zamkniętych
Płonie
I nie gaśnie
Lecz go nie ma
I nie będzie
Zniknie w życia pędzie
Przed ostatnim dniem
Przypomni, że
Był z tobą przez cały czas
Tylko go nie widziałeś...

Zaraz się popłaczę
Łzy spłyną
Przykryje je cień
Zmieni oblicze
Małe światełko zabłyśnie wesoło
Pomacha na pożegnanie
Nie wróci
Już nigdy
Nic się nie stanie

Otworzysz oczy
Lecz nic nie zobaczysz...

Znowu mi smutno
Zostało ze mnie próchno
Cień człowieka
Bez serca
W ostatnim krzyku nadziei
Ze smutnym uśmiechem
Kopie swój grób
Zimny
Daje życie innym
Znika

Przeszłości unika
Zapomina...


Już nie ma tej osoby
Już nie ma słowika
Nie wita dnia
Oddał skrzydła
Już nie lata
Nie ma sił
By dotrwać końca

Zginął na schodach
Ostatnim tchnięciem
Złapał za poręcze
Trzymał marzeniami
Lecz i te go opuściły

Zabrał je wiatr
I ngdy nie oddał...


Ja również zniknę
Jak zły sen
To takie trudne
Raczej nie
Nie umiem przestać
Przepraszam cię...