czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 15 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Przeciągnęła się i przekręciła na prawy bok. Było jej tak wygodnie, że nie chciała wstawać. W końcu otworzyła oczy, którym ukazała się postać bruneta znajdująca się tuż przed nimi.
- Ohayo, Ayumi-chan – ona jak oparzona podskoczyła słysząc głos Orihary.
- Ty…?! Gdzie…?! Ja…?! Co…?! – miotała wzrokiem po pomieszczeniu, próbując ułożyć sobie w głowie plan wydarzeń.
- Zemdlałaś z bólu serca i zaniosłem cię do szpitala. Pamiętasz? – teraz dopiero faktycznie pokojarzyła fakty.
- Mogłeś mnie zostawić w spokoju. Nic by mi nie było. Przez ciebie to się nasiliło – zmierzyła go niezadowolonym spojrzeniem. – I czemu tu jesteś?
- Uznałem, że jestem ci coś winien – westchnął z udawanym zażenowaniem. – W końcu wtedy nie powiedziałem ci wszystkiego odnośnie planu, ale chciałem, żebyś była przekonująca.
- Że co? – zaśmiała się ironicznie.
- Zapewne zastanawiasz się, czemu od razu nie spłaciłem twojego długu po całości – zaczął się wozić na krześle. – Otóż chciałem, żeby cię porwali. O godzinie dziewiątej wieczorem miało dojść do transakcji mającej na celu sprzedanie ciebie jakiejś organizacji. Miało to podobno pokryć resztę twojego długu. Ja, wiedząc o tym, powiadomiłem odpowiednie władze i gdyby fatycznie doszło do tej transakcji to nie dość, że byś została uwolniona, to jeszcze zostaliby złapani członkowie mafii. Ale wszystko popsułaś – uśmiechnął się zadziornie. – Nie myślałem, że będziesz w stanie uciec. Jesteś całkiem sprytna. I nie martw się, spłacę resztę długu, jednak szkoda, że ci śmieszni idioci nadal będą na wolności – westchnął teatralnie.
- Ktoś taki jak ty zaplanował takie przedsięwzięcie? I ja mam w to wierzyć? - uniosła jeden z kącików ust.
- Nie masz wyboru. Jestem informatorem, więc nie mogę kłamać.
- Niech ci będzie – blondynka spojrzała za okno. Była piękna pogoda. Aż żal jej było, że teraz musi gnić w szpitalu. – Chyba muszę ci podziękować mendo – westchnęła ciężko. – Ale tak bardzo nie mam na to ochoty…
- Obejdę się bez twojej wdzięczności – wstał z krzesła i po chwili znalazł się przy jej łóżku. – W końcu jesteś jedyną osobą, która ma aż taki znaczący wpływ na Shizusia. Muszę cię trzymać przy życiu.
- Jesteś okropny – Itakura zmarszczyła brwi.
- I tak sporo jesteśmy przy temacie Shizu-chana – uśmiechnął się do niej wrednie. – Wydaje mi się, że coś planuje.
- Planuje? – tutaj na twarzy Ayumi pojawiło się zdziwienie. – Shizuo?
- Tak – usiadł na materacu, co wcale nie uszczęśliwiało dziewczyny. – I chyba nawet wiem co. Powiem ci, ale na razie ma to zostać tajemnicą. Plan wcielimy w życie potem. Zresztą on wcale nie ma zamiaru się śpieszyć, więc nie będzie z tym problemu.
- Dlaczego mi pomagasz? – znów zmarszczyła brwi.
- Bo nie chcę, byś została skrzywdzona przez bestię. Tylko ludzie mają prawo krzywdzić się nawzajem – zaśmiał się. Już drugiej osobie mówił te same słowa i bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę.

* * *

Po jakiś trzech godzinach wyszła ze szpitala. Z uśmiechem przechadzała się po ulicach Ikebukuro. Była trochę zaniepokojona tym, że coś może się tym razem nie udać, jednak odganiała od siebie te myśli. Wysłała tylko wiadomość do Heiwajimy, że już ją wypuścili i teraz chce się trochę przewietrzyć. Powinna pójść za radą Orihary i od razu wracać do domu oraz pogadać z blondynem, jednak wolała wybrać drugą z możliwych opcji. Sama nie wiedziała czemu. Tak po prostu. Musiała przemyśleć sobie kilka kwestii. A zwłaszcza musiała ochłonąć po tym, jak usłyszała, że Izaya poinformował Shizuo o tym, że to ona go postrzeliła. Wtedy niemalże dostała kolejnego ataku bólu w klatce piersiowej, jednak udało jej się w miarę uspokoić. Przynajmniej była pewna, że to coś w rodzaju nerwicy. Westchnęła. Po półgodzinie miała już dość spaceru. Przekręciła klucz w drzwiach i weszła do mieszkania. Było puste. Ayumi zaczęła się rozglądać i po chwili dostrzegła na stole kartkę. Przeczytała to, co było na niej napisane i od razu wyciągnęła telefon.
- Jest tak, jak mówiłeś – powiedziała poważnym tonem do rozmówcy.

* * *

Stał na peronie i dopalał papierosa. Wiedział, że w pociągu nie można palić. Był wyjątkowo nerwowy, a ludzie najwyraźniej to wyczuwali, bo trzymali się od niego dalej niż zwykle. Dodatkowo niewiele zabrakło, żeby dał po mordzie nieznajomemu mężczyźnie, który po prostu śpiesząc się przypadkowo go potrącił. Heiwajima spojrzał na zegarek. Miał jakieś dziesięć minut. Westchnął. Sprawdzał godzinę jakieś dwie minuty temu. Czas strasznie mu się dłużył. Może dlatego, że po raz pierwszy definitywnie opuszcza swoją dzielnicę, w której przecież spędził całe życie. Ikebukuro – jego dom. Do teraz. Podjął decyzję. Pozostawił wszystko Ayumi. Uznał, że teraz jego towarzystwo może ją tylko wkurzać. Otrzymała dom, spłaciła jakimś cudem prawie cały dług. Po co jej do szczęścia nerwowy i wkurzający blondyn? Itakura ułoży sobie dobrze życie bez niego. A on musi być jak najdalej od niej, żeby jej w tym nie przeszkalać. Był pewien, że gdyby nadal został w Ikebukuro, skończyłoby się to znów ograniczaniem jej. Niewielkim co prawda, ale jednak. Przydeptał papierosa i znów spojrzał na zegarek. Pięć minut. Zarzucił sobie torbę na ramię i wyczekiwał już pociągu.
- Shizuo! – usłyszał znajomy głos za plecami. Od razu się odwrócił.
- Ayumi? – zdziwił się. – Co ty tu robisz? – zmarszczył czoło. – Napisałem ci na kartce. Wyprowadzam się.
- Baka! Co ci strzeliło do głowy?! – była na niego wyraźnie wkurzona. – Koniec tej dziecinady! Wracasz ze mną!
- Nie – powiedział stanowczo, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Jeśli myślała, że jej wcześniejsza postawa w czymś pomoże, to się myliła. – Powiedziałem. Wyprowadzam się.
- Dlaczego musisz być taki uparty… - dziewczyna zacisnęła pięści.
- Mieszkanie ci zostawiam. O rachunki się nie martw, bo mam zamiar je spłacać.
- Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – jej oczy powoli stawały się jakby zaszklone. – Chcesz mnie tak po prostu zostawić?
On bez słowa odwrócił się w stronę nadjeżdżającego pociągu.
- Nigdy ci nie wybaczę, jeśli teraz odjedziesz… - po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy. Po chwili przytuliła się do jego pleców. – Nie zostawiaj mnie… Kocham cię… Kocham, słyszysz… - zaczęła się delikatnie jąkać pod wpływem płaczu.
Shizuo zamarł. Ta wiadomość powinna go ucieszyć. Powinien skakać z radości. Powinien wyściskać z całych sił Ayumi. A co on robił? Stał w miejscu i nie poruszył nawet ręką. Spojrzał na swoje ręce. Bał się. Zaczął się bać jeszcze bardziej, że skrzywdzi tak ważną dla niego osobę.
- Ayumi, nie mogę zostać… - powiedział wreszcie. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało… Proszę, zrozum…
- To ty zrozum… Nie chcę tracić kolejnej tak ważnej dla mnie osoby… - zacisnęła ręce na jego koszuli. – Jeśli wyjedziesz, znów zostanę sama… Nie przeżyje tego…
- Dwie minuty do odjazdu! – do ich uszu dobiegł donośny głos konduktora.
- Mój brat kiedyś powiedział… że jeśli się czegoś boisz… to musisz pokonać ten strach… - dziewczyna wtuliła się jeszcze bardziej w jego plecy. – Wierzę, że mnie nie skrzywdzisz… Wierzę w ciebie…
On ujął jej dłonie swoimi i odczepił je od siebie. Po chwili odwrócił się w jej stronę. Schylił się lekko i delikatnie dłonią otarł jej łzy. W tym czasie pociąg zaczął odjeżdżać.
- Jesteś piękna. A z uśmiechem na twarzy jeszcze bardziej. Więc nie płacz, tylko się do mnie uśmiechnij – Itakura od razu zrobiła to, o co prosił ją blondyn i przytuliła go.
- Ty natomiast jesteś przystojniejszy bez nich – zdjęła mu okulary.

Heiwajima pogładził ją po policzku i sam się uśmiechnął. Teraz naprawdę czuł się szczęśliwy. Wiedział, że przy Ayumi nauczy się panować nad sobą. Ponad to będzie ją chronił. Nie pozwoli, by została kiedykolwiek skrzywdzona. Przytulił ją mocno do siebie i po chwili zrobił wreszcie to, czego wcześniej tak bardzo pragnął. Wreszcie poczuł smak jej ust.

--------

Już nie mogę dłużej. Postanowiłam, że od razu wrzucę całe opowiadanie. Mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. A co do bloga - nie mam zamiaru ciągnąć go dłużej sama. Już nie daję rady. Dziękuję wam za wszystko.
Pozdrawiam z okazji świąt,
Akemi Hiruki

Rozdział 14 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

- Czy to konieczne? – spytała niezadowolona i wskazała na dłonie, które były całe owinięte szczelnie bandażem.
- Niestety będziesz musiała z tym wytrzymać – odparł zrezygnowany blondyn.
- Dam sobie radę i bez tego – Ayumi zaczęła rozplątywać opatrunek, jednak przestała, gdy napotkała groźne spojrzenie Shizuo. – Już przestaję – podniosła ręce do góry w geście obronnym.
- Idę do sklepu. Chcesz coś konkretnego? – wsadził do ust peta i zapalił go.
- Żebyś nie kupował papierosów. Mówiłam, że za dużo palisz – on tylko prychnął.
- Drzwi będą zamknięte na klucz, więc nie będzie możliwości, żebyś się wymknęła – oświadczył.
- Spokojnie – Itakura uśmiechnęła się. – W końcu nie chcemy, żeby znowu mi się coś stało.
On tylko odwzajemnił gest i wyszedł. Blondynka poczekała aż do jej uszu dobiegnie charakterystyczny dźwięk klamki. Po chwili wyskoczyła z łóżka jak z procy. Zdjęła bandaże z dłoni i obejrzała ręce. Nie były w tak złym stanie jak dnia poprzedniego, więc uznała, że nie ma potrzeby się tym zamartwiać. Spojrzała na zegarek. Było po dwunastej. Nie miała ochoty siedzieć cały dzień w domu. Spojrzała przez okno i przeczekała, aż Heiwajima zniknie z jej pola widzenia. Potem otworzyła je i wyskoczyła na zewnątrz. „Baka” – pomyślała i zaśmiała się. Musiała znaleźć Izayę i się z nim rozliczyć. Teraz nic innego się nie liczyło. Musiała go dorwać.

* * *

Przechadzał się ulicami Shinjuku swoim tanecznym krokiem. Nagle usłyszał dzwonek swojego telefonu. Chwycił go i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Moshi, Moski – powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Obejrzyj się – usłyszał znajomy głos blondynki. Od razu zrobił to, co mu nakazała i rozłączył się.
- Ayumi-chan! Jak ja dawno cię nie widziałem! Co u ciebie? I jak tam kontakty z garniturkami? – spytał irytując dziewczynę.
- Zabiję cię za to, co zrobiłeś! – podniosła na niego głos. – Mieliśmy umowę!
- A ty się z niej nie wywiązałaś – odparł niby obojętnie, co wprawiło dziewczynę w osłupienie.
- Czyli wiesz… - zacisnęła pięści.
- Oj Ayumi, Ayumi… - pokręcił głową z dysaprobatą. – Przecież ja wiem wszystko, co się dzieje w tym mieście.
- Skoro wiedziałeś, to czemu jednak spłaciłeś część długu? – warknęła.
- Widać miałem w tym interes – uśmiechnął się zadziornie. – Miałem pewien plan, jednak twoja ucieczka z niewoli mi go pokrzyżowała. Jednak zbyt bardzo kocham ludzi, by się na ciebie za to gniewać – rozłożył bezradnie ręce. – Lepiej by dla ciebie było, gdybyś została w tym więzieniu.
- Ty w ogóle siebie słyszysz?! – Itakura już nie wytrzymała. – Skoro miałam wybór czy uciekać, czy umrzeć to miałam zostać?! Pojebało cię?! Wtedy nie miałabym żadnych szans, żeby spłacić resztę długu! To jest mój cel! Coś co jest dla mnie ważniejsze niż wszystko inne! Więc tym bardziej nie chciałam umrzeć! Nie przez nich jak tata! Ty tego nie rozumiesz, bo… - w tym momencie przerwała. W jednej chwili złapała się za serce i upadła na chodnik.
- To było do przewidzenia – prychnął Orihara i podszedł do zwijającej się z bólu dziewczyny. – Za bardzo się denerwujesz, przez co serce cię boli. Powinnaś się uspokoić – zarzucił sobie jej rękę przez ramię i zaczął ciągnąć. Co chwilę słyszał nieudolnie tłumione oznaki bólu, jednak nie zwracał na nie uwagi. – Zabiorę cię stąd, bo jeszcze moi kochani ludzie cię podepczą – zaśmiał się.
Z każdym ruchem bruneta niebieskooka odczuwała coraz większy ból. Nie mogła ruszyć żadną kończyną, ani nawet się odezwać. W końcu dla niej lepiej by było, gdyby została nietknięta. Oszczędziło by jej to cierpienia. To była chyba jedyna rzecz, której Izaya nie wiedział o jej dolegliwości. Po kilku minutach Ayumi nie wytrzymała. Zemdlała z bólu.
- Aż tak było z nią źle? – spytał sam siebie i zamyślił się. – No cóż… Może nie umrze po drodze – uśmiechnął się zadziornie i ruszył z nią dalej przed siebie.
Niedługo potem znaleźli się w szpitalu. Orihara powiedział lekarzom co i jak. Pomógł im zawlec dziewczynę na szpitalne łóżko. Posiedział z nią chwilę, po czym wyszedł na korytarz. Miał do niej pewien sentyment. W końcu była jedną z niewielu osób, które potrafiły go w jakiś sposób zaskoczyć. Kochał ludzi. A zwłaszcza tych nieprzewidywalnych. Miał gotowy wręcz idealny plan. Jednak Itakura musiała go pokrzyżować. O dziwo nie było to jej na rękę, jednak o tym nie wiedziała. Bynajmniej na razie. Izaya wyjął telefon i zaczął coś pisać. Po chwili wysłał SMS’a. Z uśmiechem zaczął powoli kierować się w stronę wyjścia.

* * *

Wszedł do mieszkania. Zakupy położył na sofie, a sam ruszył do pokoju dziewczyny. Zapukał i nie słysząc sprzeciwu wszedł do środka. Oniemiał, kiedy zobaczył puste pomieszczenie i otwarte na oścież okno. Przeklną w myślach. Po chwili poczuł wibracje swojej komórki. Przeczytał wiadomość, po czym zgniótł telefon w jednej ręce. Nie myśląc wiele w szybkim tempie wyszedł z domu. Kierował się w stronę szpitala. Droga strasznie mu się dłużyła. Jednak wreszcie dotarł. Od razu wszedł do budynku. Tuż przed schodami na wyższe piętro zastał znienawidzoną przez siebie osobę.
- Jak się masz, Shizu-chan? – na twarzy Orihary pojawił się jego firmowy uśmieszek.
- Co zrobiłeś Ayumi? – warknął Shizuo.
- Nic. Sama się doprowadziła do takiego stanu – rozłożył bezradnie ręce. – Po prostu ostatnio sporo przeżyła.
- Mówisz, jakbyś wiedział więcej ode mnie – zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
- Bo tak jest – zaśmiał się. – Jesteś idiotą Shizu-chan, skoro myślisz, że ona by powiedziała ci wszystko, co ją zamartwia. Jeśli cię to interesuje, to mogę ci to powiedzieć. Dziś wyjątkowo za darmo – nie usłyszał sprzeciwu, więc kontynuował. – Może zacznę od małej zagadki? Jak myślisz, kto cię postrzelił?
- Nie mam czasu na ta zabawy z tobą – zaczął powolnym krokiem iść w stronę schodów.
- A miałem nadzieję, że trochę się z tobą podroczę – westchnął z udawanym zawodem. – Skoro aż tak ci się spieszy, udzielę krótkiej odpowiedzi. Ayumi – uśmiechnął się zadziornie i ruszył w stronę wyjścia. Blondyn natomiast przystanął. – Tylko pamiętaj, jak się obudzi to nie wspominaj jej o tym. Na razie powinna unikać stresu – rzucił na odchodne i opuścił budynek.
Shizuo w tym momencie nie wiedział, co zrobić. Nie było żadnego powodu, żeby wierzyć Oriharze. Jednak z jakiejś przyczyny wydawało mu się, że nie kłamał. W końcu po co miałby to robić? I po co Itakura miałaby do niego strzelać? Chciała się go pozbyć? Powoli zaczęło łączyć mu się to w logiczną całość. Ten SMS od Izayi, który swego czasu dostała… Zapewne on jej to nakazał. Jednak ona by się przecież nie zgodziła. Stawką musiało być coś ważnego. Blondyn westchnął i zdjął okulary. Ruszył po schodach na wyższe piętro. Potem wszedł do pomieszczenia, w którym leżała niebieskooka. Była nieprzytomna. Lekarze zapewne przykryli ją kołdrą, aby nie traciła ciepła. Dodatkowo miała podłączoną kroplówkę. Na jej twarzy jeszcze widniał grymas bólu. Shizuo usiadł na brzegu łóżka. Jego ręka powędrowała na czoło Ayumi. Odgarnął z niego kilka kosmyków. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona zamachnęła się na jego życie. Westchnął. Nie był na nią zły. Było mu… przykro? Sam nie wiedział do końca, co to za uczucie. Po prostu czuł, że wszystko go przytłacza. Mimo to uśmiechnął się. Cieszył się, że dziewczynie nic poważnego się nie stało.
- Czyli jednak się ich pozbyłaś – stwierdził cicho patrząc na jej ręce, które jeszcze tego samego dnia były owinięte w bandaże. – Ciekawe, czy w ogóle mnie słyszysz – spojrzał na jej twarz, z której stopniowo grymas bólu przeradzał się w zwyczajny i spokojny wyraz twarzy.
Pogładził ją delikatnie po policzku. Miał ochotę zrobić krok na przód. Już miał zamiar nawet pochylić się nad nią i musnąć jej usta, jednak przypomniał sobie słowa Orihary: „Ona jest człowiekiem i nie chcę, by została skrzywdzona przez bestię.” Automatycznie zahamował swoje poczynania. Musiał to przyznać – Izaya miał rację. On jest zwykłą bestią, mogącą zabić bezbronnego człowieka w geście furii. Shizuo nawet gdyby chciał, nie mógłby panować nad wściekłością. Próbował wszystkiego. Z marnym skutkiem. Sam również nie chciał skrzywdzić Ayumi. Mimo to wiedział, że sama sobie w życiu nie poradzi. Nie teraz. Uznał, że musi coś zrobić. Wiedział już co. Nie było innego wyjścia. Podjął już decyzję.


Rozdział 13 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

- Ale tu nuuuuuudno… - Ayumi przeciągnęła nienaturalnie ostatni wyraz. W tym momencie siedziała (jeśli można to tak nazwać) w dość dziwnej pozycji. Mianowicie barkami opierała się o ziemię, a nogami, które były uniesione, o ścianę. – Czy naprawdę nie mogę spędzić ostatniego dnia życia jakoś bardziej sensownie?
Mężczyzna, który ją pilnował był trochę zdezorientowany. Dziewczyna zachowywała się, jakby nie rozumiała znaczenia słów „ostatni dzień życia”.
- Oi, Katana! – zwróciła się do niego używając ksywki, którą sama mu nadała z niewiadomych przyczyn. – Jak umrę? Powiesicie mnie? A może zastrzelicie?
- Nie rozumiesz, że to poważna sprawa! – facet w garniturze podniósł głos i aż wstał. Spojrzał wściekły na zdziwioną Itakurę. – Zostało ci jakieś dwanaście godzin życia! Więc czemu?! Czemu jesteś taka radosna i beztroska?!
- Pytasz czemu? – usadowiła się w normalnej pozycji. – To trudne pytanie. Jednak myślę, że znam odpowiedź – uśmiechnęła się. – Po prostu myślę, że skoro już mam umrzeć, to chcę być przygotowana na to. Strach, płacz i zgrzytanie zębów nic tu nie dadzą.
- Serio tak myślisz? – otworzył szerzej oczy.
- Oczywiście – położyła się na podłodze i spojrzała na blaszany dach. – Ktoś bardzo mi bliski nauczył mnie pewnej zasady. Jeśli się czegoś boisz, musisz prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać strach. Od czasu, kiedy mi ją przekazał, staram się do niej stosować. Skoro ja na przykład w tym momencie najbardziej boję się śmierci, to muszę walczyć ze strachem. Traktuję ten dzień jak każdy inny. Bo w końcu nie jest on jakiś wyjątkowy. Różni się od innych tylko tym, że mnie skrócicie wieczorem o głowę – zaśmiała się blondynka. – Jednak zastanawia mnie, dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście – spojrzała podejrzliwie na bruneta.
- Szef pewnie myśli, że jednak masz przy sobie pieniądze – zrezygnowany facet usiadł na małym krześle, na którym i tak prawie cały czas siedział.
- Jaki on naiwny – westchnęła Ayumi. – Tyle razy mówiłam, że nie mam kasy. Jednak kiedy już prawie uzbierałam na pierwszą drobną ratę, wy musieliście mnie tu zamknąć – stwierdziła zażenowana.
- Szkoda mi cię – stwierdził.
- Co? – Itakura zmrużyła gniewnie oczy. – Katana? Ty i litość? Po pierwsze nie spodziewałam się tego po tobie, a po drugie nienawidzę litości.
- Posłuchaj mnie. Pomogę ci się stąd wydostać – wyraźnie ściszył głos tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Ale… czemu tak nagle zmieniłeś zdanie? – trochę ją zatkało. – Przecież byłeś po przeciwnej stronie…
- Jeśli się czegoś boisz, musisz prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać strach – spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem, a ona tylko odwzajemniła gest. – Ale do rzeczy. Nie mogę tak po prostu otworzyć drzwi. W klamce jest czujnik. Jeśli uda ci się jakoś wydostać, szef od razu się o tym dowie. Z kratami jest tak samo.
- Więc jak mam się wydostać? Przecież tu nie ma okien – Ayumi zaczęła się rozglądać.
- Spójrz na ścianę – od razu zrobiła to, co brunet kazał. – Widzisz to odbarwienie sporej wielkości?
- Hai – przyjrzała się bardziej.
- To cieniutka blacha, która nawet nie jest przymocowana do ściany. Problemem stanowi drewniana deska, która ją przytrzymuje.
- Jak jest spróchniała, to dam sobie radę – Itakura z uśmiechem na ustach podciągnęła rękawy. – Arigato, Katana.
Wzięła zamach i z całej siły uderzyła we wskazane miejsce. Widać było, że blacha się wygięła, jednak nic to nie dało. Dziewczyna spróbowała jeszcze raz. Otrzymała dokładnie ten sam efekt. Po chwili zaczęła uderzać na zmianę rękoma. Z jej pięści zaczęła lecieć krew i bolało ją jak diabli, jednak starała się nie zwracać na to uwagi. „Shizuo może, to i ja mogę” – powtarzała sobie cały czas w myślach. W końcu miała już tego dość. Oparła się poranionymi dłońmi o podłoże i kopnęła obydwiema nogami z całej siły w blachę, która odpadła. Spojrzała na dziurę. Deska faktycznie była spróchniała, przez co dała się złamać.
- Mam szczęście – uśmiechnęła się szeroko. – Dzięki jeszcze raz. Ale… nie będziesz mieć przeze mnie problemów?
- O mnie się nie martw – oznajmił Katana. – Już. Spadaj stąd. I przeżyj.
- Okey! – zasalutowała mu i wymknęła się na zewnątrz.
Spojrzała na niebo. Po położeniu słońca, które właśnie zachodziło, stwierdziła, że ma jakąś godzinę na ucieczkę. Potem się zorientują. Unikając zbędnych rozmyślań ruszyła biegiem przed siebie. Było to nie lada wyzwanie, gdyż od pobytu u Celty i Shinry nic nie piła, ani nie jadła. Ponadto była wykończona, gdyż nie zmrużyła oka tej nocy. Popatrzyła na swoje dłonie. Nie były może w najlepszym stanie, jednak musiały się jeszcze do czegoś przydać. Itakura znalazła się na wiadukcie. Spojrzała na dół i od razu zakręciło jej się w głowie.
- Nie czas na marudzenie, Ayumi – powiedziała stanowczo sama do siebie. – Musisz jakoś zejść.
Chwyciła za barierkę i przewiesiła się na drugą jej stronę. Następnie zaczepiła stopami o nią i puściła się. Teraz zwisała do góry nogami, co wcale nie ułatwiało jej zadania. Wiedziała, że tym razem nie może liczyć na nikogo. Musi poradzić sobie sama. Rozhuśtała się lekko i jakimś cudem złapała za niewielką, lecz raczej wytrzymałą rurę. Odplątała stopy. Teraz pozostało jej skoczyć w odpowiednim momencie. W przeciwnym razie coś ją przejedzie. Czuła ogromny ból w poranionych dłoniach. Nie wróżyło to nic dobrego. Jej palce zaczęły drętwieć i powoli ześlizgiwały się z rury. Ayumi modliła się w duchu, żeby wytrzymała jeszcze chwilę. Zaraz będzie idealny moment. Jeszcze chwilę…
Puściła się. Spadła na zgięte nogi i przetoczyła się jeszcze raz, aby złagodzić to spotkanie z podłożem.
- Yoshi – powiedziała z determinacją i uśmiechem na ustach. – Nie dorwą mnie. Dam z siebie wszystko!

* * *

- Nigdzie jej nie ma… - Shizuo zacisnął rękę na znaku drogowym, który pod wpływem jego siły wgniótł się w tym miejscu.
- Ja też się o nią martwię, jednak może nie wszystko stracone – Celty próbowała podtrzymać przyjaciela na duchu. – Może nie sprawdziliśmy jeszcze jakiegoś miejsca.
- Iie. To niemożliwe, żebyśmy coś ominęli – Heiwajima wsadził ręce do kieszeni i zaczął iść w dobrze mu znanym kierunku – Ikebukuro. – Nie ma szans, żeby… - przerwał, gdy zobaczył jakąś sylwetkę w oddali. Osoba wyglądała na wykończoną. Blondyn zmrużył oczy, żeby się jej lepiej przyjrzeć. Po chwili oniemiał, a z jego ust wyleciał papieros. – Ayumi… To ona… To na pewno ona! – rzucił się w jej stronę. Dullahan natomiast dalej stała w miejscu. Jednak wyraźnie jej ulżyło. Uznała, że na razie zostawi ich samych. Wsiadła na motor i odjechała.
- Jeszcze… kawałek… Jeszcze… trochę… - zamroczona dziewczyna miała już upaść, jednak przytrzymały ją czyjeś silne ramiona. Spojrzała na znajomą twarz i uśmiechnęła się. – Shizuo…
- Nie rób mi tego więcej… - Heiwajima przytulił ją mocno do siebie.
- Ale czego? – zaśmiała się i odwzajemniła uścisk.
- Nie znikaj tak nagle… Martwiłem się, że coś ci się stanie…
- Ale jestem cała… – uśmiechnęła się bardziej. – Tylko trochę obolała… i zmęczona… - dodała. – No i została kwestia tego… – puściła go i pokazała dłonie. – Jednak później się tym zajmę…
- Kto ci to zrobił?
- Zgadnij – powiedziała wymownie.
- Zabiję, zabiję, zabiję, zabiję, zabiję… - zaczął w kółko powtarzać jedno słowo. – Nie dość, że prawie mnie zabili, to jeszcze ciebie. Nie wybaczę im tego. Już są martwi.
- Uspokój się Shizuo – zaśmiała się nerwowo dziewczyna. – Czy możemy przedyskutować kwestię twojej zemsty później?
- Zgoda – westchnął zrezygnowany. – Ale tylko ze względu na twój aktualny stan zdrowia.

Były barman wiedział, że Itakura nie da rady dojść o własnych siłach do domu. Wziął więc ją na plecy. Ona oplotła się nogami wokół jego pasa. Jej ręce zwisały swobodnie. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy. Czuła się tak dobrze i bezpiecznie, że nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

Rozdział 12 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Minęło kilka dni. Ayumi nie odstępowała łóżka Shizuo na krok. Przynosiła mu jedzenie i picie, pomagała, kiedy chciał przejść się kilka kroków po pokoju lub po prostu z nim rozmawiała. Tak, to było coś, czego on najbardziej potrzebował. Rozmowa. W końcu bez niej znów gniłby w nudzie, czego oczywiście nie chciał. Często dyskutowali o wszystkim i o niczym. Dosłownie. W końcu nikt nie miał zamiaru narzucać żadnego tematu odgórnie. Cieszyli się swoim towarzystwem. Lubili to. A zwłaszcza blondyn. Cieszył się z każdego uśmiechu Itakury i zawsze, gdy była przy nim, czuł przyjemne ciepło pochodzące z jego wnętrza. Na początku myślał, że serio się zakochał, jednak po dogłębnych przemyśleniach uznał, że ktoś taki jak on nie może się zakochać. Uznał więc, że nie będzie zwracał na to uwagi. Ayumi natomiast była szczęśliwa, że Heiwajima wracał do zdrowia w tak szybkim tempie. Shinra uznał, że już dziś były barman może opuścić „szpitalne łóżko”, więc przy najbliższej okazji wyniósł się.
- Wreszcie mogę się normalnie poruszać – przeciągnął się idąc chodnikiem.
- Powinieneś bardziej na siebie uważać – skarciła go blondynka, jednak mimo to była szczęśliwa. Do momentu, jak były barman poruszył pewien temat.
- Teraz zostaje znaleźć tę całą mafię w garniturach i pozabijać wszystkich po kolei – Shizuo powiedział to dość spokojnym tonem.
- Podejrzewasz, że któryś z nich cię postrzelił?
- A ty nie? – spojrzał na nią pytająco. – W końcu nie dziwiłbym się, gdyby chcieli wyrównać ze mną rachunki.
- W sumie… możesz mieć rację… - odparła ściszając głos. Po chwili spojrzała na zegarek. – Już późno. Chyba będę się zbierać – szybko zmieniła temat. – Biorę gitarę i lecę do parku.
- Pójdę z tobą – oznajmił blondyn i założył ręce za głowę. – Jeśli tamci znów się pojawią, to będziesz mieć kłopoty.
- Nic mi nie będzie – uśmiechnęła się. – Tak jak ci wcześniej mówiłam – mam jeszcze jeden dzień – wyszczerzyła się bardziej z nadzieją, że to go przekona. Nie pomyliła się.
Pomimo zapewnień Ayumi wcale nie udała się do parku. Miała coś innego do załatwienia. Chwilę przed wejściem do domu otrzymała SMS’a. Zastanawiała się, skąd szef garniturów wziął jej numer. Jednak nie to było najważniejsze. Chciał się spotkać i omówić kwestie pieniężne. Musiała przystać na propozycję. Teraz kierowała się we wskazane miejsce. Już z daleka dostrzegła opuszczony bunkier. Tak jak jej kazano, weszła do środka. Było o wiele ciemniej niż na dworze, więc jej oczy potrzebowały trochę czasu, aby się do tego przyzwyczaić.
- Nie stchórzyłaś – zaśmiał się facet w szarym wdzianku.
- To do mnie niepodobne, żeby nie przyjść na umówione spotkanie – oświadczyła stanowczo. – Mów, o co chodzi.
- O resztę pieniędzy – odparł beznamiętnie i zaciągnął się cygarem.
- Jaką resztę? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Nie wyjdziesz, póki jej nie oddasz – nagle Ayumi usłyszała za sobą dźwięk zamykanych drzwi.
- Myślałam, że jesteśmy kwita.
- Owszem, człowiek znany jako Orihara Izaya postanowił spłacić dług, jednakże pod pewnymi warunkami – szef szajki uśmiechnął się wrednie. – Kilkoma z nich było to, że on zapłaci 90%, a ty przyniesiesz resztę w terminie skróconym z siedmiu do sześciu dni. Czyli dziś – wypuścił dym z ust. – Nie przekazał ci tego?
Itakura przeklęła w myślach imię informatora. Wiedziała, że gdzieś musi być haczyk.
- Mi mówił co innego. A mianowicie, że pokryje całą kwotę – zacisnęła pięści.
- To masz pecha moja droga. Zamknijcie ją – zwrócił się do grupy mężczyzn stojącej za nim.
- No chyba nie – prychnęła i rzuciła się na drzwi.
Z całych sił próbowała je otworzyć, jednak z marnym skutkiem. Obejrzała się. Mężczyźni byli już praktycznie obok niej. W tym momencie postawiła ręce na ziemi i kopnęła jednego z nich prosto w twarz butem. Kiedy upadł, przebiegła po nim i zaczęła szukać jakiejś alternatywy.
- Jesteście bezużyteczni! – darł się szef. – Przecież to dziewczyna!
Wszystkie próby okazały się bezskuteczne. Po chwili Ayumi była już niesiona za ramiona przez dwóch osiłków, którzy skonfiskowali jej komórkę. Wyrywała się, jednak nie pomogło jej to. W końcu musiała przestać stawiać opór. Mężczyźni wsadzili ją do czegoś przypominającego celę i zamknęli na klucz.
- Pobędziesz tu jakieś dwa dni. Potem skończymy z tobą – oświadczył jeden i odszedł. Drugi został pilnować, aby ta przypadkiem nie zwiała.
- Świetnie! – wściekła na siebie i na swoją bezmyślność Itakura kopnęła z całej siły w ścianę, co skończyło się tylko bólem nogi.
Oparła się o ścianę i osunęła się na ziemię. „A więc tak ma wyglądać mój koniec?” – spytała sama siebie. Uśmiechnęła się sama do siebie, a po chwili nawet zaczęła się śmiać.
- Co cię tak śmieszy? – spytał ciekawy osiłek.
- Jestem żałosna – stwierdziła dalej się śmiejąc.
- To jest aż takie śmieszne?
- A nie? – założyła ręce za głowę. – Gdybym była bystrzejsza, nigdy bym tu nie trafiła. W końcu jakby teraz pomyśleć o wszystkim, to popełniliście tyle podstawowych błędów, że spokojnie dałabym radę uciec. Jednak trochę zbyt późno się zorientowałam – podrapała się po karku i zaśmiała nerwowo. „Teraz już nawet nie mam, co ze sobą zrobić i muszę prowadzić rozmowę z wrogiem. Naprawdę jestem żałosna…”

* * *

Chodził nerwowo po mieszkaniu. Miał bardzo złe przeczucia. Spojrzał na zegarek – dwudziesta. O tej godzinie Ayumi już dawno byłaby w domu. „Może niepotrzebnie się martwię…” – pomyślał. – „W końcu mogła pójść na spacer.” Potrząsnął głową. Po co w ogóle się martwi? Przecież blondynka była dorosła i mogła robić, co jej się żywnie podobało. Nie zdziwiłoby go, gdyby była teraz na przykład na randce. W końcu była naprawdę ładna…
Westchnął. Nie mógł tak bezczynnie siedzieć. Wiedział, że jego przeczucie nigdy nie kłamie. Nie mógł już dłużej się oszukiwać w dwóch kwestiach. Coś się stało tej dziewczynie. Coś się stało dziewczynie, która jest dla niego bardzo ważna. Musiał ją znaleźć.
Przetrząsnął całą dzielnicę. Brak. Myślał, że coś pominął, jednak zważając na to, że szukał do białego rana, było to niemożliwe. Myślał, że może w tym czasie już wróciła, jednak pomylił się. W domu nie było żywej duszy. Przeklął w myślach i znów wyszedł. Uznał, że zostało mu tylko jedno wyjście, jednak niezbyt za nim przepadał. W końcu potem ludzie dręczyli go wiadomościami, jednak nie miał wyboru. Wyjął telefon i napisał na stronie Dolarów: „Widział ktoś może w ciągu ostatnich 24h blondynkę ubraną w czerwoną bluzę?”
Niemalże od razu dostał kilka odpowiedzi.
Miała ze sobą gitarę?”
Wydaje mi się, że ja ją widziałam…”
Wczoraj wieczorem była na obrzeżach Tokio. Wyglądała, jakby się gdzieś spieszyła…”
Gdzie dokładnie ją widzieliście?” – Shizuo poczuł, jak zaczyna napełniać go nadzieja. Miał szansę na znalezienie jej. Może małą, ale jednak.
Na wschód od miasta.”
Tak! Tak! Też ją widziałem! Kierowała się główną ulicą!”
Arigato” – Heiwajima od razu wyłączył telefon, alby nie odbierać więcej powiadomień. „Bycie w tej grupie jest czasem przydatne” – pomyślał i zadzwonił po Celty. Po jakiś dziesięciu minutach wsiadł na jej motor i razem z nią udał się we wskazane miejsce.
- Shizuo? – przed zaczęciem poszukiwań dullahan próbowała nawiązać rozmowę.
- Nanda? – spojrzał na nią wyczekująco.
- Dlaczego tak ci zależy na tym, żeby jej pomóc? – blondyn zapatrzył się chwilę na monitor palm topa. Po chwili nabrał powietrza i powiedział:
- Gdyby Shinra był w niebezpieczeństwie, pomogłabyś mu. Prawda? – ona kiwnęła kaskiem (bo nie głową ^^” dop.aut.) – Ja mam coś podobnego. Jednak niezbyt potrafię to wyrazić słowami.

- Rozumiem – położyła mu rękę na ramię. Po chwili odjechała badać teren w innym miejscu.

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 11 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami i patrzyła się tępo za okno. Pomysł Izayi był jednym słowem powalony. Jednak czemu ona dalej go rozważała? Czemu sama nic nie wymyśli? Miała mętlik w głowie i nie mogła się skupić na jednej myśli. Położyła sobie rękę na czoło. Było ciepłe. „Za dużo myślę…” – oznajmiła sobie sama i opadła definitywnie na sofę. Orihara dał jej dwadzieścia cztery godziny na zastanowienie. Potem zadzwoni. Przygryzła wargę. Naprawdę on lubi się bawić ludzkim życiem… Wiedział, że ona desperacko będzie szukać środków finansowych, więc wyszedł jej naprzeciw. Był też pewny, że będzie się wahać, więc dał jej czas na przemyślenia. „Przeklęty informator” – uderzyła ręką o oparcie kanapy. Rozważała wszystkie możliwości. Jeśli by się nie zgodziła, nie miałaby skąd wziąć potrzebnej sumy pieniędzy. Koniec końców wyglądałby bardzo prosto – wąchałaby kwiatki od spodu. Jednak jeśli się zgodzi, co straci? Uderzyła się lekko w twarz. Nie powinna zadawać takich głupich pytań. Straci wiele. A Izaya zyska. Jednak będzie wolna od długów. Miała sto procent pewności, że Orihara posiada wymaganą sumę.
- To wszystko nie ma sensu! – złapała się za głowę i zaczęła nią potrząsać.
- Co nie ma sensu? – nagle w salonie zjawił się Shizuo.
- Um… nie jesteś w pracy? – zakłopotała się trochę na jego widok.
- Iie. Dziś mam wolne – zapiął do końca swoją koszulę.
- Rozumiem… - znów swój wzrok utkwiła w martwym punkcie.
- Wyraźnie coś cię dręczy – stwierdził blondyn.
- To nic ważnego – odparła szybko Ayumi i wstała. – Muszę się przewietrzyć.
- Iść z tobą? – zapalił papierosa.
- Nie. Poradzę sobie sama – wsadziła ręce do kieszeni i ruszyła w stronę drzwi. – Poza tym muszę coś załatwić.
Heiwajima nie zdążył już zapytać o szczegóły, gdyż usłyszał dźwięk zamykających się drzwi. Zdziwił go pośpiech dziewczyny i taka nagła reakcja na jego osobę. Jednak starał się nie zwracać na to uwagi. W końcu raczej to chwilowe.
* * *

Szlajał się po ulicach Ikebukuro. Nie miał nic do roboty. Owszem – cieszył się z dnia wolnego, jednak strasznie się nudził. W końcu co mógł robić? Nic. I to go wkurzało. Gdyby była tu Ayumi to miałby z kim rozmawiać. Gdyby był tu Tom, byłoby to samo, co w poprzednim przypadku. Teraz nawet wolałby użerać się z Oriharą, niż nie robić nic. Nie mógł tego znieść. Zacisnął pięści i uderzył w najbliższą ścianę, która na jego szczęście się nie zawaliła. Ulżyło mu. Wyciągnął dłoń z wgniecenia i ruszył dalej. Jak zwykle przechodnie patrzyli na niego wzrokiem pełnym strachu. Ignorował ich. A przynajmniej się starał. Znów zaczął się zastanawiać, czemu Itakura tak dziwnie się rano zachowywała. Wszedł do parku i usiadł na ławce dopalając papierosa. Zamyślił się. Czy blondynkę dręczyła sprawa z wczoraj? W końcu cała zgraja ludzi w garniturach urządziła sobie z nią pogadankę. Dodatkowo później zadzwonił jej telefon. Po jej podejściu do rozmówcy stwierdził, że to Izaya. Czego ten drań chciał? Może ją szantażował? Shizuo od razu wyrzucił ten pomysł z głowy. Może to byłoby w jego stylu, jednak na pewno poszło o co innego. Westchnął. Już wiedział, dlaczego dziewczyna tak nienawidzi uczucia bezradności. Nie mógł nic zrobić. A może o to jej chodziło? To by wyjaśniało, dlaczego mu nic nie powiedziała. W końcu ostatnio za bardzo ją ograniczał. Mogła mieć go już dosyć… „Za dużo myślę. To źle na mnie działa” – wstał z ławki i wyrzucił peta. Wsadził ręce do kieszeni i znów zaczął się bezcelowo włóczyć. Nie miał, co ze sobą zrobić. Dobijało go to. Zaczął kluczyć bocznymi i ciemnymi uliczkami. Normalny człowiek czułby niepokój, jednak nie on. Jemu było to całkowicie obojętne.

* * *

Pewna osoba w czarnym płaszczu i kapturze na głowie weszła w ciemną uliczkę. Robiła wszystko, by nikt jej nie widział. Jak na razie udawało jej się. Osobnik spojrzał przed siebie. Wcześniejsze spostrzeżenia były słuszne. Heiwajima krążył po Ikebukuro już którąś godzinę i teraz znajdował się tutaj. Szedł odwrócony tyłem do zamaskowanej postaci. To była idealna okazja. Osoba wydobyła z kieszeni czarnego płaszcza pistolet i wyciągnęła go przed siebie. Jednak zawahała się. Momentalnie dłoń zaczęła się trząść. Jakby zamaskowany osobnik bał się czegoś. Mimo to starał się przymierzyć odpowiednio. W końcu zdecydował się. Ciszę rozerwał dźwięk strzału. Shizuo jeszcze stał, więc doprawił drugim. Po chwili Heiwajima zwalił się na ziemię. Zamaskowany od razu odwrócił się i zaczął uciekać. Obejrzał się i ostatni raz spojrzał na swoją ofiarę. Potem skoczył na śmietnik, a następnie balkonami udał się na dach. Blondynowi za to zaczęło robić się czarno przed oczami. Wiedział, że dostał. Jednak nie bolało go nic. Po prostu był świadom, że najprawdopodobniej, to koniec jego żywota…

* * *

- Shizuo! Ocknij się wreszcie! – Shinra potrząsał bezwładnym ciałem. Były barman powoli otworzył oczy.
- Gdzie ja…
- Nic nie mów! – uciszył do lekarz. – Powinieneś jak na razie wypoczywać, więc się nie ruszaj i nie odzywaj, a ja ci wszystko wyjaśnię. Zostałeś postrzelony i ledwo uszedłeś z życiem. Ktoś ma niezłego cela, że trafił tak blisko serca – poprawił okulary. – Pewnie zastanawia cię, jak się tu znalazłeś – Heiwajima spojrzał na niego wymownie. – Czyli tak – Shinra potwierdził swoje myśli. - Jakaś osoba zadzwoniła do mnie anonimowo i powiedziała, że słyszała strzały. Dodała, że ktoś leży na chodniku w kałuży krwi. Podała opis wyglądu, przez co byłem pewny, że to ty. Potem Celty cię tu przywiozła.
- Ale zastanawia mnie…
- Mówiłem, że masz nic nie mówić! – znów mu przerwał. Zaczynał się robić trochę irytujący.
Nagle zabrzmiał dźwięk otwieranych drzwi. Od razu do domu jak burza wpadła Itakura i rzuciła się na blondyna. Z jej oczu leciały łzy.
- Jesteś cały… Ja… - jąkała się. Była taka szczęśliwa, że jednak nic mu się nie stało.
- Odejdź od niego! – lekarz na siłę próbował ją odczepić od rannego. – On musi odpoczywać! Celty! – zwrócił się do motocyklistki, która akurat weszła do pomieszczenia. – Po co ją przywiozłaś?!
- Martwiła się, więc uznałam, że to konieczne – napisała. – W końcu już po północy.
- Po północy?! – Heiwajima powtórzył po niej. – Jutro idę do pracy! – już chciał wstać, jednak Shinra go zatrzymał.
- Nigdzie nie idziesz. Nie w tym stanie.
- Odpieprz się – odparł krótko. – Jestem ci wdzięczny, że mnie ratowałeś, jednak teraz pora na mnie. Nic mi nie będzie – odepchnął go i stanął na równe nogi. Jednak nie wytrzymał tak długo, gdyż zachwiał się i znów znalazł się na łóżku.
- Ty mu mów, a on swoje… - westchnął zrezygnowany brunet.
- Shizuo, zrozum, że Shinra ma rację. Kiedy będzie z tobą lepiej, wrócisz do siebie – Celty próbowała do niego dotrzeć, jednak po jego niezadowolonej minie można było się zorientować, że nie przyjął tego do wiadomości.
- Zabiję gościa, który mi to zrobił – warknął.
Ayumi cały czas patrzyła zaniepokojona na przyjaciela. Słone łzy cały czas spływały po jej policzkach. Podeszła do okna i spojrzała na zewnątrz.
- Skoro on ma tu zostać, to i ja zostaję – powiedziała nagle. – Będę się źle czuła, jeśli będę zajmować jego mieszkanie, a on ledwo żywy ciągle będzie u was. Mam nadzieję, że to nie problem.
- Iie. Pomieścimy się wszyscy – uśmiechnął się lekarz. – Tylko bardzo cię proszę. Nie reaguj na niego tak emocjonalnie, bo może się to źle skończyć – dodał bardziej zażenowany.
- Rozumiem… - spuściła głowę.

Miała wyrzuty sumienia. Jednak nie mówiła tego głośno. Każdy by powiedział, że to nie jej wina. Ona jednak była innego zdania. Bolało ją to, że Heiwajima prawie że zginął. Położyła rękę w miejsce, gdzie znajdowało się serce. Nie dałaby sobie już rady bez niego. Dopiero teraz to sobie uświadomiła…

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 10 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

- Shizuo, nie musisz wszędzie ze mną chodzić – powiedziała zażenowana Ayumi. – Potrafię sobie radzić z garniakami.
- Ostatnim razem było co innego – powiedział stanowczo blondyn.
- Oj raz się zdarzyło! – protestowała.
- Możecie się nie kłócić? Głowa mnie boli – wtrącił się Tom.
- Już znikam. Nie mam zamiaru paradować z wami po całym Ikebukuro. Narka! – pomachała im i zwiała. Heiwajima już chciał ruszać za nią, usłyszał głos Tanaki.
- Nigdzie nie idziesz. Nie tym razem.
- Przecież wiesz, jaka jest sytuacja – spojrzał na niego wymownie. – Tamci chcą ją dorwać.
- O siedemnastej będzie grać w parku. Wystarczy, że zjawimy się na czas – wsadził ręce do kieszeni. – Poza tym skoro poszła, oznacza, że chce coś przemyśleć.
- Skąd wiesz? – Shizuo spojrzał na niego pytająco.
- Zawsze tak robi. W gruncie rzeczy znam ją dłużej niż ty.
- Niech ci będzie – niezadowolony były barman odpalił peta. Nie chciał zostawiać jej samej, zwłaszcza po tym, co opowiedziała mu poprzedniej nocy. Jednak nie miał innego wyjścia.

* * *

Szła z gitarą na plecach przez miasto. Oglądała kolorowe wystawy różnych sklepów. Lubiła to, choć sama nie wiedziała czemu. Rozmyślała. Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła mówiąc blondynowi to wszystko. Teraz nie będzie jej odstępował na krok. Owszem – lubiła go, jednak jego ciągłe towarzystwo potrafiło ją zirytować. Czasem po prostu chciała być sama. Popatrzyła na niebo. Było bezchmurne. Tak jak lubiła. Zadowolona zaczęła przechadzać się po głównej ulicy. Każdego przechodnia obdarzała swoim ciepłym uśmiechem. Miała bardzo dobry humor. Nie tak jak jeszcze kilka dni temu. Żadne problemy nie rozdzierały jej od środka. Była po prostu szczęśliwa. Zapomniała nawet o długach. Choć na chwilę. Szła niemalże tanecznym krokiem.
Spędziła tak co najmniej godzinę. Spojrzała na zegar widniejący na jednym z budynków. Miała piętnaście minut na dojście do parku. Nie spieszyła się. Nie miała po co. I tak zdąży. Nikt jej nie gonił, więc mogła sobie pozwolić na powolny krok. Jednak jej uśmiech zniknął z twarzy, kiedy dotarła na miejsce. Nie było żadnego słuchacza. Zamiast nich stała cała zgraja facetów w garniturach. Ayumi przeklęła w myślach.
- Proszę, proszę, czyli jednak przyszłaś – zaśmiał się szef.
- Czemu nie dacie mi spokoju? Przecież i tak spłacę ten jebany dług – warknęła.
- Powtórzę się. Czas się skończył. Jednak dam ci ostatnią szansę – zapalił cygaro i spojrzał na wyczekującą odpowiedzi niebieskooką. – Jeśli spłacisz cały dług, będziesz wolna.
- Ile mam czasu? – spojrzała na niego podejrzliwie.
- Dwa dni.
- No chyba cię pojebało! – wkurzyła się. – Skąd mam wziąć niby tyle kasy w dwa dni?!
- Uważaj lepiej, jak się do mnie odzywasz – zmierzył ją wzrokiem. – Niech ci będzie. Ten jeden raz. Dam ci tydzień. Jednak później wiedz, że po ciebie przyjdziemy. Nie będzie ratunku. Nie uciekniesz nigdzie. Cokolwiek byś nie zrobiła…
Przerwał mu dosyć głośny huk, który rozległ się dosłownie kilka metrów obok nich. Mężczyźni w garniturach zaczęli się rozglądać. W pewnym momencie ni stąd ni zowąd wyskoczył wściekły Heiwajima ze znakiem w ręku. Faceci chcieli go jakoś otoczyć i zagonić w ślepy zaułek, jednak nie było możliwości. Pomimo dużej przewagi liczebnej, można by powiedzieć, że blondyn wygrywał. Posyłał mężczyzn to na mur, to na latarnię, a czasem na drzewo. Właściciele garniturów dosłownie latali. A Ayumi? Przyglądała się całemu zajściu zażenowana. Wiedziała, że Shizuo na pewno przyjdzie, ale miała jednak nadzieję, że nie zrobi takiej rozróby.
W pewnym momencie Heiwajima zaczął zbliżać się do szefa szajki. Ten zaczął się cofać do tyłu i nerwowo rozglądać. Wszyscy jego podwładni leżeli nieprzytomni albo połamani na chodniku. W pewnym momencie potknął się o coś i sam wylądował tyłkiem na podłożu.
- Zabiję! – blondyn już podniósł znak do góry z zamiarem przyłożenia nim w mężczyznę, który nieudolnie zasłaniał się rękami. Jednak zatrzymał się, gdy zobaczył coś jego zdaniem nieprawdopodobnego. Mianowicie Itakura w jednej chwili znalazła się między nim, a jego ofiarą i zasłoniła leżącego.
- Wystarczy – powiedziała stanowczo. – On mnie dziś oszczędził, więc i ty go oszczędź. Zresztą nie musisz nikogo zabijać.
Shizuo niechętnie odrzucił znak w bok. Przeklął w myślach. Gdyby się nie zatrzymał, oberwałaby Ayumi. Dziewczyna o tym wiedziała, a mimo to i tak znalazła się między tą dwójką. Nie powinna się tak narażać.
- Niewiele brakowało – odetchnęła patrząc na uciekającego szefa.
- Co ci strzeliło do głowy?! – wydarł się na nią Heiwajima.
- Porozmawiamy później. Zaraz tu będzie policja – spojrzała na niego i po chwili odeszła. On bez słowa ruszył za nią.
- Idealnie… - powiedział cicho Izaya, który obserwował całe zajście przez lornetkę w kawiarni po drugiej stronie ulicy. – Lepiej być nie mogło… - z jego ust nie schodził wredny uśmieszek.
Dobrze wiedział, dlaczego mafia znalazła się akurat w tym, a nie innym miejscu. Ponad to wiedział, że Ayumi opowiedziała o sobie blondynowi. Tak jak przypuszczał – Heiwajima przy każdej okazji zechce zabić członków garniturów. To było aż za proste do odgadnięcia. Zaśmiał się. Powodem była głupota dziewczyny. Teraz będzie mógł wykorzystać te informacje. Upił jeszcze łyka kawy, wyjął telefon i wykręcił odpowiedni numer.
- Konbanwa Ayumi-chan! – powiedział wesoło.
- Co do…? Skąd masz do cholery mój numer gnido?! – Itakura nie należała w tym momencie do najszczęśliwszych osób.
- W tym momencie to nieistotne. Jednak mam dla ciebie propozycję, która powinna cię zainteresować. W końcu chcesz się pozbyć tych gości w garniturach, ne? – spytał irytującym dziewczynę głosem. Jednak miał rację – zainteresowało ją to.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Porozmawiamy, jak zjawisz się w Shinjuku. Bye bye! – rozłączył się i wstał z miejsca. Dalej uśmiechał się wrednie. – To będzie prostsze, niż myślałem – dodał już z lekką dysaprobatą. W końcu kochał ludzi, jednak wolał, jak są trochę bardziej nieprzewidywalni. Wtedy zabawa robi się ciekawsza…

* * *

- Proszę, wejdź – zaprosił ją do środka. Mimo że na dworze panowała noc, jego biuro było bardzo dobrze oświetlone. – Czym mogę służyć? – usiadł na swoim ulubionym obrotowym krześle i oparł głowę na dłoniach.
- Wiesz dobrze, po co tu jestem – blondynka uderzyła ręką w biurko. – Gadaj.
- Yare, yare… jakaś ty niespokojna – potrząsnął głową z udawanym niezadowoleniem. – Powiem jasno. Zawrzyjmy układ.
- Układ? Z tobą? – Ayumi zaśmiała się ironicznie. – No chyba nie.
- A co jeśli powiem, że wszystkie twoje problemy znikną – pstryknął palcami – od tak?
- Do czego zmierzasz? – przeszyła go wzrokiem, jednak on nic sobie z tego nie robił.
- Może omówimy szczegóły przy herbacie? – Izaya wstał i udał się w stronę sofy, na którą po chwili opadł.
- Nie mam czasu na żadne herbatki – usiadła niezadowolona obok niego.
- Wraz dążysz do swego… - znów pokręcił głową.
- Nie baw się ze mną – warknęła.
- Jak chcesz – brunet rozłożył bezradnie ręce. – Co powiesz, że spłacę dług za ciebie?
Itakurze odebrało mowę. Mogła spodziewać się naprawdę wszystkiego. Jednak nie tego. Wiedziała, że z tą gnidą nie można zawiązywać układów. Mimo to była przykuta do muru. Choćby coś jej się stało, musiała spłacić długi. Nie była pewna, co począć w tej sytuacji.
- Oczywiście będziesz mogła się odpłacić. A właściwie zanim dam ci pieniądze, będziesz musiała coś zrobić – uśmiechnął się wrednie i spojrzał na nią.
- Co konkretnie? – zmarszczyła brwi.

- Twoim zadaniem będzie…