czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 15 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Przeciągnęła się i przekręciła na prawy bok. Było jej tak wygodnie, że nie chciała wstawać. W końcu otworzyła oczy, którym ukazała się postać bruneta znajdująca się tuż przed nimi.
- Ohayo, Ayumi-chan – ona jak oparzona podskoczyła słysząc głos Orihary.
- Ty…?! Gdzie…?! Ja…?! Co…?! – miotała wzrokiem po pomieszczeniu, próbując ułożyć sobie w głowie plan wydarzeń.
- Zemdlałaś z bólu serca i zaniosłem cię do szpitala. Pamiętasz? – teraz dopiero faktycznie pokojarzyła fakty.
- Mogłeś mnie zostawić w spokoju. Nic by mi nie było. Przez ciebie to się nasiliło – zmierzyła go niezadowolonym spojrzeniem. – I czemu tu jesteś?
- Uznałem, że jestem ci coś winien – westchnął z udawanym zażenowaniem. – W końcu wtedy nie powiedziałem ci wszystkiego odnośnie planu, ale chciałem, żebyś była przekonująca.
- Że co? – zaśmiała się ironicznie.
- Zapewne zastanawiasz się, czemu od razu nie spłaciłem twojego długu po całości – zaczął się wozić na krześle. – Otóż chciałem, żeby cię porwali. O godzinie dziewiątej wieczorem miało dojść do transakcji mającej na celu sprzedanie ciebie jakiejś organizacji. Miało to podobno pokryć resztę twojego długu. Ja, wiedząc o tym, powiadomiłem odpowiednie władze i gdyby fatycznie doszło do tej transakcji to nie dość, że byś została uwolniona, to jeszcze zostaliby złapani członkowie mafii. Ale wszystko popsułaś – uśmiechnął się zadziornie. – Nie myślałem, że będziesz w stanie uciec. Jesteś całkiem sprytna. I nie martw się, spłacę resztę długu, jednak szkoda, że ci śmieszni idioci nadal będą na wolności – westchnął teatralnie.
- Ktoś taki jak ty zaplanował takie przedsięwzięcie? I ja mam w to wierzyć? - uniosła jeden z kącików ust.
- Nie masz wyboru. Jestem informatorem, więc nie mogę kłamać.
- Niech ci będzie – blondynka spojrzała za okno. Była piękna pogoda. Aż żal jej było, że teraz musi gnić w szpitalu. – Chyba muszę ci podziękować mendo – westchnęła ciężko. – Ale tak bardzo nie mam na to ochoty…
- Obejdę się bez twojej wdzięczności – wstał z krzesła i po chwili znalazł się przy jej łóżku. – W końcu jesteś jedyną osobą, która ma aż taki znaczący wpływ na Shizusia. Muszę cię trzymać przy życiu.
- Jesteś okropny – Itakura zmarszczyła brwi.
- I tak sporo jesteśmy przy temacie Shizu-chana – uśmiechnął się do niej wrednie. – Wydaje mi się, że coś planuje.
- Planuje? – tutaj na twarzy Ayumi pojawiło się zdziwienie. – Shizuo?
- Tak – usiadł na materacu, co wcale nie uszczęśliwiało dziewczyny. – I chyba nawet wiem co. Powiem ci, ale na razie ma to zostać tajemnicą. Plan wcielimy w życie potem. Zresztą on wcale nie ma zamiaru się śpieszyć, więc nie będzie z tym problemu.
- Dlaczego mi pomagasz? – znów zmarszczyła brwi.
- Bo nie chcę, byś została skrzywdzona przez bestię. Tylko ludzie mają prawo krzywdzić się nawzajem – zaśmiał się. Już drugiej osobie mówił te same słowa i bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę.

* * *

Po jakiś trzech godzinach wyszła ze szpitala. Z uśmiechem przechadzała się po ulicach Ikebukuro. Była trochę zaniepokojona tym, że coś może się tym razem nie udać, jednak odganiała od siebie te myśli. Wysłała tylko wiadomość do Heiwajimy, że już ją wypuścili i teraz chce się trochę przewietrzyć. Powinna pójść za radą Orihary i od razu wracać do domu oraz pogadać z blondynem, jednak wolała wybrać drugą z możliwych opcji. Sama nie wiedziała czemu. Tak po prostu. Musiała przemyśleć sobie kilka kwestii. A zwłaszcza musiała ochłonąć po tym, jak usłyszała, że Izaya poinformował Shizuo o tym, że to ona go postrzeliła. Wtedy niemalże dostała kolejnego ataku bólu w klatce piersiowej, jednak udało jej się w miarę uspokoić. Przynajmniej była pewna, że to coś w rodzaju nerwicy. Westchnęła. Po półgodzinie miała już dość spaceru. Przekręciła klucz w drzwiach i weszła do mieszkania. Było puste. Ayumi zaczęła się rozglądać i po chwili dostrzegła na stole kartkę. Przeczytała to, co było na niej napisane i od razu wyciągnęła telefon.
- Jest tak, jak mówiłeś – powiedziała poważnym tonem do rozmówcy.

* * *

Stał na peronie i dopalał papierosa. Wiedział, że w pociągu nie można palić. Był wyjątkowo nerwowy, a ludzie najwyraźniej to wyczuwali, bo trzymali się od niego dalej niż zwykle. Dodatkowo niewiele zabrakło, żeby dał po mordzie nieznajomemu mężczyźnie, który po prostu śpiesząc się przypadkowo go potrącił. Heiwajima spojrzał na zegarek. Miał jakieś dziesięć minut. Westchnął. Sprawdzał godzinę jakieś dwie minuty temu. Czas strasznie mu się dłużył. Może dlatego, że po raz pierwszy definitywnie opuszcza swoją dzielnicę, w której przecież spędził całe życie. Ikebukuro – jego dom. Do teraz. Podjął decyzję. Pozostawił wszystko Ayumi. Uznał, że teraz jego towarzystwo może ją tylko wkurzać. Otrzymała dom, spłaciła jakimś cudem prawie cały dług. Po co jej do szczęścia nerwowy i wkurzający blondyn? Itakura ułoży sobie dobrze życie bez niego. A on musi być jak najdalej od niej, żeby jej w tym nie przeszkalać. Był pewien, że gdyby nadal został w Ikebukuro, skończyłoby się to znów ograniczaniem jej. Niewielkim co prawda, ale jednak. Przydeptał papierosa i znów spojrzał na zegarek. Pięć minut. Zarzucił sobie torbę na ramię i wyczekiwał już pociągu.
- Shizuo! – usłyszał znajomy głos za plecami. Od razu się odwrócił.
- Ayumi? – zdziwił się. – Co ty tu robisz? – zmarszczył czoło. – Napisałem ci na kartce. Wyprowadzam się.
- Baka! Co ci strzeliło do głowy?! – była na niego wyraźnie wkurzona. – Koniec tej dziecinady! Wracasz ze mną!
- Nie – powiedział stanowczo, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Jeśli myślała, że jej wcześniejsza postawa w czymś pomoże, to się myliła. – Powiedziałem. Wyprowadzam się.
- Dlaczego musisz być taki uparty… - dziewczyna zacisnęła pięści.
- Mieszkanie ci zostawiam. O rachunki się nie martw, bo mam zamiar je spłacać.
- Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – jej oczy powoli stawały się jakby zaszklone. – Chcesz mnie tak po prostu zostawić?
On bez słowa odwrócił się w stronę nadjeżdżającego pociągu.
- Nigdy ci nie wybaczę, jeśli teraz odjedziesz… - po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy. Po chwili przytuliła się do jego pleców. – Nie zostawiaj mnie… Kocham cię… Kocham, słyszysz… - zaczęła się delikatnie jąkać pod wpływem płaczu.
Shizuo zamarł. Ta wiadomość powinna go ucieszyć. Powinien skakać z radości. Powinien wyściskać z całych sił Ayumi. A co on robił? Stał w miejscu i nie poruszył nawet ręką. Spojrzał na swoje ręce. Bał się. Zaczął się bać jeszcze bardziej, że skrzywdzi tak ważną dla niego osobę.
- Ayumi, nie mogę zostać… - powiedział wreszcie. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało… Proszę, zrozum…
- To ty zrozum… Nie chcę tracić kolejnej tak ważnej dla mnie osoby… - zacisnęła ręce na jego koszuli. – Jeśli wyjedziesz, znów zostanę sama… Nie przeżyje tego…
- Dwie minuty do odjazdu! – do ich uszu dobiegł donośny głos konduktora.
- Mój brat kiedyś powiedział… że jeśli się czegoś boisz… to musisz pokonać ten strach… - dziewczyna wtuliła się jeszcze bardziej w jego plecy. – Wierzę, że mnie nie skrzywdzisz… Wierzę w ciebie…
On ujął jej dłonie swoimi i odczepił je od siebie. Po chwili odwrócił się w jej stronę. Schylił się lekko i delikatnie dłonią otarł jej łzy. W tym czasie pociąg zaczął odjeżdżać.
- Jesteś piękna. A z uśmiechem na twarzy jeszcze bardziej. Więc nie płacz, tylko się do mnie uśmiechnij – Itakura od razu zrobiła to, o co prosił ją blondyn i przytuliła go.
- Ty natomiast jesteś przystojniejszy bez nich – zdjęła mu okulary.

Heiwajima pogładził ją po policzku i sam się uśmiechnął. Teraz naprawdę czuł się szczęśliwy. Wiedział, że przy Ayumi nauczy się panować nad sobą. Ponad to będzie ją chronił. Nie pozwoli, by została kiedykolwiek skrzywdzona. Przytulił ją mocno do siebie i po chwili zrobił wreszcie to, czego wcześniej tak bardzo pragnął. Wreszcie poczuł smak jej ust.

--------

Już nie mogę dłużej. Postanowiłam, że od razu wrzucę całe opowiadanie. Mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. A co do bloga - nie mam zamiaru ciągnąć go dłużej sama. Już nie daję rady. Dziękuję wam za wszystko.
Pozdrawiam z okazji świąt,
Akemi Hiruki