piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 9 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Udałam się we wskazanym przez niego kierunku. W pewnym momencie, kiedy przechodziliśmy obok ciężarówki, wepchnął mnie do niej. Ktoś, kto był w środku zalepił taśmą moje usta, zasłonił oczy oraz związał moje ręce i nogi. Samochód ruszył. Czułam, bo moje ciało uderzyło lekko o drzwi od bagażnika. Czy się bałam? Nie sądzę. Cieszyłam się. Gdybym mogła, uśmiechnęłabym się. W końcu moje życie i tak miało się skończyć, ne? Dla mnie było to bez różnicy, w jaki sposób to się stanie. Ważne było, aby to się stało.
Nagle znów moje ciało zaczęło się taczać. Stanęliśmy. Czułam to. Nie wiedziałam tylko, co się dzieje. Słyszałam odgłosy walki, potem strachu i bólu. Następnie otwierający się bagażnik. Zostałam rozwiązana i wypuszczona. Poczułam… żal? Tak, to chyba był on. Byłam zawiedziona. W końcu mogli mnie zabić. A tu ktoś mnie ratuje. Dodatkowo dość podejrzanie wyglądająca postać. Kobieta ubrana na czarno z kaskiem na głowie. Nie mówiła nic. Napisała tylko na swoim palm topie: „Ktoś chciał, żebym zawiozła cię w pewno miejsce”. Nie protestowałam. Usiadłam na motor. Ruszyłyśmy.
Zeszłam z tego jakże wygodnego środka transportu jakieś dziesięć minut później. Moim oczom ukazał się ogromny i wysoki budynek.
- Na górze ktoś na ciebie czeka – napisała kobieta i odjechała.
Weszłam na samą górę. Przede mną znajdował się ogromny taras widokowy, a na nim przy barierce stała owa osoba. Zaczęłam podchodzić bliżej. Z każdym krokiem byłam coraz bardziej pewna, kim on był.
- Orihara Izaya – zmarszczyłam brwi.
- O, Ayumi-chan! Czekałem na ciebie! – oznajmił wesoło.
- W co ty pogrywasz? – sam jego widok wyprowadził mnie z równowagi.
- Nie powinnaś zapytać: „Co tam u ciebie?” W końcu nie widzieliśmy się tyle czasu – uśmiechnął się zadziornie. – Wypiękniałaś.
- Daruj sobie – warknęłam. – Czego chcesz?
- Chyba czego ty chcesz – wskoczył na barierkę i zaczął się po niej przechadzać, utrzymując tym samym równowagę. – Czy aby nie pragnęłaś popełnić samobójstwa?
- Milcz! – krzyknęłam. – Odwal się od mojego życia!
- Niestety nie mogę. Jestem informatorem i muszę wiedzieć o wszystkim, co się dzieje w Tokio – znów posłał mi swój firmowy uśmieszek. - Dziewczyna mająca talent muzyczny, która straciła całą rodzinę i została sama z długami. Widzisz? Wiem o tobie wszystko.
- I co z tego? Znasz moją historię, ale mnie nie znasz.
- Znam cię lepiej, niż myślisz – zaczął przechadzać się w drugą stronę. – Niech zgadnę. Nie wytrzymałaś już i postanowiłaś, że skrócisz swoje cierpienie. Weszłaś na chat dla samobójców, aby znaleźć kogoś, kto chciał się zabić, ale bał się to zrobić sam. Tak oto trafiłaś na mnie. Przemyślałem wszystko. Kazałem tamtym kolesiom cię porwać. Cieszyłaś się, że zginiesz. Jednak kiedy tamta kobieta, którą zresztą też wysłałem, uratowała cię, byłaś niezadowolona. Zła z tego powodu, że jeszcze chodzisz po tej planecie. Zgadza się?
Przeklęłam w myślach. Był inteligentny – to musiałam przyznać. Jego zdolności dedukcyjne przekraczały normę.
- Powiem ci coś – spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem na twarzy. – Jesteś nudna. Robiłaś wszystko tak, jak zaplanowałem. Jak mogłaś mi to zrobić? – spytał z udawanym wyrzutem. – Myślałem, że moją przyjaciółkę z dzieciństwa stać na coś więcej.
- Przyjaciółkę? – prychnęłam. – Ty siebie w ogóle słyszysz? Nigdy się nie przyjaźniliśmy. Bawiliśmy się tylko razem.
- Tak, oczywiście – machnął ręką. – To nie zmienia faktu, że jesteś nudna.
- Co ty możesz wiedzieć o życiu… - zacisnęłam pięści.
- Wiem bardzo dużo. Twoje problemy są naprawdę poważne. To muszę ci przyznać. Jednak zaszłaś już tak daleko. Przeżyłaś tyle, więc dlaczego chcesz odebrać sobie życie? – znów za mnie spojrzał. – Jesteś żałosna. Pomyślałaś może o osobach, które spotkasz w przyszłości? O swoim przyszłym chłopaku, przyszłych przyjaciołach? O mnie? Jak zginiesz, stracę nowego pionka – dodał.
- Ja ci kurna dam pionka mendo! – rzuciłam się w jego kierunku.
Kiedy już byłam przy nim, zamachnęłam się. On uniknął ataku, a ja wypadłam za barierkę. Jednak złapał mnie za rękę. Wisiałam tak zaczepiona lekko nogami o skraj tarasu. Zakręciło mi się w głowie.
- Widzisz tą krwawą plamę na chodniku? – zapytał. – Będziesz wyglądać tak samo. Twój trud i upór pójdą na marne. Twoje marzenia zniknął. Zniknie twoja przyszłość. Zniknie przyszłość, którą tak bardzo chciałaś zobaczyć.
- Skończyłeś? – spytałam poirytowana.
- Tak – odparł dalej wrednie się szczerząc i postawił mnie. – To twoja decyzja, czy zmarnujesz szansę na życie, którą podarowała ci twoja rodzina. Bye bye! – pomachał mi i odszedł.
Wtedy zawahałam się. Nie dlatego, że bałam się skoczyć, gdyż było wysoko. W końcu lepiej zginąć od tego, czego się boi, niż od jakiejś błahostki. Po prostu jego słowa dawały do myślenia. Jednak nadal chciałam zakończyć moje cierpienie. Nie myślałam już nad tym więcej. Przechyliłam się i zaczęłam spadać. Czułam jak wiatr rozwiewa moje włosy na wszystkie strony. W pewnym momencie dostrzegłam coś dziwnego. Jakąś czarną poświatę. Zatrzymała mnie i postawiła na ziemi. Naprzeciw mnie pojawiła się kobieta, która mnie tu przywiozła.
- Czemu? – spytałam. Nie rozumiałam nic. Nie rozumiałam, czemu mi pomogła. Przecież nawet się nie znałyśmy.
- Bo życie nie jest tak okrutne, jak ci się wydaje – napisała na palm topie. Już chciała wsiadać na motor i odjechać, jednak zatrzymałam ją. Spojrzała na mnie.
- Nie zostawiaj mnie… Nie mam pieniędzy… Nie mam nikogo… Nie znam nikogo… Nie dam sobie rady sama… Jeśli mam żyć dalej… pomóż mi… - po moich policzkach spływały słone łzy.
Kobieta przytuliła mnie. Napisała, że nie mam się czego bać. Przez kilka dni mieszkałam u niej. Tak poznałam Celty. Powiedziałam jej, że jedyne co umiem, to grać na gitarze, więc mi ją kupiła. Kiedy poczułam, że jestem w stanie samodzielnie funkcjonować, wyniosłam się. Pożyczyłam pieniądze od Toma i kupiłam sobie jedzenie oraz zaczęłam wynajmować kiosk u pewnego staruszka. Wtedy był w lepszym stanie. To było dwa lata temu. Dalszą historię znasz.

Odetchnęła po skończonej przemowie.
- Teraz się wstydzę tego, że żerowałam na Celty. Wstydzę się też mojej bezradności. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy wtedy – dodała.
- Naprawdę musiałaś mieć niechęć do życia – stwierdził Shizuo swoim normalnym tonem. Przejął się historią dziewczyny, mimo że nie chciał dać tego po sobie poznać. Chciał dorwać gości, którzy sprawili jej tyle cierpienia.
- Oj tam. Ważne, że teraz jakoś sobie radzę – uśmiechnęła się. – Aż się dziwię, że nie zasnąłeś przy tej opowiastce – zaczęła się śmiać.
- Nie jestem taki – zapalił papierosa. – Jak już mam słuchać, to słucham do końca.
- Arigato – uśmiechnęła się znów. – Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. Wreszcie się komuś wygadałam. Szczerze to nawet poczułam ulgę.
- Na mnie zawsze możesz liczyć – odwzajemnił gest. – I nie pozwolę cię tknąć tym gościom w garniturach.
- Arigato – powtórzyła i zeszła z barierki. – Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – podeszła do drzwi wyjściowych z balkonu. – Dobranoc – rzuciła na koniec i zniknęła.
- Dobranoc…

Przyjacielem… No cóż, może i lepiej. W końcu co on sobie myślał? Że ktoś taki jak ona coś w nim zobaczy? To byłoby co najmniej dziwne. Przecież swego czasu stwierdziła nawet, że jest chodzącą agresją. Westchnął i zaciągnął się papierosem. W tym momencie poczuł się tak cholernie samotny. W sumie cieszył się szczęściem blondynki. Nigdy nie miała przyjaciół, aż tu nagle jednego odnalazła. I to w jej rodzinnym mieście. Jednak nie był tak szczęśliwy, jakby tego chciał. Chciałby poczuć, co to znaczy mieć kogoś bliskiego przy sobie. Wiedział mimo to, że to tylko pieprzone marzenie, które nigdy się nie spełni…

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Stał na balkonie. Wypuścił z ust dym tytoniowy. Kolejny raz nie mógł spać. To już tydzień. Podkrążone oczy były dla niego codziennością. Westchnął. Spojrzał przed siebie na oświetlone ulice jego dzielnicy. Musiał przyznać, że wyglądały dość urokliwie. Wyjął papierosa z ust i wyrzucił go za barierkę. Wyciągnął drugiego.
- Za dużo palisz – usłyszał znajomy głos za plecami. Nawet się nie odwrócił. Nie musiał.
- Też nie możesz spać? – spytał.
- Niestety… - Ayumi stanęła obok niego i oparła się łokciami o barierkę. – Odkąd tu jestem, cały czas jestem myślami gdzie indziej…
- Znam to – zapadła chwilowa cisza. Jednak nie trwała długo.
- Dlaczego mi pomagasz? – spytała nagle Itakura.
- Za dużo się uśmiechasz – odparł bez namysłu Shizuo. – I bardzo często nie jest to uśmiech oznaczający szczęście czy radość. To maska. Uznałem więc, że potrzebujesz pomocy.
- Rozgryzłeś mnie – zaśmiała się blondynka. – Ty natomiast zbyt rzadko się uśmiechasz.
- Nie mam powodów do szczęścia.
- Jak to nie? – zdziwiła się.
- Normalnie – westchnął i oparł się bardziej o barierkę. – To uczucie mówiące o tym, że ludzie się mnie boją, jest czasem nie do zniesienia. Wystarczy, że przejdę się ulicą, a wszyscy spieprzają mi z drogi. Wkurzające – wyrzucił peta za balkon. – Swego czasu jedyną osobą, która mnie akceptowała był mój brat. Jednak teraz kiedy wyjechał z Ikebukuro, nie mam nikogo bliskiego, a mało kto mnie toleruje.
- A mnie dziwiło, że nie masz dziewczyny – zaśmiała się znów. – Teraz wszystko jest jasne. Na pewno…
- Iie – przerwał jej, a ona znów się zdziwiła. – To nie tak, że nikt mnie nie kocha, bo się mnie boją. Nie rozśmieszaj mnie – prychnął.
- Więc jak to jest? – spojrzała na niego pytająco.
- To ja się boję. Zawsze się bałem, że wszystko spieprzę, tracąc nad sobą kontrolę. Jestem największym tchórzem na świecie – ściszył nieznacznie głos.
- Jestem innego zdania – Itakura spojrzała na gwieździste niebo. – Nie możesz być tchórzem, skoro właśnie na głos przyznałeś, czego się boisz. To właśnie jest prawdziwa odwaga. Jednak różnie ją ludzie pojmują – uśmiechnęła się promiennie. – Teraz chyba moja kolej, ne? – dodała.
- Jak to twoja kolej? – Shizuo zmarszczył brwi. – Co chcesz zrobić?
- Skoro ty opowiedziałeś historię twojego życia, to wychodzi na to, że jestem dłużna. A tego nienawidzę – westchnęła rozczulająco.
Mina Heiwajimy wyrażała czyste zdziwienie. Przecież jeszcze jakiś czas temu nie chciała wspominać nic o sobie. Twierdziła, że blondyn nie lubi ckliwych historyjek. Owszem, miała rację, jednak mimo to on chciał ją poznać. Teraz zastanawiał się, co takiego się zmieniło, że ona się otworzyła przed nim. W tym momencie przypomniał sobie słowa Orihary: „Nie proś jej o opowiedzenie o swojej przeszłości. Jeśli ci naprawdę zaufa, sama to zrobi.”
- Tylko… serio chcesz tego wszystkiego słuchać? – zapytała niepewnie Itakura. – Nigdy nikomu nie opowiadałam całej historii, nawet Celty. Więc nie wiem, jak to…
- Skoro chcesz się wygadać, to mów. Jednak nie mam zamiaru cię o to prosić. To twoja decyzja – spojrzał na nią, a ona nie odrywając wzroku od gwiazd, uśmiechnęła się.
- Yoshi. W takim razie zaczynam – usiadła na barierce, a jej nogi zwisały za obręb balkonu. – No więc… może zacznę od tego, że się urodziłam? Tak, to chyba będzie poprawny początek – zaśmiała się.

Od początku mojego życia mieszkałam w Tokio. I w Ikebukuo. Mieszkałam z rodzicami i starszym bratem. Przez pierwsze cztery lata życia często bywałam w Shinjuku. Stąd znałam Izayę. Często bawiliśmy się razem, jednak wkurzał mnie. Zawsze niszczył moje rzeczy i utrudniał kontakty z innymi. Jednak niezbyt się tym przejmowałam. Nadal byłam wesołym dzieckiem. Jednak coś przerwało tą radość. Moja mama zmarła. Dopiero później dowiedziałam się, że chorowała. Tata nic nie wspominał mi i bratu, żeby nas nie martwić. Wszyscy bardzo przeżyliśmy tę stratę. Jednak trzeba było żyć dalej. W końcu czas płynął. Stopniowo zapominaliśmy o bólu, a mama zostawała w naszych sercach. Potem tata uznał, że założy firmę w Jokohamie, do której wkrótce się przenieśliśmy. Miałam wtedy dwanaście lat...
Życie się toczyło, tata pracował, ja się uczyłam, a brat, który osiągnął pełnoletniość przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych i przysyłał nam na konto pieniądze, żeby było nam łatwiej. Nie powiem – przydawały się i to nie raz. Jednak stopniowo działalność mojego ojca podupadała. Żeby ratować interes, dotarł do podziemia. Zaciągnął ogromną pożyczkę i nie myśląc, jak ją spłacić zainwestował. Nic to nie dało. Pieniądze przepadły, a dług został. Mafia nazywana przeze mnie szarymi garniturami ciągle go nękała. Grozili, że podpalą dom, że ujawnią jego sekrety, w posiadaniu których byli, no i oczywiście, że mnie zabiją. Niezbyt się tym przejmowałam. Myślałam, że człowiek nie może być zdolny do takiego skrzywdzenia kogoś innego. Myliłam się. Któregoś dnia tata nie wytrzymał… Strzelił sobie w skroń. Miałam wtedy osiemnaście lat…
Znów życie gnało dalej. Próbowałam zapomnieć, jednak było to trudniejsze niż myślałam. W końcu widok zakrwawionego taty leżącego na dywanie to nie jest byle co. Mimo wszystko starałam się funkcjonować normalnie. Skończyłam szkołę, jednak nie poszłam na studia. Nie miałam za co. Wtedy kupiłam gitarę i zaczęłam się uczyć grać. Nic innego nie zostało mi do roboty. W końcu zaczęło to przynosić nieznaczne zyski. Zawsze coś. Brat mnie nie zostawił. Zaczął przysyłać jeszcze większe sumy pieniędzy. Stopniowo i na raty spłacałam dług, który przeszedł na nas. Brat obiecał mi, że będzie pomagał z całych sił. Wywiązał się z obietnicy. Nawet chciał przylecieć do Japonii. Uznał, że będzie mi łatwiej dzięki temu. Ucieszyłam się na samą myśl. W końcu nie widziałam go od bardzo dawna. Gadaliśmy przez neta, więc miałam z nim stały kontakt. W końcu oświadczył, że kupił bilet lotniczy. Nie posiadałam się z radości. Wiedziałam, że gdy tylko przyleci, wszystkie problemy i złe myśli zniknął. Jednak tak się nie stało. I to z bardzo prostego powodu. Nie przyleciał. Wtedy już całkowicie przestałam się uśmiechać – tu zatrzymała się na chwilę i uśmiechnęła smutno. – Nie mógł przylecieć. Choćby miał najszczersze chęci i tak nie mógłby znaleźć się w Japonii. Widać los przewidział inaczej. To było trzy lata temu. Trzy lata minęły od tej sławnej katastrofy lotniczej…

Shizuo słuchał i przy tym nie odrywał od niej wzroku. Słuchał najuważniej, jak tylko potrafił. Zaczynał już rozumieć, dlaczego Ayumi nie chciała nic mówić. W końcu samo opowiadanie tej historii musiało ją boleć. Jednak ona mówiła to w taki sposób, jakby czytała ją z jakiejś książki. Nie płakała. Nie narzekała. Starała się żartować. Mimo to zdawał sobie sprawę z tego, że było jej źle.
- To jeszcze nie wszystko – westchnęła. – Mam wrażenie, że strasznie się to dłuży. Kontynuować?
On tylko skinął głową.
- Mam tylko nadzieję, że cię nie zanudzę moją bezradnością – zaśmiała się.

No więc wiem, że się powtarzam, ale żyłam dalej. Jednak to nie było to samo życie co przedtem. Bolało mnie. Bolało mnie to, że zostałam sama. Nie miałam nikogo. Miałam tylko dług. Ten cholerny dług, który towarzyszył mi przez pół życia… Mimo że nie miałam jak, to obiecałam sobie, że go spłacę. Że nie ucieknę od problemu, że nie załatwię tego w inny sposób. Zostawała tylko spłata. Jednak kiedy mafia zaczęła mnie nękać, zrozumiałam, dlaczego tata postąpił tak, a nie inaczej. Ciągłe życie w strachu i niepewności wykańczało. Nie mogłam nawet wyjść z domu, by nie natknąć się na gościa w szarym garniturze. Miałam dość. Po raz pierwszy pomyślałam, że nie spełnię obietnicy. Chciałam, aby to wszystko się skończyło. Wtedy weszłam na czat internetowy dla samobójców… - ściszyła głos, jednak po chwili kontynuowała: - Zaczęłam pisać z jakimś chłopakiem z Tokio. Opowiedziałam mu o wszystkim. Poczułam się lepiej. Zaufałam mu, tym bardziej, że on opisał mi swoją historię, która była równie nędznym przypadkiem, co moja. Cieszyłam się, że znalazłam bratnią duszę. Wtedy on powiedział mi: „Przyjedź do Tokio. Jest tu idealne miejsce, gdzie można się zabić. Nikt cię nie zauważy. Nikt cię nie będzie pamiętać. Zniknął wszystkie twoje problemy.” Uwierzyłam. Sprzedałam dom i wyjechałam. Kiedy dotarłam w umówione miejsce, koło mnie pojawił się wysoki mężczyzna o długich włosach.
- Ty jesteś Itakura Ayumi? – zapytał niepewnie. Kiwnęłam głową, a on od razu się uśmiechnął. – Jakie szczęście! Myślałem, że zrezygnowałaś!
- Nie zostawiłabym cię – odwzajemniłam gest.

Prawda była taka, że nie ja potrzebowałam wsparcia. Mogłam zabić się sama. Jednak nie jestem samolubna. On napisał mi, że sam się boi. Uznał, że z kimś przy boku będzie mu łatwiej. To był główny powód mojego przyjazdu. W mieście, w którym się urodziłam, miałam i zakończyć żywot…

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 7 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Szedł razem z Tomem jedną z głównych ulic. Ręce miał wsadzone do kieszeni. Ludzie omijali ich z daleka. Bali się bestii z Ikebukuro. Shizuo nienawidził tego określenia. Nienawidził również osoby, która jako pierwsza go tak nazwała. Spojrzał przed siebie. Akurat owa osoba znajdowała się po drugiej stronie ulicy i patrzyła na niego z drwiącym uśmieszkiem. Na czole blondyna pojawiła się pulsująca żyłka. Tanaka próbował go uspokoić, lecz bezskutecznie.
- Izaaaayaaaa! – wydarł się rozwścieczony Heiwajima, a wszyscy, którym życie było miłe schodzili mu z drogi.
Od razu zaczął go gonić. Izaya westchnął. Shizuo był taki przewidywalny… Odwrócił się na pięcie i zaczął biec. Kiedy nadarzyła się okazja, wskoczył na znak drogowy i wybił się. Od razu znalazł się na czyimś balkonie i niezbyt interesowała go reakcja właściciela. Uraczył go tylko morderczym spojrzeniem, a ten wystraszony schował się do mieszkania i zasłonił okna.
- Ne, Shizu-chan – zaczął z uśmiechem. – Jak tam dzionek?
- Zabiję cię mendo! – Heiwajima zgiął znak stopu wpół.
- Nie pytałem, co chcesz zrobić, tylko jak ci mija dzień – odparł udawanym zażenowanym tonem i rozłożył niby bezradnie ręce.
- Po co przylazłeś do mojej dzielnicy?!
- Miałem w tym cel – usiadł na barierce. – Chciałem pogadać.
- Pogadać?! Ty chyba sobie jaja robisz debilu! – blondyn nie wytrzymał i rzucił znakiem. Na jego nieszczęście spudłował.
- Shizu-chan powinieneś zapisać się do okulisty – Izaya uśmiechnął się wrednie. – Nie uważasz?
- Złaź na dół, to porozmawiamy o tym – zacisnął pięści i zademonstrował gotowość do walki.
- Możemy rozmawiać i w ten sposób. I myślę, że temat rozmowy powinien cię interesować. Może zechcesz posłuchać? – w oczach Orihary widać było pewność siebie i tego, co robi. – W końcu chyba niezbyt dogadujesz się ze swoją współlokatorką – wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Skąd ty…
- Zapomniałeś Shizu-chan? Ja wiem wszystko, co się dzieje w tym mieście – oznajmił drwiącym głosem. – Mam dla ciebie radę. Nie proś jej o opowiedzenie o swojej przeszłości. Jeśli ci naprawdę zaufa, sama to zrobi.
- Czemu mi to mówisz? – Heiwajima zmarszczył brwi.
- Bo ona jest człowiekiem i nie chcę, by została skrzywdzona przez bestię. Tylko ludzie mają prawo krzywdzić się nawzajem – odparł pewny siebie.
Tego było za wiele. Shizuo chwycił stojący nieopodal śmietnik i cisnął nim w bruneta, który zwinnie uniknął ataku. Na pożegnanie Izaya posłał swojemu wrogowi swój firmowy uśmiech i zniknął z pola widzenia. Wkurzony blondyn uderzył w ścianę rozładowując gniew. O co mu chodziło? Co on takiego ma do Ayumi? Teraz w jego głowie przez tą gnidę pojawiły się nowe pytania, mimo że poprzednie dalej zostały bez odpowiedzi.
- Jebany informator – powiedział sam do siebie i odpalił peta. Po chwili zaciągnął się nim i wypuścił z ust dym tytoniowy. To go zawsze uspokajało.

* * *

- Ohayo Shizuo! – Itakura rozmawiała z nim przez telefon.
- Ohayo – odparł. – Stało się coś?
- Iie – powiedziała zadowolona. – Chcę tylko zirytować swoim postępowaniem pewne osoby, które w tym momencie zajęły się ściganiem mnie.
- Nani?! Gdzie jesteś?!
- Spokojnie – uspokajała go. – Przecież nie chcemy, żeby jacyś cywile znajdujący się niedaleko ciebie oberwali.
- Możesz sobie nie żartować?! Teraz to naprawdę zachowujesz się jak Izaya!
- Bo to jedyny dobry sposób, aby wyprowadzić gości w garniturach z równowagi – zaśmiała się. – Po prostu musiałam. Wybacz na chwilę – nie rozłączając się wskoczyła na ciężarówkę, która po chwili zaczęła odjeżdżać. – Już jestem – oznajmiła.
- Co się tam dzieje?! – Shizuo był zdezorientowany.
- A nic takiego. Właśnie zrobiłam sobie przejażdżkę. O! Widzę cię!
Heiwajima zaczął się rozglądać dookoła. Kiedy zobaczył machającą do niego dziewczynę siedzącą na dachu ciężarówki, wkurzył się jeszcze bardziej. W jednej chwili złapał samochód i go podniósł, powodując tym samym bliskie spotkanie Itakury z podłożem.
- Mogłeś sobie tego oszczędzić – powiedziała niezadowolona, po czym wstała i otrzepała się.
- Zachowujesz się jak dziecko! – wydarł się na nią. – Powinnaś być bardziej odpowiedzialna!
- Nie jesteś moim ojcem – warknęła i odeszła.
Shizuo zapalił papierosa. Ayumi zaczynała go powoli denerwować. Zamiast znaleźć sposób, żeby ta cała mafia przestała ją ścigać, blondynka tylko uciekała. Dodatkowo miała z tego radość. Bawiła się tym. A może to tylko pozory? Nie mógł tego pojąć. Westchnął. Normalnie już by latała między budynkami. Jednak z jakiegoś powodu Heiwajima się hamował. Z jakiejś nieznanej mu przyczyny nie mógł jej nawet tknąć. W sumie cieszył się z tego. W końcu postawił krok do przodu w opanowywaniu agresji.

* * *

Było po pierwszej w nocy. Za oknem szalała burza. Druga największa zmora Ayumi, której się bała równie bardzo, co wysokości. Kolejny raz niebo zostało przecięte przez białą smugę światła. Dziewczyna aż drgnęła i jeszcze bardziej zakopała się w kołdrze. Zamknęła oczy.
- To tylko zły sen, to tylko zły sen, to tylko zły sen…. – powtarzała sobie.
Miała nadzieję, że kiedy uchyli powieki, wszystko zniknie. Myliła się i zdała sobie z tego sprawę dopiero, gdy do jej uszy dobiegł przeraźliwy trzask. Wystraszona blondynka trzęsąc się schowała głowę pod kołdrę. Zbyt się bała, żeby odczuwać zażenowanie swoją osobą. W końcu to tylko niewinne zjawisko atmosferyczne.
Nie wytrzymała. Najszybciej jak mogła wstała, zabrała kołdrę i poczłapała pod drzwi do pokoju Heiwajimy. Już chciała chwycić za klamkę, jednak zawahała się. W końcu nie wiedziała, jak on zareaguje. Mógł ją w końcu wyśmiać, albo uznać, że żartuje i wysłać ją z powrotem. Mimo niepewności, kiedy usłyszała trzask, pod wpływem emocji wparowała do środka. W pokoju było ciemno. Mimo to z łatwością dostrzegła śpiącą sylwetkę blondyna. Podeszła do niego i klęknęła obok. Potrząsnęła nim lekko.
- S-Shizuo… - powiedziała cicho. On mruknął niezadowolony i przetarł lekko oczy.
- Ayumi? – spytał ziewając. – Co jest?
- Boję się burzy… Może głupio o to pytać, ale… czy mogę spać z tobą w jednym pokoju? – poczuła się niezręcznie i nieswojo. W końcu wydawało jej się, że w oczach Shizuo jest odważną i pewną siebie osobą. Teraz mogła stracić tą pozycję. Bała się, że uzna ją za tchórza.
On zdziwił się tym pytaniem. Jednak nie mógł się nie zgodzić. Przesunął się i zrobił jej miejsce. Itakura ułożyła się wygodnie obok niego i przykryła się swoją kołdrą. Poczuła się dużo lepiej. Cały strach spowodowany wyładowaniami atmosferycznymi zniknął. Uśmiechnęła się szczerze.
- Arigato – powiedziała i zamknęła oczy.

* * *


Heiwajima nawet nie zmrużył oka. Cały czas leżał na lewym boku i patrzył na ścianę. Niezadowolony z tego, że nie może zasnąć, przekręcił się w stronę dziewczyny. Zazdrościł jej, że nie miała tego samego problemu. Spała jak zabita, a z jej ust nie schodził uśmiech. „Ciekawe, co jej się śni…” – Shizuo zamyślił się jeszcze bardziej. Dotknął jej miękkich włosów. Pachniały konwaliami. Musiał przyznać, że wygląda słodko, kiedy śpi. Skarcił się w myślach. Przecież ona nie może mu się podobać. A zresztą nawet jeśli, to on nie podobałby się jej. W końcu nikt nie pokocha potwora…