Siedziała na kanapie z
podkulonymi nogami i patrzyła się tępo za okno. Pomysł Izayi był
jednym słowem powalony. Jednak czemu ona dalej go rozważała? Czemu
sama nic nie wymyśli? Miała mętlik w głowie i nie mogła się
skupić na jednej myśli. Położyła sobie rękę na czoło. Było
ciepłe. „Za dużo myślę…” – oznajmiła sobie sama i opadła
definitywnie na sofę. Orihara dał jej dwadzieścia cztery godziny
na zastanowienie. Potem zadzwoni. Przygryzła wargę. Naprawdę on
lubi się bawić ludzkim życiem… Wiedział, że ona desperacko
będzie szukać środków finansowych, więc wyszedł jej naprzeciw.
Był też pewny, że będzie się wahać, więc dał jej czas na
przemyślenia. „Przeklęty informator” – uderzyła ręką o
oparcie kanapy. Rozważała wszystkie możliwości. Jeśli by się
nie zgodziła, nie miałaby skąd wziąć potrzebnej sumy pieniędzy.
Koniec końców wyglądałby bardzo prosto – wąchałaby kwiatki od
spodu. Jednak jeśli się zgodzi, co straci? Uderzyła się lekko w
twarz. Nie powinna zadawać takich głupich pytań. Straci wiele. A
Izaya zyska. Jednak będzie wolna od długów. Miała sto procent
pewności, że Orihara posiada wymaganą sumę.
- To wszystko nie ma
sensu! – złapała się za głowę i zaczęła nią potrząsać.
- Co nie ma sensu? –
nagle w salonie zjawił się Shizuo.
- Um… nie jesteś w
pracy? – zakłopotała się trochę na jego widok.
- Iie. Dziś mam wolne –
zapiął do końca swoją koszulę.
- Rozumiem… - znów swój
wzrok utkwiła w martwym punkcie.
- Wyraźnie coś cię
dręczy – stwierdził blondyn.
- To nic ważnego –
odparła szybko Ayumi i wstała. – Muszę się przewietrzyć.
- Iść z tobą? –
zapalił papierosa.
- Nie. Poradzę sobie sama
– wsadziła ręce do kieszeni i ruszyła w stronę drzwi. – Poza
tym muszę coś załatwić.
Heiwajima nie zdążył
już zapytać o szczegóły, gdyż usłyszał dźwięk zamykających
się drzwi. Zdziwił go pośpiech dziewczyny i taka nagła reakcja na
jego osobę. Jednak starał się nie zwracać na to uwagi. W końcu
raczej to chwilowe.
* * *
Szlajał się po ulicach
Ikebukuro. Nie miał nic do roboty. Owszem – cieszył się z dnia
wolnego, jednak strasznie się nudził. W końcu co mógł robić?
Nic. I to go wkurzało. Gdyby była tu Ayumi to miałby z kim
rozmawiać. Gdyby był tu Tom, byłoby to samo, co w poprzednim
przypadku. Teraz nawet wolałby użerać się z Oriharą, niż nie
robić nic. Nie mógł tego znieść. Zacisnął pięści i uderzył
w najbliższą ścianę, która na jego szczęście się nie
zawaliła. Ulżyło mu. Wyciągnął dłoń z wgniecenia i ruszył
dalej. Jak zwykle przechodnie patrzyli na niego wzrokiem pełnym
strachu. Ignorował ich. A przynajmniej się starał. Znów zaczął
się zastanawiać, czemu Itakura tak dziwnie się rano zachowywała.
Wszedł do parku i usiadł na ławce dopalając papierosa. Zamyślił
się. Czy blondynkę dręczyła sprawa z wczoraj? W końcu cała
zgraja ludzi w garniturach urządziła sobie z nią pogadankę.
Dodatkowo później zadzwonił jej telefon. Po jej podejściu do
rozmówcy stwierdził, że to Izaya. Czego ten drań chciał? Może
ją szantażował? Shizuo od razu wyrzucił ten pomysł z głowy.
Może to byłoby w jego stylu, jednak na pewno poszło o co innego.
Westchnął. Już wiedział, dlaczego dziewczyna tak nienawidzi
uczucia bezradności. Nie mógł nic zrobić. A może o to jej
chodziło? To by wyjaśniało, dlaczego mu nic nie powiedziała. W
końcu ostatnio za bardzo ją ograniczał. Mogła mieć go już
dosyć… „Za dużo myślę. To źle na mnie działa” – wstał
z ławki i wyrzucił peta. Wsadził ręce do kieszeni i znów zaczął
się bezcelowo włóczyć. Nie miał, co ze sobą zrobić. Dobijało
go to. Zaczął kluczyć bocznymi i ciemnymi uliczkami. Normalny
człowiek czułby niepokój, jednak nie on. Jemu było to całkowicie
obojętne.
* * *
Pewna osoba w czarnym
płaszczu i kapturze na głowie weszła w ciemną uliczkę. Robiła
wszystko, by nikt jej nie widział. Jak na razie udawało jej się.
Osobnik spojrzał przed siebie. Wcześniejsze spostrzeżenia były
słuszne. Heiwajima krążył po Ikebukuro już którąś godzinę i
teraz znajdował się tutaj. Szedł odwrócony tyłem do zamaskowanej
postaci. To była idealna okazja. Osoba wydobyła z kieszeni czarnego
płaszcza pistolet i wyciągnęła go przed siebie. Jednak zawahała
się. Momentalnie dłoń zaczęła się trząść. Jakby zamaskowany
osobnik bał się czegoś. Mimo to starał się przymierzyć
odpowiednio. W końcu zdecydował się. Ciszę rozerwał dźwięk
strzału. Shizuo jeszcze stał, więc doprawił drugim. Po chwili
Heiwajima zwalił się na ziemię. Zamaskowany od razu odwrócił się
i zaczął uciekać. Obejrzał się i ostatni raz spojrzał na swoją
ofiarę. Potem skoczył na śmietnik, a następnie balkonami udał
się na dach. Blondynowi za to zaczęło robić się czarno przed
oczami. Wiedział, że dostał. Jednak nie bolało go nic. Po prostu
był świadom, że najprawdopodobniej, to koniec jego żywota…
* * *
- Shizuo! Ocknij się
wreszcie! – Shinra potrząsał bezwładnym ciałem. Były barman
powoli otworzył oczy.
- Gdzie ja…
- Nic nie mów! –
uciszył do lekarz. – Powinieneś jak na razie wypoczywać, więc
się nie ruszaj i nie odzywaj, a ja ci wszystko wyjaśnię. Zostałeś
postrzelony i ledwo uszedłeś z życiem. Ktoś ma niezłego cela, że
trafił tak blisko serca – poprawił okulary. – Pewnie zastanawia
cię, jak się tu znalazłeś – Heiwajima spojrzał na niego
wymownie. – Czyli tak – Shinra potwierdził swoje myśli. -
Jakaś osoba zadzwoniła do mnie anonimowo i powiedziała, że
słyszała strzały. Dodała, że ktoś leży na chodniku w kałuży
krwi. Podała opis wyglądu, przez co byłem pewny, że to ty. Potem
Celty cię tu przywiozła.
- Ale zastanawia mnie…
- Mówiłem, że masz nic
nie mówić! – znów mu przerwał. Zaczynał się robić trochę
irytujący.
Nagle zabrzmiał dźwięk
otwieranych drzwi. Od razu do domu jak burza wpadła Itakura i
rzuciła się na blondyna. Z jej oczu leciały łzy.
- Jesteś cały… Ja… -
jąkała się. Była taka szczęśliwa, że jednak nic mu się nie
stało.
- Odejdź od niego! –
lekarz na siłę próbował ją odczepić od rannego. – On musi
odpoczywać! Celty! – zwrócił się do motocyklistki, która
akurat weszła do pomieszczenia. – Po co ją przywiozłaś?!
- Martwiła
się, więc uznałam, że to konieczne –
napisała. – W końcu już po północy.
- Po północy?! –
Heiwajima powtórzył po niej. – Jutro idę do pracy! – już
chciał wstać, jednak Shinra go zatrzymał.
- Nigdzie nie idziesz. Nie
w tym stanie.
- Odpieprz się – odparł
krótko. – Jestem ci wdzięczny, że mnie ratowałeś, jednak teraz
pora na mnie. Nic mi nie będzie – odepchnął go i stanął na
równe nogi. Jednak nie wytrzymał tak długo, gdyż zachwiał się i
znów znalazł się na łóżku.
- Ty mu mów, a on swoje…
- westchnął zrezygnowany brunet.
- Shizuo,
zrozum, że Shinra ma rację. Kiedy będzie z tobą lepiej, wrócisz
do siebie – Celty próbowała do niego
dotrzeć, jednak po jego niezadowolonej minie można było się
zorientować, że nie przyjął tego do wiadomości.
- Zabiję gościa, który
mi to zrobił – warknął.
Ayumi cały czas patrzyła
zaniepokojona na przyjaciela. Słone łzy cały czas spływały po
jej policzkach. Podeszła do okna i spojrzała na zewnątrz.
- Skoro on ma tu zostać,
to i ja zostaję – powiedziała nagle. – Będę się źle czuła,
jeśli będę zajmować jego mieszkanie, a on ledwo żywy ciągle
będzie u was. Mam nadzieję, że to nie problem.
- Iie. Pomieścimy się
wszyscy – uśmiechnął się lekarz. – Tylko bardzo cię proszę.
Nie reaguj na niego tak emocjonalnie, bo może się to źle skończyć
– dodał bardziej zażenowany.
- Rozumiem… - spuściła
głowę.
Miała wyrzuty sumienia.
Jednak nie mówiła tego głośno. Każdy by powiedział, że to nie
jej wina. Ona jednak była innego zdania. Bolało ją to, że
Heiwajima prawie że zginął. Położyła rękę w miejsce, gdzie
znajdowało się serce. Nie dałaby sobie już rady bez niego.
Dopiero teraz to sobie uświadomiła…
o.O wow, tyle jestem w stanie powiedzieć. nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, biedny Shizus:c
OdpowiedzUsuńAyumi się nim odpowiednio zaopiekuje ^^
hmm po jej zachowaniu mam pewne spekulacje, zobaczymy czy okażą się prawdziwe..
wybacz, że mnie tak długo tutaj nie było, postaram się nadrobic zaległości:3
Witam,
OdpowiedzUsuńbiedny Shizou, ni i biedna Ayyumi czyżby to ona do niego strzelała... takie zadanie dostała od Izayi.........
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia