niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8 Durarara!! - "Ikebukuro moim domem"

Stał na balkonie. Wypuścił z ust dym tytoniowy. Kolejny raz nie mógł spać. To już tydzień. Podkrążone oczy były dla niego codziennością. Westchnął. Spojrzał przed siebie na oświetlone ulice jego dzielnicy. Musiał przyznać, że wyglądały dość urokliwie. Wyjął papierosa z ust i wyrzucił go za barierkę. Wyciągnął drugiego.
- Za dużo palisz – usłyszał znajomy głos za plecami. Nawet się nie odwrócił. Nie musiał.
- Też nie możesz spać? – spytał.
- Niestety… - Ayumi stanęła obok niego i oparła się łokciami o barierkę. – Odkąd tu jestem, cały czas jestem myślami gdzie indziej…
- Znam to – zapadła chwilowa cisza. Jednak nie trwała długo.
- Dlaczego mi pomagasz? – spytała nagle Itakura.
- Za dużo się uśmiechasz – odparł bez namysłu Shizuo. – I bardzo często nie jest to uśmiech oznaczający szczęście czy radość. To maska. Uznałem więc, że potrzebujesz pomocy.
- Rozgryzłeś mnie – zaśmiała się blondynka. – Ty natomiast zbyt rzadko się uśmiechasz.
- Nie mam powodów do szczęścia.
- Jak to nie? – zdziwiła się.
- Normalnie – westchnął i oparł się bardziej o barierkę. – To uczucie mówiące o tym, że ludzie się mnie boją, jest czasem nie do zniesienia. Wystarczy, że przejdę się ulicą, a wszyscy spieprzają mi z drogi. Wkurzające – wyrzucił peta za balkon. – Swego czasu jedyną osobą, która mnie akceptowała był mój brat. Jednak teraz kiedy wyjechał z Ikebukuro, nie mam nikogo bliskiego, a mało kto mnie toleruje.
- A mnie dziwiło, że nie masz dziewczyny – zaśmiała się znów. – Teraz wszystko jest jasne. Na pewno…
- Iie – przerwał jej, a ona znów się zdziwiła. – To nie tak, że nikt mnie nie kocha, bo się mnie boją. Nie rozśmieszaj mnie – prychnął.
- Więc jak to jest? – spojrzała na niego pytająco.
- To ja się boję. Zawsze się bałem, że wszystko spieprzę, tracąc nad sobą kontrolę. Jestem największym tchórzem na świecie – ściszył nieznacznie głos.
- Jestem innego zdania – Itakura spojrzała na gwieździste niebo. – Nie możesz być tchórzem, skoro właśnie na głos przyznałeś, czego się boisz. To właśnie jest prawdziwa odwaga. Jednak różnie ją ludzie pojmują – uśmiechnęła się promiennie. – Teraz chyba moja kolej, ne? – dodała.
- Jak to twoja kolej? – Shizuo zmarszczył brwi. – Co chcesz zrobić?
- Skoro ty opowiedziałeś historię twojego życia, to wychodzi na to, że jestem dłużna. A tego nienawidzę – westchnęła rozczulająco.
Mina Heiwajimy wyrażała czyste zdziwienie. Przecież jeszcze jakiś czas temu nie chciała wspominać nic o sobie. Twierdziła, że blondyn nie lubi ckliwych historyjek. Owszem, miała rację, jednak mimo to on chciał ją poznać. Teraz zastanawiał się, co takiego się zmieniło, że ona się otworzyła przed nim. W tym momencie przypomniał sobie słowa Orihary: „Nie proś jej o opowiedzenie o swojej przeszłości. Jeśli ci naprawdę zaufa, sama to zrobi.”
- Tylko… serio chcesz tego wszystkiego słuchać? – zapytała niepewnie Itakura. – Nigdy nikomu nie opowiadałam całej historii, nawet Celty. Więc nie wiem, jak to…
- Skoro chcesz się wygadać, to mów. Jednak nie mam zamiaru cię o to prosić. To twoja decyzja – spojrzał na nią, a ona nie odrywając wzroku od gwiazd, uśmiechnęła się.
- Yoshi. W takim razie zaczynam – usiadła na barierce, a jej nogi zwisały za obręb balkonu. – No więc… może zacznę od tego, że się urodziłam? Tak, to chyba będzie poprawny początek – zaśmiała się.

Od początku mojego życia mieszkałam w Tokio. I w Ikebukuo. Mieszkałam z rodzicami i starszym bratem. Przez pierwsze cztery lata życia często bywałam w Shinjuku. Stąd znałam Izayę. Często bawiliśmy się razem, jednak wkurzał mnie. Zawsze niszczył moje rzeczy i utrudniał kontakty z innymi. Jednak niezbyt się tym przejmowałam. Nadal byłam wesołym dzieckiem. Jednak coś przerwało tą radość. Moja mama zmarła. Dopiero później dowiedziałam się, że chorowała. Tata nic nie wspominał mi i bratu, żeby nas nie martwić. Wszyscy bardzo przeżyliśmy tę stratę. Jednak trzeba było żyć dalej. W końcu czas płynął. Stopniowo zapominaliśmy o bólu, a mama zostawała w naszych sercach. Potem tata uznał, że założy firmę w Jokohamie, do której wkrótce się przenieśliśmy. Miałam wtedy dwanaście lat...
Życie się toczyło, tata pracował, ja się uczyłam, a brat, który osiągnął pełnoletniość przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych i przysyłał nam na konto pieniądze, żeby było nam łatwiej. Nie powiem – przydawały się i to nie raz. Jednak stopniowo działalność mojego ojca podupadała. Żeby ratować interes, dotarł do podziemia. Zaciągnął ogromną pożyczkę i nie myśląc, jak ją spłacić zainwestował. Nic to nie dało. Pieniądze przepadły, a dług został. Mafia nazywana przeze mnie szarymi garniturami ciągle go nękała. Grozili, że podpalą dom, że ujawnią jego sekrety, w posiadaniu których byli, no i oczywiście, że mnie zabiją. Niezbyt się tym przejmowałam. Myślałam, że człowiek nie może być zdolny do takiego skrzywdzenia kogoś innego. Myliłam się. Któregoś dnia tata nie wytrzymał… Strzelił sobie w skroń. Miałam wtedy osiemnaście lat…
Znów życie gnało dalej. Próbowałam zapomnieć, jednak było to trudniejsze niż myślałam. W końcu widok zakrwawionego taty leżącego na dywanie to nie jest byle co. Mimo wszystko starałam się funkcjonować normalnie. Skończyłam szkołę, jednak nie poszłam na studia. Nie miałam za co. Wtedy kupiłam gitarę i zaczęłam się uczyć grać. Nic innego nie zostało mi do roboty. W końcu zaczęło to przynosić nieznaczne zyski. Zawsze coś. Brat mnie nie zostawił. Zaczął przysyłać jeszcze większe sumy pieniędzy. Stopniowo i na raty spłacałam dług, który przeszedł na nas. Brat obiecał mi, że będzie pomagał z całych sił. Wywiązał się z obietnicy. Nawet chciał przylecieć do Japonii. Uznał, że będzie mi łatwiej dzięki temu. Ucieszyłam się na samą myśl. W końcu nie widziałam go od bardzo dawna. Gadaliśmy przez neta, więc miałam z nim stały kontakt. W końcu oświadczył, że kupił bilet lotniczy. Nie posiadałam się z radości. Wiedziałam, że gdy tylko przyleci, wszystkie problemy i złe myśli zniknął. Jednak tak się nie stało. I to z bardzo prostego powodu. Nie przyleciał. Wtedy już całkowicie przestałam się uśmiechać – tu zatrzymała się na chwilę i uśmiechnęła smutno. – Nie mógł przylecieć. Choćby miał najszczersze chęci i tak nie mógłby znaleźć się w Japonii. Widać los przewidział inaczej. To było trzy lata temu. Trzy lata minęły od tej sławnej katastrofy lotniczej…

Shizuo słuchał i przy tym nie odrywał od niej wzroku. Słuchał najuważniej, jak tylko potrafił. Zaczynał już rozumieć, dlaczego Ayumi nie chciała nic mówić. W końcu samo opowiadanie tej historii musiało ją boleć. Jednak ona mówiła to w taki sposób, jakby czytała ją z jakiejś książki. Nie płakała. Nie narzekała. Starała się żartować. Mimo to zdawał sobie sprawę z tego, że było jej źle.
- To jeszcze nie wszystko – westchnęła. – Mam wrażenie, że strasznie się to dłuży. Kontynuować?
On tylko skinął głową.
- Mam tylko nadzieję, że cię nie zanudzę moją bezradnością – zaśmiała się.

No więc wiem, że się powtarzam, ale żyłam dalej. Jednak to nie było to samo życie co przedtem. Bolało mnie. Bolało mnie to, że zostałam sama. Nie miałam nikogo. Miałam tylko dług. Ten cholerny dług, który towarzyszył mi przez pół życia… Mimo że nie miałam jak, to obiecałam sobie, że go spłacę. Że nie ucieknę od problemu, że nie załatwię tego w inny sposób. Zostawała tylko spłata. Jednak kiedy mafia zaczęła mnie nękać, zrozumiałam, dlaczego tata postąpił tak, a nie inaczej. Ciągłe życie w strachu i niepewności wykańczało. Nie mogłam nawet wyjść z domu, by nie natknąć się na gościa w szarym garniturze. Miałam dość. Po raz pierwszy pomyślałam, że nie spełnię obietnicy. Chciałam, aby to wszystko się skończyło. Wtedy weszłam na czat internetowy dla samobójców… - ściszyła głos, jednak po chwili kontynuowała: - Zaczęłam pisać z jakimś chłopakiem z Tokio. Opowiedziałam mu o wszystkim. Poczułam się lepiej. Zaufałam mu, tym bardziej, że on opisał mi swoją historię, która była równie nędznym przypadkiem, co moja. Cieszyłam się, że znalazłam bratnią duszę. Wtedy on powiedział mi: „Przyjedź do Tokio. Jest tu idealne miejsce, gdzie można się zabić. Nikt cię nie zauważy. Nikt cię nie będzie pamiętać. Zniknął wszystkie twoje problemy.” Uwierzyłam. Sprzedałam dom i wyjechałam. Kiedy dotarłam w umówione miejsce, koło mnie pojawił się wysoki mężczyzna o długich włosach.
- Ty jesteś Itakura Ayumi? – zapytał niepewnie. Kiwnęłam głową, a on od razu się uśmiechnął. – Jakie szczęście! Myślałem, że zrezygnowałaś!
- Nie zostawiłabym cię – odwzajemniłam gest.

Prawda była taka, że nie ja potrzebowałam wsparcia. Mogłam zabić się sama. Jednak nie jestem samolubna. On napisał mi, że sam się boi. Uznał, że z kimś przy boku będzie mu łatwiej. To był główny powód mojego przyjazdu. W mieście, w którym się urodziłam, miałam i zakończyć żywot…

2 komentarze:

  1. Ahh...nosz,jak mogłaś przerwać w takim momencie? ;___;
    rany,jaka smutna historia.. Biedna,biedna Ayumi :C ale podziwiam ją za to,że mimo wszystko jest silna i dzielna. Ciekawi mnie co się stało dalej skoro ona żyje..to..? Ten koleś sam się zabił czy Ayumi rozmawiała z nim i odradziła mu samobójstwa? Hmm tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Shizuo też nie miał i nadal nie ma łatwego życia,ale być może wraz z Ayumi sobie poradzi. Najważniejsze jest,by zacząć o tym mówić, o tym czyli o problemach.. Znam to z autopsji.;)
    Pozdro i weny jak zwykle ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    rozdział wspaniały... Ayumi zaufała Shizuo i powiedziała o swojej przeszłości, którą nie miała za ciekawą.... taka smutna historia, wszystkich traciła po kolei...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń