Krótkie i spokojnie opowiadanie o gejach na dobry początek bloga ^^
To jest pierwsze opowiadanie, które kiedykolwiek zostało przeze mnie opublikowane, więc mam nadzieję, że wam się spodoba :3
Muzyczka do czytania ^^
Pozdrawiam <3
Kolejna próba… Kolejna męczarnia. Jedynym plusem jest to, że
przez 3 godziny dziennie mogę bezkarnie wgapiać się w Rukiego. W jego zapał.
Każdy ruch. Starałem się nie pomylić. Jak na razie nawet nieźle mi to
wychodziło.
-Dobra! To teraz Red, ok?- krzyknął lider. Nawet nie zauważyłem jak skończyła się piosenka. Wszyscy przytaknęliśmy, a mój mały Aniołek prawie skakał ze szczęścia, gdyż był to jego ulubiony utwór. Zaczął skakać po całej sali do prób. Wszędzie było go pełno. Zapatrzyłem się w jego roześmianą buźkę. Wyglądał po prostu ślicznie! Patrzyłem w niego jak na najpiękniejszy obrazek na świecie i dosłownie „pożerałem” go wzrokiem.
”Ciekawe, czy sam na sam też jest taki rozbrykany” – pomyślałem. Nie zauważyłem jak zgubiłem rytm. Przestałem w ogóle grać wciąż patrząc na Takanoriego. Po chwili wszystkie instrumenty ucichły, a Aniołek przestał śpiewać. Mało mnie to ruszyło byłem zbyt zajęty podziwianiem ślicznej twarzyczki Matsumoto. Jednak tą cudowną i kojącą ciszę przerwał perkusista.
-Aoi, dlaczego przestałeś grać? Stało się coś?
-Etto.. Nie, nic się nie stało. Przepraszam.. – nic się nie stało? Tak, nazwijmy zakochanie się bez wzajemności w chłopaku jest niczym. Tak, bardzo. Aoi, przestań okłamywać samego siebie… Ale było w tym 100% prawdy. Zakochałem się w moim najlepszym kumplu. Już wcześniej wiedziałem, że jestem gejem, ale nikt z zespołu o tym nie wiedział. Poza tym jakby to przyjęli? Na pewno wylaliby mnie z zespołu. Kto przecież chciałby zadawać się z pedałem? Do oczu napłynęły mi łzy. Zacząłem się przyglądać moim butom, które w obecnej chwili zaczęły być niesamowicie interesujące. Nie mogli zobaczyć jak płaczę. Wielki pan Shiroyama płacze jak mała dziewczynka. Tego jeszcze nie grali! Odłożyłem moją ukochaną gitarę i ruszyłem w stronę wyjścia zabierając po drodze skórzaną kurtkę. Wszyscy przyglądali mi się uważnie. Mam nadzieję, że nie widzieli łez. W końcu ukryłem je pod przydługimi czarnymi włosami…
- Aoi, jeszcze raz się zapytam. Co się dzieje? – powiedział w końcu Kai. Nie odwracając się odpowiedziałem starając się, by nie wyczuli żalu w moim głosie.
- Źle się czuję. Idę do domu. – powiedziawszy otworzyłem drzwi i momentalnie znalazłem się przed windą. Nacisnąłem guzik nerwowo przebierając palcami po kurtce trzymanej w ręce. Usłyszałem dźwięk oznajmujący nadjechanie dźwigu. Już miałem zjechać na dół gdy ktoś złapał mnie za ręke. Był to Uruha. Czym prędzej wyrwałem mu się i wskoczyłem do windy. Momentalnie się zamknęła. Odwróciłem głowę w stronę wielkiego lustra znajdującego się w windzie. Na moje szczęście nikogo innego nie było. Podniosłem wzrok i spojrzałem na swoje odbicie. Łzy rozmyły mi staranny makijaż. Wyglądałem jak jedna wielka czarna plama. Szybko wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i wytarłem twarz doprowadzając się do jako-takiego porządku. Ponownie spojrzałem w swoje rozmyte odbicie.
”I co się z tobą dzieje Yuu” – mówiłem sam do siebie – „ Dlaczego on na mnie tak działa. Dlaczego akurat on?! Mój najlepszy przyjaciel. Nie mogę mu o tym powiedzieć. Jak on to przyjmie? W najlepszym przypadku wyśmieje mnie. W najgorszym – wyrzuci z zespołu, bo nie będzie chciał mieć do czynienia z pedałem” W moich oczach znowu rozbłysły łzy. Pośpiesznie wytarłem je rękawem kurtki. Zaraz po tym winda zatrzymała się. Wysiadłem z niej i szybkim krokiem ruszyłem do samochodu stojącego na parkingu. Wsiadłem do niego, przekręciłem kluczyki, ostatni raz przetarłem zapłakane oczy i pojechałem do domu. Droga trwała jakieś pół godziny co i tak było szybkie, patrząc na korki panujące w Tokio. Gdy znalazłem się w domu od razu wziąłem zimny prysznic. Krople spadające na moje ciało leniwie po nim spływały zabierając ze sobą wszystkie moje dzisiejsze emocje. Gdy się umyłem przebrałem się w jakąś starą koszulkę i bokserki. Rzuciłem się na łóżko. Ponownie wszystko do mnie wróciło. Moja nieodwzajemniona miłość, płakanie w miejscu publicznym, wszystko. Po raz kolejny moje oczy się zaszkliły. Otuliłem się kołdrą starając się zasnąć. Nie było to trudne. Zmęczony całym dniem zasnąłem.
-Dobra! To teraz Red, ok?- krzyknął lider. Nawet nie zauważyłem jak skończyła się piosenka. Wszyscy przytaknęliśmy, a mój mały Aniołek prawie skakał ze szczęścia, gdyż był to jego ulubiony utwór. Zaczął skakać po całej sali do prób. Wszędzie było go pełno. Zapatrzyłem się w jego roześmianą buźkę. Wyglądał po prostu ślicznie! Patrzyłem w niego jak na najpiękniejszy obrazek na świecie i dosłownie „pożerałem” go wzrokiem.
”Ciekawe, czy sam na sam też jest taki rozbrykany” – pomyślałem. Nie zauważyłem jak zgubiłem rytm. Przestałem w ogóle grać wciąż patrząc na Takanoriego. Po chwili wszystkie instrumenty ucichły, a Aniołek przestał śpiewać. Mało mnie to ruszyło byłem zbyt zajęty podziwianiem ślicznej twarzyczki Matsumoto. Jednak tą cudowną i kojącą ciszę przerwał perkusista.
-Aoi, dlaczego przestałeś grać? Stało się coś?
-Etto.. Nie, nic się nie stało. Przepraszam.. – nic się nie stało? Tak, nazwijmy zakochanie się bez wzajemności w chłopaku jest niczym. Tak, bardzo. Aoi, przestań okłamywać samego siebie… Ale było w tym 100% prawdy. Zakochałem się w moim najlepszym kumplu. Już wcześniej wiedziałem, że jestem gejem, ale nikt z zespołu o tym nie wiedział. Poza tym jakby to przyjęli? Na pewno wylaliby mnie z zespołu. Kto przecież chciałby zadawać się z pedałem? Do oczu napłynęły mi łzy. Zacząłem się przyglądać moim butom, które w obecnej chwili zaczęły być niesamowicie interesujące. Nie mogli zobaczyć jak płaczę. Wielki pan Shiroyama płacze jak mała dziewczynka. Tego jeszcze nie grali! Odłożyłem moją ukochaną gitarę i ruszyłem w stronę wyjścia zabierając po drodze skórzaną kurtkę. Wszyscy przyglądali mi się uważnie. Mam nadzieję, że nie widzieli łez. W końcu ukryłem je pod przydługimi czarnymi włosami…
- Aoi, jeszcze raz się zapytam. Co się dzieje? – powiedział w końcu Kai. Nie odwracając się odpowiedziałem starając się, by nie wyczuli żalu w moim głosie.
- Źle się czuję. Idę do domu. – powiedziawszy otworzyłem drzwi i momentalnie znalazłem się przed windą. Nacisnąłem guzik nerwowo przebierając palcami po kurtce trzymanej w ręce. Usłyszałem dźwięk oznajmujący nadjechanie dźwigu. Już miałem zjechać na dół gdy ktoś złapał mnie za ręke. Był to Uruha. Czym prędzej wyrwałem mu się i wskoczyłem do windy. Momentalnie się zamknęła. Odwróciłem głowę w stronę wielkiego lustra znajdującego się w windzie. Na moje szczęście nikogo innego nie było. Podniosłem wzrok i spojrzałem na swoje odbicie. Łzy rozmyły mi staranny makijaż. Wyglądałem jak jedna wielka czarna plama. Szybko wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i wytarłem twarz doprowadzając się do jako-takiego porządku. Ponownie spojrzałem w swoje rozmyte odbicie.
”I co się z tobą dzieje Yuu” – mówiłem sam do siebie – „ Dlaczego on na mnie tak działa. Dlaczego akurat on?! Mój najlepszy przyjaciel. Nie mogę mu o tym powiedzieć. Jak on to przyjmie? W najlepszym przypadku wyśmieje mnie. W najgorszym – wyrzuci z zespołu, bo nie będzie chciał mieć do czynienia z pedałem” W moich oczach znowu rozbłysły łzy. Pośpiesznie wytarłem je rękawem kurtki. Zaraz po tym winda zatrzymała się. Wysiadłem z niej i szybkim krokiem ruszyłem do samochodu stojącego na parkingu. Wsiadłem do niego, przekręciłem kluczyki, ostatni raz przetarłem zapłakane oczy i pojechałem do domu. Droga trwała jakieś pół godziny co i tak było szybkie, patrząc na korki panujące w Tokio. Gdy znalazłem się w domu od razu wziąłem zimny prysznic. Krople spadające na moje ciało leniwie po nim spływały zabierając ze sobą wszystkie moje dzisiejsze emocje. Gdy się umyłem przebrałem się w jakąś starą koszulkę i bokserki. Rzuciłem się na łóżko. Ponownie wszystko do mnie wróciło. Moja nieodwzajemniona miłość, płakanie w miejscu publicznym, wszystko. Po raz kolejny moje oczy się zaszkliły. Otuliłem się kołdrą starając się zasnąć. Nie było to trudne. Zmęczony całym dniem zasnąłem.
Następnego dnia obudził mnie telefon od Kai’a przypominający
mi o dzisiejszej próbie o 10. Spojrzałem na zegarek i natychmiast zerwałem się
z łóżka.
„9:30? Ile ja spałem?!” – krzyczałem w myślach. Ubrałem się
i pobiegłem do łazienki. Tam szybko nałożyłem na twarz lekki makijaż. Nie
jedząc śniadania wybiegłem z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do
samochodu i pognałem do studia.
„Korek.” – westchnąłem, Teraz to już na pewno spóźnię się na
próbę, a wtedy Kai mnie zabije. Przed oczami pojawił mi się widok rozeźlonego
perkusisty. Wzdrygnąłem się na to wspomnienie. Może i lider wyglądał na
spokojnego, ale zdenerwowany był równie niebezpieczny jak psychopata-ludożerca.
Mocniej przycisnąłem pedał gazu i nie zważając na czerwone światło i mnóstwo
innych samochodów, pognałem do studia. Gdy wreszcie dotarłem do wyznaczonego
miejsca pobiegłem do budynku dając sobie spokój z windą. Zegarek wskazywał
10:15. Wbiegłem po schodach i dosłownie wpadłem do sali prób. Oparłem ręce na
kolanach próbując złapać oddech. Gdy już go umiarkowałem rozejrzałem się po
sali. Pod oknem siedział Uru i patrzył na mnie troszkę wystraszonym wzrokiem.
„No tak, przecież kto normalny tak wbiega do sali?”
pomyślałem posyłając mu krzywy uśmiech. Wzrokiem zawędrowałem na kanapę, na
której siedział lider z jakąś niewysoką dziewczyną na kolanach. Teraz rozumiem
dlaczego nie nakrzyczał na mnie.
„Przecież usta jakiejś laski są dużo ważniejsze od próby.” -
pomyślałem sarkastycznie. Odchrząknąłem zwracając na siebie uwagę perkusisty.
Ten po dłuższej chwili oderwał się od dziewczyny i popatrzał na mnie wzrokiem
nie wyrażającym żadnych uczuć.
- Etto.. Cześć Aoi. To jest Kiyoko. – wskazał na dziewczynę siedzącą na jego kolanach. Ta do mnie uśmiechnęła się miło i przywitała się. Odpowiedziałem jej mruknięciem.
-Kai, gdzie Reita i Ruki? – zapytałem.
- Etto.. Cześć Aoi. To jest Kiyoko. – wskazał na dziewczynę siedzącą na jego kolanach. Ta do mnie uśmiechnęła się miło i przywitała się. Odpowiedziałem jej mruknięciem.
-Kai, gdzie Reita i Ruki? – zapytałem.
-Etto.. – podrapał się w głowę intensywnie myśląc. - Reita jak zwykle się spóźni, Ruki… Tak
szczerze nie wiem. Nie odebrał telefonu. – powiedział bez emocji, tak jakby w
ogóle nie interesowała go próba, którą sam zapowiedział. Zacisnąłem pięści. Już
miałem wygarnąć liderkowi, lecz poczułem ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłem
się w stronę źródła ciepła. Był to Uruha. Pokręcił przecząco głową i odciągnął
mnie od pary. Zabrał mnie do kuchni, w której była mała lodówka, czajnik i
kilka półek z kawą, herbatą i cukrem. Usiadłem na krześle ukradkiem spoglądając
na Kai’a zwiedzającego usta rudowłosej.
„Jak tak można? W miejscu publicznym? Daliby spokój. Poza
tym Kai mógłby zwrócić trochę uwagę na zespół, a nie…”
- Napijesz się kawy?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Ślicznego.
Odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Chwilę czekaliśmy w ciszy czekając aż woda
się zagotuje. Było to jedna z najgorszych cisz, jakie są możliwe. Długa i
irytująca. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale Uru też jakoś nie palił się do
rozmowy. Odwróciłem głowę podziwiając malowniczą, białą ścianę. Niezręczną
przerwę między wymiana zdań przerwał gwizdek czajnika, oznajmujący zagotowaną
wodę. Uruha zalał kawy i jedną z nich postawił przede mną. Podziękowałem mu
skinieniem głowy. Usiadł naprzeciwko mnie jednocześnie blokując widok na
obściskujących się Kai’a i Kiyoko . Wziąłem kubek do ręki i upiłem łyk kawy.
Przez czas, gdy piłem kawę Uruha patrzył się na mnie nie biorąc nawet kubka do
ręki. Gdy wypiłem cały napój Uruha odezwał się.
- Aoi, dlaczego wczoraj tak nagle wyszedłeś? Stało się coś? Może powinieneś zostać dzisiaj w domu? I.. Przepraszam, że zapytam, ale czy ty wczoraj płakałeś? – spuściłem głowę. Z jednej strony czułem wielką potrzebę wyżalenia się komuś, a z drugiej nie mogłem mu powiedzieć, że zakochałem się w chłopaku.
-Nie, nic. Już mi lepiej. – westchnąłem i odwróciłem głowę, by nie patrzeć Ślicznemu w oczy. Wiedziałem, że ta odpowiedz go nie uspokoiła, ale nie odezwał się już słowem. Odłożyłem kubek do zlewu i ruszyłem w stronę kanapy. Na szczęście parka przestała się całować, więc usiadłem koło nich patrząc wyczekująco w drzwi. Po chwili otworzyły się i z do środka wpadł z hukiem zdyszany Akira. Kai popatrzył na niego i zaśmiał się.
- No nieźle Reita – zaczął perkusista – trzydzieści minut spóźnienia, dzisiaj chyba przerosłeś samego siebie.
- Aoi, dlaczego wczoraj tak nagle wyszedłeś? Stało się coś? Może powinieneś zostać dzisiaj w domu? I.. Przepraszam, że zapytam, ale czy ty wczoraj płakałeś? – spuściłem głowę. Z jednej strony czułem wielką potrzebę wyżalenia się komuś, a z drugiej nie mogłem mu powiedzieć, że zakochałem się w chłopaku.
-Nie, nic. Już mi lepiej. – westchnąłem i odwróciłem głowę, by nie patrzeć Ślicznemu w oczy. Wiedziałem, że ta odpowiedz go nie uspokoiła, ale nie odezwał się już słowem. Odłożyłem kubek do zlewu i ruszyłem w stronę kanapy. Na szczęście parka przestała się całować, więc usiadłem koło nich patrząc wyczekująco w drzwi. Po chwili otworzyły się i z do środka wpadł z hukiem zdyszany Akira. Kai popatrzył na niego i zaśmiał się.
- No nieźle Reita – zaczął perkusista – trzydzieści minut spóźnienia, dzisiaj chyba przerosłeś samego siebie.
- Przepraszam! – wykrzyczał łapiąc powietrze.
- Nie martw się – powiedziała wesoło Kiyoko – Nie jesteś
ostatni. Nie ma jeszcze Rukiego. – powiedziawszy wtuliła się w ramię Kai’a, na
co ten zareagował wielkim, słodkim uśmiechem. Reita popatrzył dość dziwnie na
parę i nic nie mówiąc usiadł na krześle koło kanapy. Zaraz także dołączył do
nas Uru. Wdał się w ciekawą rozmowę o biedronkowej mafii, a Kai znowu zajął się
ustami dziewczyny.
„Ile można?” pytałem w myślach. Ja oczywiście „forever
alone” przyglądałem się z utęsknieniem drzwiom mając nadzieję, że za chwile
wyskoczy zza nich roześmiany Aniołek i zacznie się tłumaczyć ze swojego
spóźnienia. Z rozmarzenia wyciągnęły mnie śmiechy zza ściany. Momentalnie wszystkie
rozmowy ucichły, a wzrok wszystkich obecnych skierował się na drzwi. Śmiechy
zdawały się z każdą chwilą głośniejsze i wyraźniejsze. Po chwili drzwi się
otworzyły i do sali wparował Ruki z..
Jakąś dziewczyną.
- Cześć wszystkim! – krzyknął Ruki szczerząc białe ząbki.
Teraz dopiero zauważyłem, że trzyma ową dziewczynę za rękę! Łzy napłynęły mi do
oczu, ale je powstrzymałem.
„Przecież to może być jego kuzynka, prawda?” uspokajałem sam
siebie.
- To jest Toshiko. Moja dziewczyna! – krzyknął rozradowany.
Wszyscy zaraz pobiegli przywitać i gratulować parze. Ja zaś siedziałem i
przyglądałem im się. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. Podbiegłem
szybko po kurtkę i nie podnosząc wzroku
wyszedłem za sali najciszej jak tylko potrafiłem. Dobrze mi to wyszło, gdyż
nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości
od sali prób zacząłem biec na dach. Nie miałem ochoty jechać do domu. Właściwie
na nic nie miałem ochoty. Przez przemyślenia nawet nie zauważyłem jak znalazłem
się na dachu budynku. Podszedłem do barierki. Z tego miejsca był niesamowity
widok na całe Tokio.
„Może jest to ostatni widok w moim życiu…?” Wyciągnąłem z
kieszeni papierosa i zapaliłem spoglądając na dół budynku jednocześnie wychylając się nieco.
„Ktoś kto kocha rani
Tłumiony krzyk krtani
Przed światem ucieka…
Krzyczy, płacze, jęczy
Wygląda znad poręczy
Wychyla głowę…
Ręce się ślizgają
Na ziemię opadają
Serce nie bije…
Czy ktoś pomoże?
Czy ktoś pocieszy?
Czy ktoś zapłacze
Gdy wyskoczę zza poręczy…?”
Przypomniałem sobie wiersz, który napisałem kiedyś w
podstawówce.
„Czy to prawda? Może lepiej by było gdybym nie żył?”
Strzepnąłem popiół z papierosa za barierkę, po czym usiadłem na niej pozwalając nogom swobodnie zwisać.
Strzepnąłem popiół z papierosa za barierkę, po czym usiadłem na niej pozwalając nogom swobodnie zwisać.
„Czy ktoś zapłacze… Ciekawe jak jest po drugiej stronie. Blask, a może ciemność..?” – po policzkach po raz kolejny
popłynęły te małe cholerstwa zwane łzami. Nic mnie już nie obchodziło. Chciałem
oderwać się od wszystkiego. Polecieć. Ostatni raz złapać oddech, by zaraz
zamienić się w mokrą plamę, która jutro zostanie starta z ulic stolicy przez służby
porządkowe. Ostatni raz…
Zszedłem z barierki stojąc na krawędzi budynku.
Przytrzymywałem się rękami. Zamknąłem oczy zwalniając ucisk na barierce.
„Ten ostatni raz…” Puściłem się i z zamkniętymi oczami
czekałem. Czekałem na śmierć…
Jednak tak się nie stało. Nie poleciałem, nie zostałem mokrą
plamą. Zamiast tego poczułem ciepły i silny uścisk na przedramieniu.
-Aoi! – przeraźliwy krzyk odbija się w mojej czaszce. Znajomy głos. I to ciepło…
-U-Uruha? - pytam drżącym głosem. Gdzie jestem? Co się dzieje? Kouyou pomógł mi przejść przez barierkę, a gdy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od niej Śliczny mocno mnie przytulił i.. Płakał?
-Baka! Co ty chciałeś zrobić?! Dlaczego? Czy ty nie rozumiesz, że ja… - urwał w połowie. Skierował wzrok na mnie i spojrzał mi w oczy. Wziął głęboki oddech.
-Aoi! – przeraźliwy krzyk odbija się w mojej czaszce. Znajomy głos. I to ciepło…
-U-Uruha? - pytam drżącym głosem. Gdzie jestem? Co się dzieje? Kouyou pomógł mi przejść przez barierkę, a gdy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od niej Śliczny mocno mnie przytulił i.. Płakał?
-Baka! Co ty chciałeś zrobić?! Dlaczego? Czy ty nie rozumiesz, że ja… - urwał w połowie. Skierował wzrok na mnie i spojrzał mi w oczy. Wziął głęboki oddech.
-Nie rozumiesz, że cię kocham? – powiedział jakby wyrzucił z
siebie coś co nie dawało mu spokoju. Zamurowało mnie.
„Uru.. Uruha mnie.. Kocha?” – pytałem się w myślach. Jak na
potwierdzenie swoich słów Śliczny pocałował mnie w usta. Delikatnie i słodko.
Ja zaś nie mogąc zdobyć się na żaden gest stałem jak kołek. Jedyne co teraz
czułem miękkie i ciepłe usta Kouyou na swoich. Zaraz potem opamiętałem się i
lekko odepchnąłem rudowłosego. Ogarnął mnie dziwny chłód, lecz teraz bardziej
interesowały mnie jego słowa.
-Od.. Od kiedy? – zapytałem nadal nie dowierzając.
-Odkąd zaczęliśmy koncertować. Pamiętasz jak kiedyś w ramach
fanserwice’u pocałowałeś mnie? – zapytał. W odpowiedzi przytaknąłem wpatrując
się w jego oczy. Podkreślam. Piękne oczy.
-Wtedy może dla ciebie był to jedynie przyjacielski akt, a
dla mnie wręcz przeciwnie… Zakochałem się. Od tamtego czasu chodzę na próby
wyłącznie z twojego powodu. Strasznie mnie boli to w jaki sposób patrzysz się
na Matsumoto i…
-Już nie. – przerwałem monolog Uru. Znowu spojrzałem w jego cudowne oczy. Widziałem w nich mieszankę strachu i szczęścia.
-Już nie. – przerwałem monolog Uru. Znowu spojrzałem w jego cudowne oczy. Widziałem w nich mieszankę strachu i szczęścia.
-Już nie będę patrzeć na Rukiego. Nie zamierzam rozbijać
jego związku… - powiedziałem, a na samo wspomnienie w moich oczach zaszkliły
się łzy bólu.
-Baka… - wyszeptał ponownie mnie przytulając – Kocham cię.
-J-ja… - wykrztusiłem. Nie miałem pojęcia co w takiej chwili
powiedzieć, jak się zachować. Stałem nieruchomo wpatrując się w przestrzeń.
Czułem jak dłonie Uru uspokajająco masują moje plecy. Schowałem głowę w jego
szyi.
-Chodźmy stąd… - wyszeptał. Odsunąłem się od niego i
ruszyłem powolnym krokiem w stronę drzwi prowadzących z powrotem na korytarz.
Uruha podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę, jakby w obawie, że zaraz odwrócę
się i skoczę z dachu. Niepewnie odwzajemniłem uścisk i skierowałem wzrok na
swoje buty.
-Pójdziemy do mnie, dobrze? – zapytał z troską w głosie. W
odpowiedzi lekko skinąłem głową i poszedłem za Kouyou. Zaprowadził mnie do
swojego samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera. Posłusznie usiadłem na
miejscu i ponownie wpatrzyłem się w moje buty.
„Za często na nie spoglądam” – przeszło mi przez myśl. Może
to prawda, jednak jest to najprostszy sposób na oderwanie się od wzroku innych
ludzi. Gitarzysta okrążył pojazd dookoła i
usiadł za kierownicą szybko zapinając pasy. Popatrzył się na mnie
wyczekująco.
-Yuu, zapnij pasy. – powiedz głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Spojrzałem w jego niesamowite oczy i odpowiedziałem przyciszonym głosem:
-Ale po co?
-Ale po co?
-Po to, żebyś się nie zabił, baka! – wykrzyknął. Pochylił
się nade mną i sprawnym ruchem zapiął mi ten nieszczęsny pas. Odwróciłem głowę
w stronę okna z miną naburmuszonego dziecka.
-Och, nie fochaj się na mnie – powiedział Uruha płaczliwym
głosem. Nie potrafiłem się na niego długo gniewać, więc wesoło odpowiedziałem:
-Po prostu już jedźmy – spojrzał na mnie z udawanym fochem i
przekręcił kluczyk w stacyjce. W odpowiedzi posłałem mu jeden z moich słynnych
uśmiechów i usadowiłem się wygodniej na fotelu. Po drodze mijaliśmy wiele pięknych
budynków, kolorowych ulic pełnych ciągle zabieganych ludzi. Uśmiechnąłem się na
ten widok.
-Cóż cię tak rozbawiło? - zapytał Uru patrząc na mnie. Odwróciłem głowę
w jego stronę i odpowiedziałem:
-Co mnie rozbawiło? Ha! Ci ludzie – wskazałem na przechodniów
– nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że ich życie jest takie kruche.
Zabiegani zaniedbują rodzinę, bliskich, a czasami nawet siebie. Zanim spełnią
swoje marzenia umierają jakby nigdy ich nie było. Ich życie to tylko krótki
film wypełniony miłymi chwilami, które przychodzą i odchodzą tak jak woda znika
po deszczu. – zaśmiałem się płaczliwym tonem kierując wzrok na przednią szybe
pojazdu.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki filozof! – wesoło
odpowiedział kładąc rękę na moim kolanie. Spojrzałem na niego. Nie wyglądał
jakby był świadom gdzie jego szanowna ręka spoczywa. Przeniosłem na nią wzrok.
Potem znowu na Uru i na jego rękę. W końcu dałem mu spokój, bo i tak byłem zbyt
zmęczony, by się w tej chwili kłócić. Zmrużyłem oczy. W tej chwili było mi już
wszystko jedno. Ostatnie co pamiętam zanim zasnąłem, to ręką Uruhy swobodnie
jeżdżąca po moim udzie.
-Yuu! Yuu, wstawaj! – usłyszałem głos przyjaciela. Musiałem
chyba przysnąć w samochodzie… Leniwie otworzyłem oczy i pierwsze co ujrzałem to
światło. Cholerne i jasne światło. Natychmiast zasłoniłem twarz ręką, lecz
pewien „bardzo miły” pan siłą ją odciągnął i uśmiechnął się wrednie.
-Słodko wyglądasz jak śpisz. – powiedział. Miałem wielką
ochotę mu teraz przywalić w tą jego śliczną buźkę, lecz w ostatniej chwili
powstrzymałem się. Spojrzałem na niego spode łba i opuściłem pojazd.
Rozejrzałem się. Nigdzie nie było widać mojego bloku. Po chwili jednak dotarło
do mnie, że pojechałem do Uru. Jego samochodem. A mój samochód został pod
studiem. Gdy mój mózg powoli kodował wszystkie informacje, Uruha zdążył zamknąć
samochód i podejść pod drzwi swojego domu.
-Idziesz, czy będziesz tak stał? – zapytał ironicznie.
Spojrzałem na niego i powoli zacząłem dzielić się z nim moimi przemyśleniami.
Gdy usłyszał moją jakże interesującą historię o moim samochodzie, który teraz
zapewne jest sam na parkingu pod studiem i jest strasznie smutny i samotny.
Kouyou tylko się zaśmiał i wprowadził mnie do domu. Rozejrzałem się. Jego dom
był.. Czysty. I ładny. I duży. Totalne przeciwieństwo mojego…
-Zdejmij buty. – rozkazał Uruha. Poczułem się jak w wojsku.
W obawie przed ostałem przykucnąłem i zacząłem rozwiązywać sznurówki glanów.
Kouyou w tym czasie zniknął za drzwiami kuchni. Odwiesiłem kurtkę na haczyk i
również skierowałem się do „Królestwa Kai’a”. Uruha krzątał się po
pomieszczeniu szykując dwie herbaty i trochę kanapek. Ja usiadłem na krześle
przy stole bojąc się czegokolwiek dotknąć, gdyż z moimi umiejętnościami
destrukcyjnymi potrafiłbym zepsuć wszystko. Siedziałem tak chwilę starając się
nie oddychać. Czułem się jak w muzeum. Właściwie byłem w muzeum! Nigdy nie
widziałem tak wielkiego domu i to w Tokio, gdzie prawie wszyscy żyli na sobie
(xD). Uruha po chwili postawił przede mną kubek z herbatą i usiadł naprzeciw
mnie. Nastąpiła irytująca cisza. Znowu.
-Samochodem się nie przejmuj, jutro po niego pójdę. –
powiedział Uruha chcąc rozładować napięcie.
- Pójdziesz? To przecież strasznie daleko na piechotę! –
wykrzyknąłem.
- No to pojadę taksówką. – powiedział i znów zanurzył usta w
herbacie.
„Te śliczne i pełne usta, które tylko się proszą o
spróbowanie.. Nie! Stop. Kouyou jest moim przyjacielem i nie mogę go traktować
jak pocieszenie po Rukim. Aoi, uspokój się.” Potrząsnąłem głową odpędzając się
od myśli o urodzie Uru.. Stop!
- Ale..
- Bez żadnego „ale”. I śpisz w moim łóżku. – powiedział i
uśmiechnął się.
- Nie! – na pewno się na takie coś nie zgodzę! Jeszcze bym
mu coś zrobił złego…
„A gdyby mu się podobało..? Nie! Nie będę się go słuchać.
Poza tym Uru NIE jest zabawką. On mnie kocha. Nie mogę zranić jego uczuć.”
Spojrzałem na obiekt moich rozyśleń. Wyglądał jakby zaraz miał umrzeć ze
śmiechu. Łzy rozbawienia spływały po jego czerwonych policzkach.
- Aoi.. Haha!.. Nie o to mi chodziło! – powiedział starając
się uspokoić – Źle to zabrzmiało. Jesteś moim gościem, więc ja będę spać na
kanapie, a ty zajmiesz mój pokój.
- Etto… - wydusiłem po dłuższym czasie.
„Kurwa! Ale ze mnie zboczeniec.” Wypiłem jednym łykiem
herbatę, postawiłem pusty kubek na stole i spuściłem głowę ukrywając zażenowanie
własną osobą. Po kilku minutach Uruha uspokoił się trochę. Słysząc ciszę
(jeżeli to w ogóle możliwe) powoli podniosłem głowę kierując wzrok w oczy
przyjaciela.
- Idź się wykąpać. W łazience masz ręczniki. Potem pokażę ci
pokój. – powiedział wesoło.
- Ale ja nie mam… - nie zdążyłem dokończyć, gdyż Kouyou mi
przerwał.
- Ubrań do spania? Nie widzę problemu. Przyniosę ci coś.
Idź. Łazienka jest na górze, pierwsze drzwi na lewo. – poinstruował mnie
zabierając kubki. Zgodnie z jego radami udałem się do łazienki. Szybko
zrzuciłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod prysznic. Woda delikatnie spływała
po moim ciele zmywając wszystkie problemy. Po kilkunastu minutach wyszedłem
spod prysznica zakręcając wodę. Złapałem jeden z ręczników wiszących przy wejściu i owinąłem się nim w
pasie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu moich ubrań, jednak
nigdzie ich nie znalazłem. Zamiast nich na podłodze leżały złożone w idealną
kostkę jakieś spodenki i koszulka. Szybko je założyłem i wyszedłem z łazienki
wycierając ręcznikiem włosy. Zszedłem do kuchni, w której przebywał Uruha.
Popatrzałem na niego i coś nagle mnie olśniło.
- Chwila.. Ty wszedłeś do łazienki, kiedy się kąpałem?! –
wykrzyczałem. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- No, przecież mówiłem, że ci coś przyniosę. – powiedział
cicho i spuścił głowę. Mimo, iż wyglądał niesamowicie słodko, zupełnie jak mały
kotek, miałem ochotę go udusić. Doskoczyłem do niego i złapałem go za ramiona,
lecz tecz ten szybko się wyrwał i pobiegł do łazienki, w której się zamknął. Zrezygnowany
usiadłem na kanapie przed telewizorem, który zaraz po tym włączyłem. Trafiłem
na jakąś tanią komedie romantyczną. Oglądałem próbując rozumieć o co chodzi
głównej bohaterce, gdy nagle usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem głowę w stronę
źródła dźwięku i ujrzałem cud! Chwile się przyglądałem i uznałem, że to nie
cud, tylko Uruha. Mokry Uruha. Mokry Uruha jedynie w ręczniku. Moje serce
zaczęło bić z prędkością młota pneumatycznego. Natychmiast zerwałem się z
miejsca i chcąc ukryć moje podniecenie uciekłem w stronę schodów.
- Gdzie tak lecisz? – zawołał za mną gitarzysta.
- Jestem zmęczony. Idę spać. – oznajmiłem nie odwracając
się.
- Trafisz do pokoju? – zapytał troskliwie.
-Tak. Dobranoc.
-Dobranoc. – odpowiedział, a ja uciekłem po schodach i
najszybciej jak mogłem złapałem się pierwszych drzwi jakie miałem w zasięgu
wzroku. Na szczęście trafiłem do pokoju. Zadowolony z tego faktu zamknąłem za
sobą drzwi i stanąłem plecami do nich oddychając ciężko.
„Aoi, to twój kolega. Uspokój się. To tylko twój zajebiście
seksownie wyglądający kolega.” Starałem się uspokoić w myślach co dobrze mi nie
wychodziło. Ciągle miałem przed oczami jego ociekające woda ciało, idealne
nogi. Rzuciłem się na łóżko chcąc o tym zapomnieć. Próbowałem zasnąć, ale jak
na złość za każdym razem gdy zamykałem oczy pojawiał się on w samym ręczniku
zachęcająco kręcąc biodrami.
„Dłużej nie wytrzymam!” krzyknąłem w myślach wstając
gwałtownie z łóżka. Popatrzyłem na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał 2:37.
Wyszedłem z pokoju wyrzucając wszystkie nie potrzebne myśli, ograniczyłem się
tylko do tych o Uru. Zbiegłem na dół i cicho podszedłem na palcach do
przyjaciela śpiącego na kanapie. Stanąłem naprzeciw niego wpatrując się w
niego. Spał tak słodko. Zupełnie jak mały kotek. Ku mojej większej uciesze spał
w samych bokserkach. Oblizałem machinalnie usta i ułożyłem się na śpiącym
gitarzyście. Czując na sobie mój ciężar otworzył oczy, a gdy to zrobił
przybliżyłem swoją twarz do jego i cichutko wyszeptałem: „Będzie bolało.” Na te
słowa lekko zadrżał, a ja nie mogąc dłużej czekać jednym ruchem zerwałem z
niego jedyną część garderoby.
***
Obudziłem się leżąc na podłodze i jedną ręką obejmując
kochanka.
-Uru.. – szepnąłem. Na moje słowa od razu otworzył oczy
i pocałował mnie. Bez zbędnego czekania
oddałem pocałunek.
- Boli? – zapytałem odrywając się od ust ukochanego.
- Tylko trochę. – powiedział próbując się podnieść, ale
wydał z siebie cichy jęk bólu i opadł na podłogę.
- Przepraszam. – powiedziałem wstając.
- Gdzie ty.. – zaczął,
ale nie pozwoliłem mu skończyć biorąc go na ręce.
-Gdzie..
- Cicho.- uciszyłem go.
-Postaw mnie! – krzyknął wyrywając się.
- I tak nie możesz chodzić..
- Przez ciebie!
- Więc zaniosę cię do łóżka. – spokojnie odpowiedziałem
puszczając jego uwagę mimo uszu. Zaniosłem go do pokoju i delikatnie ułożyłem
na łóżku. Odwróciłem się i podszedłem do szafy wyciągając z niej kilka ubrań,
które zaraz po tym założyłem.
- Gdzie idziesz? – zapytał zaciekawiony Uruha. Kompletnie
ubrany spojrzałem w jego kierunku.
- Fajki się skończyły. Chcesz coś?
- Loda. – odpowiedział z wielkim uśmiechem. Zaśmiałem się.
- Potem. – powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Po drodze
zahaczyłem o łazienkę, doprowadzając się do jako-takiego porządku. Szybko
opuściłem dom i skierowałem się w stronę całodobowego. W kilka minut doszedłem
do sklepu, lecz kilka kroków przed nim usłyszałem donośny krzyk. Nie
zastanawiając się pobiegłem w stronę hałasu. Zauważyłem kilkunastu ludzi
otaczających kobietę.
’To pewne ona tak krzyczała”
’To pewne ona tak krzyczała”
Usłyszałem śmiech. Jeden z nich celował w głowę dziewczyny.
Szybko podbiegłem do niej i okryłem własnym ciałem.
Trzask.
Krzyk.
Krew.
Ciemność…
Ohayo!
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy one-shot, do tego yaoi - jestem pod wrażeniem *u*
Historia na początku wydawała się być przgnębiająca i smutna (no i taka była), z lekka podchodziła mi pod klimaty emo, ale to w końcu była nieszczęśliwa miłość. Dobrze opisałaś przeżycia Aokiego, jak to się czyta to bardzo łatwo wczuć się w jego sytuację i nastrój.
Po cichu liczyłam,iż w momencie,gdy Uruha ocalił Aokiego od śmierci i zabrał go do domu wybuchnie nowe uczucie i będzie opowiadanie z happy endem.. A tu co?:p Doczekałam się tego punktu kulminacjnego, 'wybuchu uczuć' a Ty mi tutaj beztrosko uśmiercasz głównego bohatera przez zidociałego bandyte czy kogoś tam ^^'
Nie no, nie mam o to pretensji, nie wszystkie opowiadania muszą kończyć się pomyślnie,bo byłoby nudno.;d Twój shocik trzymał w napięciu do samego końca, a na końcu.. Zawód,że Aoki w tak banalny spośob stracił życie i nowe uczucie..:x
Wyłapałam kilka licznych powtórzeń, np.kawa,kawa..;p
Pozdrawiam, czekam na kolejny wpis a Tobie życzę weny i kolejnych dobrych pomysłów:)
Zapomniałam dodać..
Usuńmam nadzieję,że mój komentarz nie zniechęci Cię do dalszego pisania;p
Pozdro;>
[www.shinobiway.blog.pl]
Ty już wiesz, jak ja yaoi nie lubię... ale to mi się akurat podobało xdd Pewnie to przez genialne, ciekawe opisy sytuacji i uczuć bohaterów :P
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc trochę się nie łapałam w imionach bohaterów, bo nie znam się zbytnio na The GazettE, ale to szczegół; ważne, że mi ich później pokazałaś xdd
Tak jak to Ayana-chan napisała żałuję, że nie było happy endu... chociaż było to oryginalne rozwiązanie :3
Cóż... ale przynajmniej Aoki pokazał, że jednak jest odważny i szlachetny...^^"
Pozdrawiam ;***
To jest serio pierwszy one-shot ? Jest genialne ^^
OdpowiedzUsuńNieźle się w to wciągnełam ;p
Po pierwsz, cudny styl pisania ^^
'I śpisz w moim łóżku.' Haha. Nie mogę. Utkwiło mi to w pamięci ;p
Takie stanowcze ;D
Już zabieram się do czytania następnego ;D
Pozdrawiam.
Witaj,
OdpowiedzUsuńone-shocik rewelacyjny, dosyć smutny, no tak niestety jest jak ma się do czynienia z nieszczęśliwą miłością... wspaniale zostały opisane uczucia Aokiego.. cały tekst trzymał w napięciu do samego końca... a końcówka? Jak to tak można? Aoki ledwo odnalazł miłość, a już to stracił w taki sposób..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia