- Ale tu nuuuuuudno… -
Ayumi przeciągnęła nienaturalnie ostatni wyraz. W tym momencie
siedziała (jeśli można to tak nazwać) w dość dziwnej pozycji.
Mianowicie barkami opierała się o ziemię, a nogami, które były
uniesione, o ścianę. – Czy naprawdę nie mogę spędzić
ostatniego dnia życia jakoś bardziej sensownie?
Mężczyzna, który ją
pilnował był trochę zdezorientowany. Dziewczyna zachowywała się,
jakby nie rozumiała znaczenia słów „ostatni dzień życia”.
- Oi, Katana! – zwróciła
się do niego używając ksywki, którą sama mu nadała z
niewiadomych przyczyn. – Jak umrę? Powiesicie mnie? A może
zastrzelicie?
- Nie rozumiesz, że to
poważna sprawa! – facet w garniturze podniósł głos i aż wstał.
Spojrzał wściekły na zdziwioną Itakurę. – Zostało ci jakieś
dwanaście godzin życia! Więc czemu?! Czemu jesteś taka radosna i
beztroska?!
- Pytasz czemu? –
usadowiła się w normalnej pozycji. – To trudne pytanie. Jednak
myślę, że znam odpowiedź – uśmiechnęła się. – Po prostu
myślę, że skoro już mam umrzeć, to chcę być przygotowana na
to. Strach, płacz i zgrzytanie zębów nic tu nie dadzą.
- Serio tak myślisz? –
otworzył szerzej oczy.
- Oczywiście – położyła
się na podłodze i spojrzała na blaszany dach. – Ktoś bardzo mi
bliski nauczył mnie pewnej zasady. Jeśli się czegoś boisz, musisz
prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać strach. Od
czasu, kiedy mi ją przekazał, staram się do niej stosować. Skoro
ja na przykład w tym momencie najbardziej boję się śmierci, to
muszę walczyć ze strachem. Traktuję ten dzień jak każdy inny. Bo
w końcu nie jest on jakiś wyjątkowy. Różni się od innych tylko
tym, że mnie skrócicie wieczorem o głowę – zaśmiała się
blondynka. – Jednak zastanawia mnie, dlaczego jeszcze tego nie
zrobiliście – spojrzała podejrzliwie na bruneta.
- Szef pewnie myśli, że
jednak masz przy sobie pieniądze – zrezygnowany facet usiadł na
małym krześle, na którym i tak prawie cały czas siedział.
- Jaki on naiwny –
westchnęła Ayumi. – Tyle razy mówiłam, że nie mam kasy. Jednak
kiedy już prawie uzbierałam na pierwszą drobną ratę, wy
musieliście mnie tu zamknąć – stwierdziła zażenowana.
- Szkoda mi cię –
stwierdził.
- Co? – Itakura zmrużyła
gniewnie oczy. – Katana? Ty i litość? Po pierwsze nie
spodziewałam się tego po tobie, a po drugie nienawidzę litości.
- Posłuchaj mnie. Pomogę
ci się stąd wydostać – wyraźnie ściszył głos tak, aby tylko
ona mogła go usłyszeć.
- Ale… czemu tak nagle
zmieniłeś zdanie? – trochę ją zatkało. – Przecież byłeś
po przeciwnej stronie…
- Jeśli się czegoś
boisz, musisz prędzej czy później stawić temu czoła i pokonać
strach – spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem, a ona tylko
odwzajemniła gest. – Ale do rzeczy. Nie mogę tak po prostu
otworzyć drzwi. W klamce jest czujnik. Jeśli uda ci się jakoś
wydostać, szef od razu się o tym dowie. Z kratami jest tak samo.
- Więc jak mam się
wydostać? Przecież tu nie ma okien – Ayumi zaczęła się
rozglądać.
- Spójrz na ścianę –
od razu zrobiła to, co brunet kazał. – Widzisz to odbarwienie
sporej wielkości?
- Hai – przyjrzała się
bardziej.
- To cieniutka blacha,
która nawet nie jest przymocowana do ściany. Problemem stanowi
drewniana deska, która ją przytrzymuje.
- Jak jest spróchniała,
to dam sobie radę – Itakura z uśmiechem na ustach podciągnęła
rękawy. – Arigato, Katana.
Wzięła zamach i z całej
siły uderzyła we wskazane miejsce. Widać było, że blacha się
wygięła, jednak nic to nie dało. Dziewczyna spróbowała jeszcze
raz. Otrzymała dokładnie ten sam efekt. Po chwili zaczęła uderzać
na zmianę rękoma. Z jej pięści zaczęła lecieć krew i bolało
ją jak diabli, jednak starała się nie zwracać na to uwagi.
„Shizuo może, to i ja mogę” – powtarzała sobie cały czas w
myślach. W końcu miała już tego dość. Oparła się poranionymi
dłońmi o podłoże i kopnęła obydwiema nogami z całej siły w
blachę, która odpadła. Spojrzała na dziurę. Deska faktycznie
była spróchniała, przez co dała się złamać.
- Mam szczęście –
uśmiechnęła się szeroko. – Dzięki jeszcze raz. Ale… nie
będziesz mieć przeze mnie problemów?
- O mnie się nie martw –
oznajmił Katana. – Już. Spadaj stąd. I przeżyj.
- Okey! – zasalutowała
mu i wymknęła się na zewnątrz.
Spojrzała na niebo. Po
położeniu słońca, które właśnie zachodziło, stwierdziła, że
ma jakąś godzinę na ucieczkę. Potem się zorientują. Unikając
zbędnych rozmyślań ruszyła biegiem przed siebie. Było to nie
lada wyzwanie, gdyż od pobytu u Celty i Shinry nic nie piła, ani
nie jadła. Ponadto była wykończona, gdyż nie zmrużyła oka tej
nocy. Popatrzyła na swoje dłonie. Nie były może w najlepszym
stanie, jednak musiały się jeszcze do czegoś przydać. Itakura
znalazła się na wiadukcie. Spojrzała na dół i od razu zakręciło
jej się w głowie.
- Nie czas na marudzenie,
Ayumi – powiedziała stanowczo sama do siebie. – Musisz jakoś
zejść.
Chwyciła za barierkę i
przewiesiła się na drugą jej stronę. Następnie zaczepiła
stopami o nią i puściła się. Teraz zwisała do góry nogami, co
wcale nie ułatwiało jej zadania. Wiedziała, że tym razem nie może
liczyć na nikogo. Musi poradzić sobie sama. Rozhuśtała się lekko
i jakimś cudem złapała za niewielką, lecz raczej wytrzymałą
rurę. Odplątała stopy. Teraz pozostało jej skoczyć w odpowiednim
momencie. W przeciwnym razie coś ją przejedzie. Czuła ogromny ból
w poranionych dłoniach. Nie wróżyło to nic dobrego. Jej palce
zaczęły drętwieć i powoli ześlizgiwały się z rury. Ayumi
modliła się w duchu, żeby wytrzymała jeszcze chwilę. Zaraz
będzie idealny moment. Jeszcze chwilę…
Puściła się. Spadła na
zgięte nogi i przetoczyła się jeszcze raz, aby złagodzić to
spotkanie z podłożem.
- Yoshi – powiedziała z
determinacją i uśmiechem na ustach. – Nie dorwą mnie. Dam z
siebie wszystko!
* * *
- Nigdzie jej nie ma… -
Shizuo zacisnął rękę na znaku drogowym, który pod wpływem jego
siły wgniótł się w tym miejscu.
- Ja
też się o nią martwię, jednak może nie wszystko stracone
– Celty próbowała podtrzymać przyjaciela na duchu. – Może
nie sprawdziliśmy jeszcze jakiegoś miejsca.
- Iie. To niemożliwe,
żebyśmy coś ominęli – Heiwajima wsadził ręce do kieszeni i
zaczął iść w dobrze mu znanym kierunku – Ikebukuro. – Nie ma
szans, żeby… - przerwał, gdy zobaczył jakąś sylwetkę w
oddali. Osoba wyglądała na wykończoną. Blondyn zmrużył oczy,
żeby się jej lepiej przyjrzeć. Po chwili oniemiał, a z jego ust
wyleciał papieros. – Ayumi… To ona… To na pewno ona! –
rzucił się w jej stronę. Dullahan natomiast dalej stała w
miejscu. Jednak wyraźnie jej ulżyło. Uznała, że na razie zostawi
ich samych. Wsiadła na motor i odjechała.
- Jeszcze… kawałek…
Jeszcze… trochę… - zamroczona dziewczyna miała już upaść,
jednak przytrzymały ją czyjeś silne ramiona. Spojrzała na znajomą
twarz i uśmiechnęła się. – Shizuo…
- Nie rób mi tego więcej…
- Heiwajima przytulił ją mocno do siebie.
- Ale czego? – zaśmiała
się i odwzajemniła uścisk.
- Nie znikaj tak nagle…
Martwiłem się, że coś ci się stanie…
- Ale jestem cała… –
uśmiechnęła się bardziej. – Tylko trochę obolała… i
zmęczona… - dodała. – No i została kwestia tego… – puściła
go i pokazała dłonie. – Jednak później się tym zajmę…
- Kto ci to zrobił?
- Zgadnij – powiedziała
wymownie.
- Zabiję, zabiję,
zabiję, zabiję, zabiję… - zaczął w kółko powtarzać jedno
słowo. – Nie dość, że prawie mnie zabili, to jeszcze ciebie.
Nie wybaczę im tego. Już są martwi.
- Uspokój się Shizuo –
zaśmiała się nerwowo dziewczyna. – Czy możemy przedyskutować
kwestię twojej zemsty później?
- Zgoda – westchnął
zrezygnowany. – Ale tylko ze względu na twój aktualny stan
zdrowia.
Były barman wiedział, że
Itakura nie da rady dojść o własnych siłach do domu. Wziął więc
ją na plecy. Ona oplotła się nogami wokół jego pasa. Jej ręce
zwisały swobodnie. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy.
Czuła się tak dobrze i bezpiecznie, że nawet nie zauważyła,
kiedy zasnęła.
Katana made my day! aż nie wierze, że Itakura go tak łatwo urobila i pozwolił jej zwiac..
OdpowiedzUsuńStylowa ucieczka, tak bardzo w jej stylu:D
Ta ostatnia scenka taka kawaii ^w^ ajjj lecę czytać dalej:3
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo stylowa ucieczka Ayumi... och Shizuo się bardzo martwi, ale odnalazł teraz to on się nią zaopiekuje....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia