- Shizuo, nie musisz
wszędzie ze mną chodzić – powiedziała zażenowana Ayumi. –
Potrafię sobie radzić z garniakami.
- Ostatnim razem było co
innego – powiedział stanowczo blondyn.
- Oj raz się zdarzyło! –
protestowała.
- Możecie się nie
kłócić? Głowa mnie boli – wtrącił się Tom.
- Już znikam. Nie mam
zamiaru paradować z wami po całym Ikebukuro. Narka! – pomachała
im i zwiała. Heiwajima już chciał ruszać za nią, usłyszał głos
Tanaki.
- Nigdzie nie idziesz. Nie
tym razem.
- Przecież wiesz, jaka
jest sytuacja – spojrzał na niego wymownie. – Tamci chcą ją
dorwać.
- O siedemnastej będzie
grać w parku. Wystarczy, że zjawimy się na czas – wsadził ręce
do kieszeni. – Poza tym skoro poszła, oznacza, że chce coś
przemyśleć.
- Skąd wiesz? – Shizuo
spojrzał na niego pytająco.
- Zawsze tak robi. W
gruncie rzeczy znam ją dłużej niż ty.
- Niech ci będzie –
niezadowolony były barman odpalił peta. Nie chciał zostawiać jej
samej, zwłaszcza po tym, co opowiedziała mu poprzedniej nocy.
Jednak nie miał innego wyjścia.
* * *
Szła z gitarą na plecach
przez miasto. Oglądała kolorowe wystawy różnych sklepów. Lubiła
to, choć sama nie wiedziała czemu. Rozmyślała. Zastanawiała się,
czy dobrze zrobiła mówiąc blondynowi to wszystko. Teraz nie będzie
jej odstępował na krok. Owszem – lubiła go, jednak jego ciągłe
towarzystwo potrafiło ją zirytować. Czasem po prostu chciała być
sama. Popatrzyła na niebo. Było bezchmurne. Tak jak lubiła.
Zadowolona zaczęła przechadzać się po głównej ulicy. Każdego
przechodnia obdarzała swoim ciepłym uśmiechem. Miała bardzo dobry
humor. Nie tak jak jeszcze kilka dni temu. Żadne problemy nie
rozdzierały jej od środka. Była po prostu szczęśliwa. Zapomniała
nawet o długach. Choć na chwilę. Szła niemalże tanecznym
krokiem.
Spędziła tak co najmniej
godzinę. Spojrzała na zegar widniejący na jednym z budynków.
Miała piętnaście minut na dojście do parku. Nie spieszyła się.
Nie miała po co. I tak zdąży. Nikt jej nie gonił, więc mogła
sobie pozwolić na powolny krok. Jednak jej uśmiech zniknął z
twarzy, kiedy dotarła na miejsce. Nie było żadnego słuchacza.
Zamiast nich stała cała zgraja facetów w garniturach. Ayumi
przeklęła w myślach.
- Proszę, proszę, czyli
jednak przyszłaś – zaśmiał się szef.
- Czemu nie dacie mi
spokoju? Przecież i tak spłacę ten jebany dług – warknęła.
- Powtórzę się. Czas
się skończył. Jednak dam ci ostatnią szansę – zapalił cygaro
i spojrzał na wyczekującą odpowiedzi niebieskooką. – Jeśli
spłacisz cały dług, będziesz wolna.
- Ile mam czasu? –
spojrzała na niego podejrzliwie.
- Dwa dni.
- No chyba cię pojebało!
– wkurzyła się. – Skąd mam wziąć niby tyle kasy w dwa dni?!
- Uważaj lepiej, jak się
do mnie odzywasz – zmierzył ją wzrokiem. – Niech ci będzie.
Ten jeden raz. Dam ci tydzień. Jednak później wiedz, że po ciebie
przyjdziemy. Nie będzie ratunku. Nie uciekniesz nigdzie. Cokolwiek
byś nie zrobiła…
Przerwał mu dosyć głośny
huk, który rozległ się dosłownie kilka metrów obok nich.
Mężczyźni w garniturach zaczęli się rozglądać. W pewnym
momencie ni stąd ni zowąd wyskoczył wściekły Heiwajima ze
znakiem w ręku. Faceci chcieli go jakoś otoczyć i zagonić w ślepy
zaułek, jednak nie było możliwości. Pomimo dużej przewagi
liczebnej, można by powiedzieć, że blondyn wygrywał. Posyłał
mężczyzn to na mur, to na latarnię, a czasem na drzewo.
Właściciele garniturów dosłownie latali. A Ayumi? Przyglądała
się całemu zajściu zażenowana. Wiedziała, że Shizuo na pewno
przyjdzie, ale miała jednak nadzieję, że nie zrobi takiej rozróby.
W pewnym momencie
Heiwajima zaczął zbliżać się do szefa szajki. Ten zaczął się
cofać do tyłu i nerwowo rozglądać. Wszyscy jego podwładni leżeli
nieprzytomni albo połamani na chodniku. W pewnym momencie potknął
się o coś i sam wylądował tyłkiem na podłożu.
- Zabiję! – blondyn już
podniósł znak do góry z zamiarem przyłożenia nim w mężczyznę,
który nieudolnie zasłaniał się rękami. Jednak zatrzymał się,
gdy zobaczył coś jego zdaniem nieprawdopodobnego. Mianowicie
Itakura w jednej chwili znalazła się między nim, a jego ofiarą i
zasłoniła leżącego.
- Wystarczy –
powiedziała stanowczo. – On mnie dziś oszczędził, więc i ty go
oszczędź. Zresztą nie musisz nikogo zabijać.
Shizuo niechętnie
odrzucił znak w bok. Przeklął w myślach. Gdyby się nie
zatrzymał, oberwałaby Ayumi. Dziewczyna o tym wiedziała, a mimo to
i tak znalazła się między tą dwójką. Nie powinna się tak
narażać.
- Niewiele brakowało –
odetchnęła patrząc na uciekającego szefa.
- Co ci strzeliło do
głowy?! – wydarł się na nią Heiwajima.
- Porozmawiamy później.
Zaraz tu będzie policja – spojrzała na niego i po chwili odeszła.
On bez słowa ruszył za nią.
- Idealnie… - powiedział
cicho Izaya, który obserwował całe zajście przez lornetkę w
kawiarni po drugiej stronie ulicy. – Lepiej być nie mogło… - z
jego ust nie schodził wredny uśmieszek.
Dobrze wiedział, dlaczego
mafia znalazła się akurat w tym, a nie innym miejscu. Ponad to
wiedział, że Ayumi opowiedziała o sobie blondynowi. Tak jak
przypuszczał – Heiwajima przy każdej okazji zechce zabić
członków garniturów. To było aż za proste do odgadnięcia.
Zaśmiał się. Powodem była głupota dziewczyny. Teraz będzie mógł
wykorzystać te informacje. Upił jeszcze łyka kawy, wyjął telefon
i wykręcił odpowiedni numer.
- Konbanwa Ayumi-chan! –
powiedział wesoło.
- Co
do…? Skąd masz do cholery mój numer gnido?! –
Itakura nie należała w tym momencie do najszczęśliwszych osób.
- W tym momencie to
nieistotne. Jednak mam dla ciebie propozycję, która powinna cię
zainteresować. W końcu chcesz się pozbyć tych gości w
garniturach, ne? – spytał irytującym dziewczynę głosem. Jednak
miał rację – zainteresowało ją to.
- Czego
chcesz? – warknęła.
- Porozmawiamy, jak
zjawisz się w Shinjuku. Bye bye! – rozłączył się i wstał z
miejsca. Dalej uśmiechał się wrednie. – To będzie prostsze, niż
myślałem – dodał już z lekką dysaprobatą. W końcu kochał
ludzi, jednak wolał, jak są trochę bardziej nieprzewidywalni.
Wtedy zabawa robi się ciekawsza…
* * *
- Proszę, wejdź –
zaprosił ją do środka. Mimo że na dworze panowała noc, jego
biuro było bardzo dobrze oświetlone. – Czym mogę służyć? –
usiadł na swoim ulubionym obrotowym krześle i oparł głowę na
dłoniach.
- Wiesz dobrze, po co tu
jestem – blondynka uderzyła ręką w biurko. – Gadaj.
- Yare, yare… jakaś ty
niespokojna – potrząsnął głową z udawanym niezadowoleniem. –
Powiem jasno. Zawrzyjmy układ.
- Układ? Z tobą? –
Ayumi zaśmiała się ironicznie. – No chyba nie.
- A co jeśli powiem, że
wszystkie twoje problemy znikną – pstryknął palcami – od tak?
- Do czego zmierzasz? –
przeszyła go wzrokiem, jednak on nic sobie z tego nie robił.
- Może omówimy szczegóły
przy herbacie? – Izaya wstał i udał się w stronę sofy, na którą
po chwili opadł.
- Nie mam czasu na żadne
herbatki – usiadła niezadowolona obok niego.
- Wraz dążysz do swego…
- znów pokręcił głową.
- Nie baw się ze mną –
warknęła.
- Jak chcesz – brunet
rozłożył bezradnie ręce. – Co powiesz, że spłacę dług za
ciebie?
Itakurze odebrało mowę.
Mogła spodziewać się naprawdę wszystkiego. Jednak nie tego.
Wiedziała, że z tą gnidą nie można zawiązywać układów. Mimo
to była przykuta do muru. Choćby coś jej się stało, musiała
spłacić długi. Nie była pewna, co począć w tej sytuacji.
- Oczywiście będziesz
mogła się odpłacić. A właściwie zanim dam ci pieniądze,
będziesz musiała coś zrobić – uśmiechnął się wrednie i
spojrzał na nią.
- Co konkretnie? –
zmarszczyła brwi.
- Twoim zadaniem będzie…
Czemu przerwałać akurat teraz?! Przez ciebie jestem skazana na życie w niepewności TT^TT W każdym razie świetny rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuńOi!
OdpowiedzUsuńTen rozdział wydał mi się krótszy aniżeli pozostałe o.O albo tak dobrze mi się czytało albo serio był krótszy ;o
Izaya, kocie, co Ty znów kombinujesz? :3
Jaki troskliwy Shizus*w*
aż miło przeczytać,że tak cudownie obronił Ayumi: D
oby ich połączyła big love:D
oczekuję kolejnego rozdziału:)
pozdro:3
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy rozdział... ciekawe cóż to takiego wymyślił Izaya... Shizuo jest taki troxkliwy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia