Stał na balkonie.
Wypuścił z ust dym tytoniowy. Kolejny raz nie mógł spać. To już
tydzień. Podkrążone oczy były dla niego codziennością.
Westchnął. Spojrzał przed siebie na oświetlone ulice jego
dzielnicy. Musiał przyznać, że wyglądały dość urokliwie. Wyjął
papierosa z ust i wyrzucił go za barierkę. Wyciągnął drugiego.
- Za dużo palisz –
usłyszał znajomy głos za plecami. Nawet się nie odwrócił. Nie
musiał.
- Też nie możesz spać?
– spytał.
- Niestety… - Ayumi
stanęła obok niego i oparła się łokciami o barierkę. – Odkąd
tu jestem, cały czas jestem myślami gdzie indziej…
- Znam to – zapadła
chwilowa cisza. Jednak nie trwała długo.
- Dlaczego mi pomagasz? –
spytała nagle Itakura.
- Za dużo się uśmiechasz
– odparł bez namysłu Shizuo. – I bardzo często nie jest to
uśmiech oznaczający szczęście czy radość. To maska. Uznałem
więc, że potrzebujesz pomocy.
- Rozgryzłeś mnie –
zaśmiała się blondynka. – Ty natomiast zbyt rzadko się
uśmiechasz.
- Nie mam powodów do
szczęścia.
- Jak to nie? – zdziwiła
się.
- Normalnie – westchnął
i oparł się bardziej o barierkę. – To uczucie mówiące o tym,
że ludzie się mnie boją, jest czasem nie do zniesienia. Wystarczy,
że przejdę się ulicą, a wszyscy spieprzają mi z drogi.
Wkurzające – wyrzucił peta za balkon. – Swego czasu jedyną
osobą, która mnie akceptowała był mój brat. Jednak teraz kiedy
wyjechał z Ikebukuro, nie mam nikogo bliskiego, a mało kto mnie
toleruje.
- A mnie dziwiło, że nie
masz dziewczyny – zaśmiała się znów. – Teraz wszystko jest
jasne. Na pewno…
- Iie – przerwał jej, a
ona znów się zdziwiła. – To nie tak, że nikt mnie nie kocha, bo
się mnie boją. Nie rozśmieszaj mnie – prychnął.
- Więc jak to jest? –
spojrzała na niego pytająco.
- To ja się boję. Zawsze
się bałem, że wszystko spieprzę, tracąc nad sobą kontrolę.
Jestem największym tchórzem na świecie – ściszył nieznacznie
głos.
- Jestem innego zdania –
Itakura spojrzała na gwieździste niebo. – Nie możesz być
tchórzem, skoro właśnie na głos przyznałeś, czego się boisz.
To właśnie jest prawdziwa odwaga. Jednak różnie ją ludzie
pojmują – uśmiechnęła się promiennie. – Teraz chyba moja
kolej, ne? – dodała.
- Jak to twoja kolej? –
Shizuo zmarszczył brwi. – Co chcesz zrobić?
- Skoro ty opowiedziałeś
historię twojego życia, to wychodzi na to, że jestem dłużna. A
tego nienawidzę – westchnęła rozczulająco.
Mina Heiwajimy wyrażała
czyste zdziwienie. Przecież jeszcze jakiś czas temu nie chciała
wspominać nic o sobie. Twierdziła, że blondyn nie lubi ckliwych
historyjek. Owszem, miała rację, jednak mimo to on chciał ją
poznać. Teraz zastanawiał się, co takiego się zmieniło, że ona
się otworzyła przed nim. W tym momencie przypomniał sobie słowa
Orihary: „Nie proś jej o opowiedzenie o swojej przeszłości.
Jeśli ci naprawdę zaufa, sama to zrobi.”
- Tylko… serio chcesz
tego wszystkiego słuchać? – zapytała niepewnie Itakura. –
Nigdy nikomu nie opowiadałam całej historii, nawet Celty. Więc nie
wiem, jak to…
- Skoro chcesz się
wygadać, to mów. Jednak nie mam zamiaru cię o to prosić. To twoja
decyzja – spojrzał na nią, a ona nie odrywając wzroku od gwiazd,
uśmiechnęła się.
- Yoshi. W takim razie
zaczynam – usiadła na barierce, a jej nogi zwisały za obręb
balkonu. – No więc… może zacznę od tego, że się urodziłam?
Tak, to chyba będzie poprawny początek – zaśmiała się.
Od początku mojego
życia mieszkałam w Tokio. I w Ikebukuo. Mieszkałam z rodzicami i
starszym bratem. Przez pierwsze cztery lata życia często bywałam w
Shinjuku. Stąd znałam Izayę. Często bawiliśmy
się razem, jednak wkurzał mnie. Zawsze niszczył moje rzeczy i
utrudniał kontakty z innymi. Jednak niezbyt się tym przejmowałam.
Nadal byłam wesołym dzieckiem. Jednak coś przerwało tą radość.
Moja mama zmarła. Dopiero później dowiedziałam się, że
chorowała. Tata nic nie wspominał mi i bratu, żeby nas nie
martwić. Wszyscy bardzo przeżyliśmy tę stratę. Jednak trzeba
było żyć dalej. W końcu czas płynął. Stopniowo zapominaliśmy
o bólu, a mama zostawała w naszych sercach. Potem tata uznał, że
założy firmę w Jokohamie, do której wkrótce się przenieśliśmy.
Miałam wtedy dwanaście lat...
Życie się toczyło,
tata pracował, ja się uczyłam, a brat, który osiągnął
pełnoletniość przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych i
przysyłał nam na konto pieniądze, żeby było nam łatwiej. Nie
powiem – przydawały się i to nie raz. Jednak stopniowo
działalność mojego ojca podupadała. Żeby ratować interes,
dotarł do podziemia. Zaciągnął ogromną pożyczkę i nie myśląc,
jak ją spłacić zainwestował. Nic to nie dało. Pieniądze
przepadły, a dług został. Mafia nazywana przeze mnie szarymi
garniturami ciągle go nękała. Grozili, że podpalą dom, że
ujawnią jego sekrety, w posiadaniu których byli, no i oczywiście,
że mnie zabiją. Niezbyt się tym przejmowałam. Myślałam, że
człowiek nie może być zdolny do takiego skrzywdzenia kogoś
innego. Myliłam się. Któregoś dnia tata nie wytrzymał…
Strzelił sobie w skroń. Miałam wtedy osiemnaście lat…
Znów życie gnało
dalej. Próbowałam zapomnieć, jednak było to trudniejsze niż
myślałam. W końcu widok zakrwawionego taty leżącego na dywanie
to nie jest byle co. Mimo wszystko starałam się funkcjonować
normalnie. Skończyłam szkołę, jednak nie poszłam na studia. Nie
miałam za co. Wtedy kupiłam gitarę i zaczęłam się uczyć grać.
Nic innego nie zostało mi do roboty. W końcu zaczęło to przynosić
nieznaczne zyski. Zawsze coś. Brat mnie nie zostawił. Zaczął
przysyłać jeszcze większe sumy pieniędzy. Stopniowo i na raty
spłacałam dług, który przeszedł na nas. Brat obiecał mi, że
będzie pomagał z całych sił. Wywiązał się z obietnicy. Nawet
chciał przylecieć do Japonii. Uznał, że będzie mi łatwiej
dzięki temu. Ucieszyłam się na samą myśl. W końcu nie widziałam
go od bardzo dawna. Gadaliśmy przez neta, więc miałam z nim stały
kontakt. W końcu oświadczył, że kupił bilet lotniczy. Nie
posiadałam się z radości. Wiedziałam, że gdy tylko przyleci,
wszystkie problemy i złe myśli zniknął. Jednak tak się nie
stało. I to z bardzo prostego powodu. Nie przyleciał. Wtedy już
całkowicie przestałam się uśmiechać –
tu zatrzymała się na chwilę i uśmiechnęła smutno. – Nie
mógł przylecieć. Choćby miał najszczersze chęci i tak nie
mógłby znaleźć się w Japonii. Widać los przewidział inaczej.
To było trzy lata temu. Trzy lata minęły od tej sławnej
katastrofy lotniczej…
Shizuo słuchał i przy
tym nie odrywał od niej wzroku. Słuchał najuważniej, jak tylko
potrafił. Zaczynał już rozumieć, dlaczego Ayumi nie chciała nic
mówić. W końcu samo opowiadanie tej historii musiało ją boleć.
Jednak ona mówiła to w taki sposób, jakby czytała ją z jakiejś
książki. Nie płakała. Nie narzekała. Starała się żartować.
Mimo to zdawał sobie sprawę z tego, że było jej źle.
- To jeszcze nie wszystko
– westchnęła. – Mam wrażenie, że strasznie się to dłuży.
Kontynuować?
On tylko skinął głową.
- Mam tylko nadzieję, że
cię nie zanudzę moją bezradnością – zaśmiała się.
No więc wiem, że się
powtarzam, ale żyłam dalej. Jednak to nie było to samo życie co
przedtem. Bolało mnie. Bolało mnie to, że zostałam sama. Nie
miałam nikogo. Miałam tylko dług. Ten cholerny dług, który
towarzyszył mi przez pół życia… Mimo że nie miałam jak, to
obiecałam sobie, że go spłacę. Że nie ucieknę od problemu, że
nie załatwię tego w inny sposób. Zostawała tylko spłata. Jednak
kiedy mafia zaczęła mnie nękać, zrozumiałam, dlaczego tata
postąpił tak, a nie inaczej. Ciągłe życie w strachu i
niepewności wykańczało. Nie mogłam nawet wyjść z domu, by nie
natknąć się na gościa w szarym garniturze. Miałam dość. Po raz
pierwszy pomyślałam, że nie spełnię obietnicy. Chciałam, aby to
wszystko się skończyło. Wtedy weszłam na czat internetowy dla
samobójców… - ściszyła głos, jednak po
chwili kontynuowała: - Zaczęłam pisać z
jakimś chłopakiem z Tokio. Opowiedziałam mu o wszystkim. Poczułam
się lepiej. Zaufałam mu, tym bardziej, że on opisał mi swoją
historię, która była równie nędznym przypadkiem, co moja.
Cieszyłam się, że znalazłam bratnią duszę. Wtedy on powiedział
mi: „Przyjedź do Tokio. Jest tu idealne miejsce, gdzie można się
zabić. Nikt cię nie zauważy. Nikt cię nie będzie pamiętać.
Zniknął wszystkie twoje problemy.” Uwierzyłam. Sprzedałam dom i
wyjechałam. Kiedy dotarłam w umówione miejsce, koło mnie pojawił
się wysoki mężczyzna o długich włosach.
- Ty jesteś Itakura
Ayumi? – zapytał niepewnie. Kiwnęłam głową, a on od razu się
uśmiechnął. – Jakie szczęście! Myślałem, że zrezygnowałaś!
- Nie zostawiłabym cię
– odwzajemniłam gest.
Prawda była taka, że
nie ja potrzebowałam wsparcia. Mogłam zabić się sama. Jednak nie
jestem samolubna. On napisał mi, że sam się boi. Uznał, że z
kimś przy boku będzie mu łatwiej. To był główny powód mojego
przyjazdu. W mieście, w którym się urodziłam, miałam i zakończyć
żywot…
Ahh...nosz,jak mogłaś przerwać w takim momencie? ;___;
OdpowiedzUsuńrany,jaka smutna historia.. Biedna,biedna Ayumi :C ale podziwiam ją za to,że mimo wszystko jest silna i dzielna. Ciekawi mnie co się stało dalej skoro ona żyje..to..? Ten koleś sam się zabił czy Ayumi rozmawiała z nim i odradziła mu samobójstwa? Hmm tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Shizuo też nie miał i nadal nie ma łatwego życia,ale być może wraz z Ayumi sobie poradzi. Najważniejsze jest,by zacząć o tym mówić, o tym czyli o problemach.. Znam to z autopsji.;)
Pozdro i weny jak zwykle ;*
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały... Ayumi zaufała Shizuo i powiedziała o swojej przeszłości, którą nie miała za ciekawą.... taka smutna historia, wszystkich traciła po kolei...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia