Udałam się we
wskazanym przez niego kierunku. W pewnym momencie, kiedy
przechodziliśmy obok ciężarówki, wepchnął mnie do niej. Ktoś,
kto był w środku zalepił taśmą moje usta, zasłonił oczy oraz
związał moje ręce i nogi. Samochód ruszył. Czułam, bo moje
ciało uderzyło lekko o drzwi od bagażnika. Czy się bałam? Nie
sądzę. Cieszyłam się. Gdybym mogła, uśmiechnęłabym się. W
końcu moje życie i tak miało się skończyć, ne? Dla mnie było
to bez różnicy, w jaki sposób to się stanie. Ważne było, aby to
się stało.
Nagle znów moje ciało
zaczęło się taczać. Stanęliśmy. Czułam to. Nie wiedziałam
tylko, co się dzieje. Słyszałam odgłosy walki, potem strachu i
bólu. Następnie otwierający się bagażnik. Zostałam rozwiązana
i wypuszczona. Poczułam… żal? Tak, to chyba był on. Byłam
zawiedziona. W końcu mogli mnie zabić. A tu ktoś mnie ratuje.
Dodatkowo dość podejrzanie wyglądająca postać. Kobieta ubrana na
czarno z kaskiem na głowie. Nie mówiła nic. Napisała tylko na
swoim palm topie: „Ktoś chciał, żebym zawiozła cię w pewno
miejsce”. Nie protestowałam. Usiadłam na motor. Ruszyłyśmy.
Zeszłam z tego jakże
wygodnego środka transportu jakieś dziesięć minut później. Moim
oczom ukazał się ogromny i wysoki budynek.
- Na górze ktoś na
ciebie czeka – napisała kobieta i odjechała.
Weszłam na samą górę.
Przede mną znajdował się ogromny taras widokowy, a na nim przy
barierce stała owa osoba. Zaczęłam podchodzić bliżej. Z każdym
krokiem byłam coraz bardziej pewna, kim on był.
- Orihara Izaya –
zmarszczyłam brwi.
- O, Ayumi-chan!
Czekałem na ciebie! – oznajmił wesoło.
- W co ty pogrywasz? –
sam jego widok wyprowadził mnie z równowagi.
- Nie powinnaś
zapytać: „Co tam u ciebie?” W końcu nie widzieliśmy się tyle
czasu – uśmiechnął się zadziornie. – Wypiękniałaś.
- Daruj sobie –
warknęłam. – Czego chcesz?
- Chyba czego ty chcesz
– wskoczył na barierkę i zaczął się po niej przechadzać,
utrzymując tym samym równowagę. – Czy aby nie pragnęłaś
popełnić samobójstwa?
- Milcz! –
krzyknęłam. – Odwal się od mojego życia!
- Niestety nie mogę.
Jestem informatorem i muszę wiedzieć o wszystkim, co się dzieje w
Tokio – znów posłał mi swój firmowy uśmieszek. - Dziewczyna
mająca talent muzyczny, która straciła całą rodzinę i została
sama z długami. Widzisz? Wiem o tobie wszystko.
- I co z tego? Znasz
moją historię, ale mnie nie znasz.
- Znam cię lepiej, niż
myślisz – zaczął przechadzać się w drugą stronę. – Niech
zgadnę. Nie wytrzymałaś już i postanowiłaś, że skrócisz swoje
cierpienie. Weszłaś na chat dla samobójców, aby znaleźć kogoś,
kto chciał się zabić, ale bał się to zrobić sam. Tak oto
trafiłaś na mnie. Przemyślałem wszystko. Kazałem tamtym kolesiom
cię porwać. Cieszyłaś się, że zginiesz. Jednak kiedy tamta
kobieta, którą zresztą też wysłałem, uratowała cię, byłaś
niezadowolona. Zła z tego powodu, że jeszcze chodzisz po tej
planecie. Zgadza się?
Przeklęłam w myślach.
Był inteligentny – to musiałam przyznać. Jego zdolności
dedukcyjne przekraczały normę.
- Powiem ci coś –
spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem na twarzy. – Jesteś
nudna. Robiłaś wszystko tak, jak zaplanowałem. Jak mogłaś mi to
zrobić? – spytał z udawanym wyrzutem. – Myślałem, że moją
przyjaciółkę z dzieciństwa stać na coś więcej.
- Przyjaciółkę? –
prychnęłam. – Ty siebie w ogóle słyszysz? Nigdy się nie
przyjaźniliśmy. Bawiliśmy się tylko razem.
- Tak, oczywiście –
machnął ręką. – To nie zmienia faktu, że jesteś nudna.
- Co ty możesz
wiedzieć o życiu… - zacisnęłam pięści.
- Wiem bardzo dużo.
Twoje problemy są naprawdę poważne. To muszę ci przyznać. Jednak
zaszłaś już tak daleko. Przeżyłaś tyle, więc dlaczego chcesz
odebrać sobie życie? – znów za mnie spojrzał. – Jesteś
żałosna. Pomyślałaś może o osobach, które spotkasz w
przyszłości? O swoim przyszłym chłopaku, przyszłych
przyjaciołach? O mnie? Jak zginiesz, stracę nowego pionka –
dodał.
- Ja ci kurna dam
pionka mendo! – rzuciłam się w jego kierunku.
Kiedy już byłam przy
nim, zamachnęłam się. On uniknął ataku, a ja wypadłam za
barierkę. Jednak złapał mnie za rękę. Wisiałam tak zaczepiona
lekko nogami o skraj tarasu. Zakręciło mi się w głowie.
- Widzisz tą krwawą
plamę na chodniku? – zapytał. – Będziesz wyglądać tak samo.
Twój trud i upór pójdą na marne. Twoje marzenia zniknął.
Zniknie twoja przyszłość. Zniknie przyszłość, którą tak
bardzo chciałaś zobaczyć.
- Skończyłeś? –
spytałam poirytowana.
- Tak – odparł dalej
wrednie się szczerząc i postawił mnie. – To twoja decyzja, czy
zmarnujesz szansę na życie, którą podarowała ci twoja rodzina.
Bye bye! – pomachał mi i odszedł.
Wtedy zawahałam się.
Nie dlatego, że bałam się skoczyć, gdyż było wysoko. W końcu
lepiej zginąć od tego, czego się boi, niż od jakiejś błahostki.
Po prostu jego słowa dawały do myślenia. Jednak nadal chciałam
zakończyć moje cierpienie. Nie myślałam już nad tym więcej.
Przechyliłam się i zaczęłam spadać. Czułam jak wiatr rozwiewa
moje włosy na wszystkie strony. W pewnym momencie dostrzegłam coś
dziwnego. Jakąś czarną poświatę. Zatrzymała mnie i postawiła
na ziemi. Naprzeciw mnie pojawiła się kobieta, która mnie tu
przywiozła.
- Czemu? – spytałam.
Nie rozumiałam nic. Nie rozumiałam, czemu mi pomogła. Przecież
nawet się nie znałyśmy.
- Bo życie nie jest
tak okrutne, jak ci się wydaje – napisała na palm topie. Już
chciała wsiadać na motor i odjechać, jednak zatrzymałam ją.
Spojrzała na mnie.
- Nie zostawiaj mnie…
Nie mam pieniędzy… Nie mam nikogo… Nie znam nikogo… Nie dam
sobie rady sama… Jeśli mam żyć dalej… pomóż mi… - po moich
policzkach spływały słone łzy.
Kobieta przytuliła
mnie. Napisała, że nie mam się czego bać. Przez kilka dni
mieszkałam u niej. Tak poznałam Celty. Powiedziałam jej, że
jedyne co umiem, to grać na gitarze, więc mi ją kupiła. Kiedy
poczułam, że jestem w stanie samodzielnie funkcjonować, wyniosłam
się. Pożyczyłam pieniądze od Toma i kupiłam sobie jedzenie oraz
zaczęłam wynajmować kiosk u pewnego staruszka. Wtedy był w
lepszym stanie. To było dwa lata temu. Dalszą historię znasz.
Odetchnęła po skończonej
przemowie.
- Teraz się wstydzę
tego, że żerowałam na Celty. Wstydzę się też mojej bezradności.
Nie wiem, co mi strzeliło do głowy wtedy – dodała.
- Naprawdę musiałaś
mieć niechęć do życia – stwierdził Shizuo swoim normalnym
tonem. Przejął się historią dziewczyny, mimo że nie chciał dać
tego po sobie poznać. Chciał dorwać gości, którzy sprawili jej
tyle cierpienia.
- Oj tam. Ważne, że
teraz jakoś sobie radzę – uśmiechnęła się. – Aż się
dziwię, że nie zasnąłeś przy tej opowiastce – zaczęła się
śmiać.
- Nie jestem taki –
zapalił papierosa. – Jak już mam słuchać, to słucham do końca.
- Arigato – uśmiechnęła
się znów. – Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. Wreszcie
się komuś wygadałam. Szczerze to nawet poczułam ulgę.
- Na mnie zawsze możesz
liczyć – odwzajemnił gest. – I nie pozwolę cię tknąć tym
gościom w garniturach.
- Arigato – powtórzyła
i zeszła z barierki. – Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego
kiedykolwiek miałam. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła –
podeszła do drzwi wyjściowych z balkonu. – Dobranoc – rzuciła
na koniec i zniknęła.
- Dobranoc…
Przyjacielem… No cóż,
może i lepiej. W końcu co on sobie myślał? Że ktoś taki jak ona
coś w nim zobaczy? To byłoby co najmniej dziwne. Przecież swego
czasu stwierdziła nawet, że jest chodzącą agresją. Westchnął i
zaciągnął się papierosem. W tym momencie poczuł się tak
cholernie samotny. W sumie cieszył się szczęściem blondynki.
Nigdy nie miała przyjaciół, aż tu nagle jednego odnalazła. I to
w jej rodzinnym mieście. Jednak nie był tak szczęśliwy, jakby
tego chciał. Chciałby poczuć, co to znaczy mieć kogoś bliskiego
przy sobie. Wiedział mimo to, że to tylko pieprzone marzenie, które
nigdy się nie spełni…