Przeciągnęła się i
przekręciła na prawy bok. Było jej tak wygodnie, że nie chciała
wstawać. W końcu otworzyła oczy, którym ukazała się postać
bruneta znajdująca się tuż przed nimi.
- Ohayo, Ayumi-chan –
ona jak oparzona podskoczyła słysząc głos Orihary.
- Ty…?! Gdzie…?! Ja…?!
Co…?! – miotała wzrokiem po pomieszczeniu, próbując ułożyć
sobie w głowie plan wydarzeń.
- Zemdlałaś z bólu
serca i zaniosłem cię do szpitala. Pamiętasz? – teraz dopiero
faktycznie pokojarzyła fakty.
- Mogłeś mnie zostawić
w spokoju. Nic by mi nie było. Przez ciebie to się nasiliło –
zmierzyła go niezadowolonym spojrzeniem. – I czemu tu jesteś?
- Uznałem, że jestem ci
coś winien – westchnął z udawanym zażenowaniem. – W końcu
wtedy nie powiedziałem ci wszystkiego odnośnie planu, ale chciałem,
żebyś była przekonująca.
- Że co? – zaśmiała
się ironicznie.
- Zapewne zastanawiasz
się, czemu od razu nie spłaciłem twojego długu po całości –
zaczął się wozić na krześle. – Otóż chciałem, żeby cię
porwali. O godzinie dziewiątej wieczorem miało dojść do
transakcji mającej na celu sprzedanie ciebie jakiejś organizacji.
Miało to podobno pokryć resztę twojego długu. Ja, wiedząc o tym,
powiadomiłem odpowiednie władze i gdyby fatycznie doszło do tej
transakcji to nie dość, że byś została uwolniona, to jeszcze
zostaliby złapani członkowie mafii. Ale wszystko popsułaś –
uśmiechnął się zadziornie. – Nie myślałem, że będziesz w
stanie uciec. Jesteś całkiem sprytna. I nie martw się, spłacę
resztę długu, jednak szkoda, że ci śmieszni idioci nadal będą
na wolności – westchnął teatralnie.
- Ktoś taki jak ty
zaplanował takie przedsięwzięcie? I ja mam w to wierzyć? -
uniosła jeden z kącików ust.
- Nie masz wyboru. Jestem
informatorem, więc nie mogę kłamać.
- Niech ci będzie –
blondynka spojrzała za okno. Była piękna pogoda. Aż żal jej
było, że teraz musi gnić w szpitalu. – Chyba muszę ci
podziękować mendo – westchnęła ciężko. – Ale tak bardzo nie
mam na to ochoty…
- Obejdę się bez twojej
wdzięczności – wstał z krzesła i po chwili znalazł się przy
jej łóżku. – W końcu jesteś jedyną osobą, która ma aż taki
znaczący wpływ na Shizusia. Muszę cię trzymać przy życiu.
- Jesteś okropny –
Itakura zmarszczyła brwi.
- I tak sporo jesteśmy
przy temacie Shizu-chana – uśmiechnął się do niej wrednie. –
Wydaje mi się, że coś planuje.
- Planuje? – tutaj na
twarzy Ayumi pojawiło się zdziwienie. – Shizuo?
- Tak – usiadł na
materacu, co wcale nie uszczęśliwiało dziewczyny. – I chyba
nawet wiem co. Powiem ci, ale na razie ma to zostać tajemnicą. Plan
wcielimy w życie potem. Zresztą on wcale nie ma zamiaru się
śpieszyć, więc nie będzie z tym problemu.
- Dlaczego mi pomagasz? –
znów zmarszczyła brwi.
- Bo nie chcę, byś
została skrzywdzona przez bestię. Tylko ludzie mają prawo
krzywdzić się nawzajem – zaśmiał się. Już drugiej osobie
mówił te same słowa i bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
* * *
Po jakiś trzech godzinach
wyszła ze szpitala. Z uśmiechem przechadzała się po ulicach
Ikebukuro. Była trochę zaniepokojona tym, że coś może się tym
razem nie udać, jednak odganiała od siebie te myśli. Wysłała
tylko wiadomość do Heiwajimy, że już ją wypuścili i teraz chce
się trochę przewietrzyć. Powinna pójść za radą Orihary i od
razu wracać do domu oraz pogadać z blondynem, jednak wolała wybrać
drugą z możliwych opcji. Sama nie wiedziała czemu. Tak po prostu.
Musiała przemyśleć sobie kilka kwestii. A zwłaszcza musiała
ochłonąć po tym, jak usłyszała, że Izaya poinformował Shizuo o
tym, że to ona go postrzeliła. Wtedy niemalże dostała kolejnego
ataku bólu w klatce piersiowej, jednak udało jej się w miarę
uspokoić. Przynajmniej była pewna, że to coś w rodzaju nerwicy.
Westchnęła. Po półgodzinie miała już dość spaceru.
Przekręciła klucz w drzwiach i weszła do mieszkania. Było puste.
Ayumi zaczęła się rozglądać i po chwili dostrzegła na stole
kartkę. Przeczytała to, co było na niej napisane i od razu
wyciągnęła telefon.
- Jest tak, jak mówiłeś
– powiedziała poważnym tonem do rozmówcy.
* * *
Stał na peronie i dopalał
papierosa. Wiedział, że w pociągu nie można palić. Był
wyjątkowo nerwowy, a ludzie najwyraźniej to wyczuwali, bo trzymali
się od niego dalej niż zwykle. Dodatkowo niewiele zabrakło, żeby
dał po mordzie nieznajomemu mężczyźnie, który po prostu śpiesząc
się przypadkowo go potrącił. Heiwajima spojrzał na zegarek. Miał
jakieś dziesięć minut. Westchnął. Sprawdzał godzinę jakieś
dwie minuty temu. Czas strasznie mu się dłużył. Może dlatego, że
po raz pierwszy definitywnie opuszcza swoją dzielnicę, w której
przecież spędził całe życie. Ikebukuro – jego dom. Do teraz.
Podjął decyzję. Pozostawił wszystko Ayumi. Uznał, że teraz jego
towarzystwo może ją tylko wkurzać. Otrzymała dom, spłaciła
jakimś cudem prawie cały dług. Po co jej do szczęścia nerwowy i
wkurzający blondyn? Itakura ułoży sobie dobrze życie bez niego. A
on musi być jak najdalej od niej, żeby jej w tym nie przeszkalać.
Był pewien, że gdyby nadal został w Ikebukuro, skończyłoby się
to znów ograniczaniem jej. Niewielkim co prawda, ale jednak.
Przydeptał papierosa i znów spojrzał na zegarek. Pięć minut.
Zarzucił sobie torbę na ramię i wyczekiwał już pociągu.
- Shizuo! – usłyszał
znajomy głos za plecami. Od razu się odwrócił.
- Ayumi? – zdziwił się.
– Co ty tu robisz? – zmarszczył czoło. – Napisałem ci na
kartce. Wyprowadzam się.
- Baka! Co ci strzeliło
do głowy?! – była na niego wyraźnie wkurzona. – Koniec tej
dziecinady! Wracasz ze mną!
- Nie – powiedział
stanowczo, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Jeśli myślała, że
jej wcześniejsza postawa w czymś pomoże, to się myliła. –
Powiedziałem. Wyprowadzam się.
- Dlaczego musisz być
taki uparty… - dziewczyna zacisnęła pięści.
- Mieszkanie ci
zostawiam. O rachunki się nie martw, bo mam zamiar je spłacać.
- Czy ty siebie w ogóle
słyszysz? – jej oczy powoli stawały się jakby zaszklone. –
Chcesz mnie tak po prostu zostawić?
On bez słowa odwrócił
się w stronę nadjeżdżającego pociągu.
- Nigdy ci nie wybaczę,
jeśli teraz odjedziesz… - po jej policzkach zaczęły spływać
słone łzy. Po chwili przytuliła się do jego pleców. – Nie
zostawiaj mnie… Kocham cię… Kocham, słyszysz… - zaczęła się
delikatnie jąkać pod wpływem płaczu.
Shizuo zamarł. Ta
wiadomość powinna go ucieszyć. Powinien skakać z radości.
Powinien wyściskać z całych sił Ayumi. A co on robił? Stał w
miejscu i nie poruszył nawet ręką. Spojrzał na swoje ręce. Bał
się. Zaczął się bać jeszcze bardziej, że skrzywdzi tak ważną
dla niego osobę.
- Ayumi, nie mogę zostać…
- powiedział wreszcie. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się
stało… Proszę, zrozum…
- To ty zrozum… Nie chcę
tracić kolejnej tak ważnej dla mnie osoby… - zacisnęła ręce na
jego koszuli. – Jeśli wyjedziesz, znów zostanę sama… Nie
przeżyje tego…
- Dwie minuty do odjazdu!
– do ich uszu dobiegł donośny głos konduktora.
- Mój brat kiedyś
powiedział… że jeśli się czegoś boisz… to musisz pokonać
ten strach… - dziewczyna wtuliła się jeszcze bardziej w jego
plecy. – Wierzę, że mnie nie skrzywdzisz… Wierzę w ciebie…
On ujął jej dłonie
swoimi i odczepił je od siebie. Po chwili odwrócił się w jej
stronę. Schylił się lekko i delikatnie dłonią otarł jej łzy. W
tym czasie pociąg zaczął odjeżdżać.
- Jesteś piękna. A z
uśmiechem na twarzy jeszcze bardziej. Więc nie płacz, tylko się
do mnie uśmiechnij – Itakura od razu zrobiła to, o co prosił ją
blondyn i przytuliła go.
- Ty natomiast jesteś
przystojniejszy bez nich – zdjęła mu okulary.
Heiwajima pogładził ją
po policzku i sam się uśmiechnął. Teraz naprawdę czuł się
szczęśliwy. Wiedział, że przy Ayumi nauczy się panować nad
sobą. Ponad to będzie ją chronił. Nie pozwoli, by została
kiedykolwiek skrzywdzona. Przytulił ją mocno do siebie i po chwili
zrobił wreszcie to, czego wcześniej tak bardzo pragnął. Wreszcie
poczuł smak jej ust.
--------
Już nie mogę dłużej. Postanowiłam, że od razu wrzucę całe opowiadanie. Mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. A co do bloga - nie mam zamiaru ciągnąć go dłużej sama. Już nie daję rady. Dziękuję wam za wszystko.
Pozdrawiam z okazji świąt,
Akemi Hiruki
Pozdrawiam z okazji świąt,
Akemi Hiruki